I Jurajskie Spotkanie Poszukiwaczy


Właściwie zlotów nie lubię i omijam je wielkim łukiem. Bo i jak polubić coś niby integracyjnego

(z założenia) - ale tak naprawdę nie służącego żadnej integracji? Jak zintegrować się z wielka gromadą ludzi gdy podzieleni są oni na wiele małych grup patrzących na siebie wilkiem i z każdym łykiem napojów... he, he "integrujących" coraz mniej się lubiący? Utopia pozbawiona sensu, twórczego podłoża, zabierająca czas, chłonąca gotówkę. Po co/ W imię Wielkiej Integracji... Pamiętam zloty sprzed lat nastu, zloty, o których wiedzieli tylko wtajemniczeni, gdzie ludzie (czytaj zaproszeni zlotowicze) naprawdę się lubili. Spało się w schronach, stogach siana lub zgoła pod drzewami. Nie było nagród i sponsorów, nie było tfu - rczych odczytów, nie znalazłeś tam nadymanych fanfaronów nazywających się poszukiwaczami ani Kasjera wyciągającego łapę po forsę za pseudo atrakcje. Więc co było? Była rzesza prawdziwych pasjonatów, potrafiących dwa zlotowe dni przełożyć na wiele późniejszych wspólnych akcji eksploracyjnych i przyjaźni trwających do dzisiaj. Ale to było dawno... W czasach, gdy wszystkie ekipy znały się i nie trzeba było krzyczeć... o Wielkiej Integracji...

 

I Jurajskie Spotkanie Poszukiwaczy

- ciężki żywot zlotowicza, powrót do korzeni (?)

 

            Na tej imprezie miało być inaczej... Przynajmniej zapewnienia o tym słyszałam wielokrotnie słyszałam od organizatora. Będzie rewela - a ty wsiadaj w auto - czekamy na ciebie... Rzadko zdarza się, by Wielki Organizator wydawał ciężko zarobione pieniądze na rozmowy przez komórę, by przekonać kogoś do swojej imprezy. I cóż zrobić? Właśnie dobiegł końca pierwszy dzień jurajskiego spotkania - a my wzajemnie konferowaliśmy "na drucie".

No, i przekonał mnie... A, że do miejsca koncentracji miałam ledwie160 km postanowiłam zaryzykować... rankiem drugiego dnia zlotu.

 

Piątek drugi dzień Jurajskiego Spotkania Poszukiwaczy

Komu wcisnąć dzieci???

 

            Późne decyzje zwykle pociągają za sobążne konsekwencje. Mnie też to nie ominęło – nie dość, ze straciłam pierwszy dzień i nocną imprezę w malowniczych, oświetlonych świecami murach zamku w Mirowie – to jak na złość przyszło mi jechać z para szkodników, (czytaj; dzieci), których w połowie długiego weekendu nijak nie dało się wcisnąć kochanej rodzince.

A szkodnik to zwykle kłopoty … Lub, co gorsze ciągłe kombinowanie, – komu by na takim zlocie wcisnąć parę diabłów??? Ot trudne życie zlotowicza.

            Zaczęliśmy od Olsztyna. Piękny kiedyś zamek, a dziś urocze ruiny były miejscem gdzie umówiliśmy się z tymi, co nie zwlekali i … przybyli na czas. Już, już podczas spaceru po skałkach i resztkach wapiennego muru, gdzie diabły tratowały wszystko na swej drodze i wsadzały małe nosy w każdą dziurę czuliśmy niepokój. Wybitnie zbyt swojsko się tu czuły …

Za dobrze, za sielsko, zbyt pewnie … A to zwiastuje WIELKIE KłOPOTY! I wreszcie chwila spotkania … Warszawa, śląsk, Olsztyn, Braniewo, Gdańsk, łódź, Legnica, Dęblin … właściwie sami swoi. A reszta spóźnialskich nadal gdzieś na trasie prowadzącej na Jurę Krakowsko – Częstochowską. Nikt nie nawalił … wszyscy zaproszeni niemal w komplecie. Ba, są nawet … hi, hi … delegaci z krajów muzułmańskich … Wypisz, wymaluj obaj wyglądają jak odłam ramienia zbrojnego Osamy Bin Ladena. Cóż to? Myślicie, że uzbrojeni??? Nic z tych rzeczy. To chusty na głowach założone na wzór arabski tworzyły mylny obraz. No i miny wojownicze! Po śmiechach i powitaniach musiało paść pytanie – Cóż to za niecodzienne nakrycie głowy? Hm, odpowiedź banalna … Kochane, upragnione po długiej zimie słoneczko, zwiastun dni pięknych, ciepłych dokonało … masakry. Oczywiście pięknie wygolonych głów – Kruka i Muzzy-ego. Prezentacja …i wielki śmiech. Soczyście czerwone łysiny (sorry Panowie) przypominały mi czerwone dupska pawianów z mojego łódzkiego ZOO. Tak trzymać – nigdy nie widziałam lepiej opalonej głowy w połączeniu z tragicznie zbolałą miną właściciela. Toteż przyszedł czas na ochłodę. Głów i gardeł. Stacja zborna u podnóża góry zamkowej i długo oczekiwany moment subtelnego sssssssss…syku PIWA WARKA z nalewaka. Wielka Integracja??? Ech, nic z tych rzeczy … bo i po co, skoro ten i ów i tak razem nieraz działali i pewnie nadal będą to robić! Zwykłe pół godzinki relaksu, po ciężkich trudach zbiegania ze wzgórza … No i pojawiają się kolejni spóźnialscy. Tym razem Breslau (o! przepraszam wrażliwych, oczywiście Wrocław). Widać, że zaspali, – bo łysina bledziutka, oj bledziutka …I następny punkt programu dnia drugiego. Ostrężnik. Ale pech … tuż przy przy parkingu … bar serwujący pstrąga z wody.

A jakże z masełkiem i cytrynką. Szturm, jaki przypuściliśmy na bar był godny najlepiej zorganizowanej grupy … he, he, he. Poszukiwawczej oczywiście! Porażka … nikt się nie załapał. Brakło! Ale … na pocieszenie ssssss …i wszyscy wiedzą, Piwo Warka. A ponieważ spalonych głów to nie wychłodziło (bo i jak?) … padła propozycja, by ratować łysinę organizatora kefirem, maślanką lub czymś podobnym. Jedynym podobnym i dostępnym naturalnym środkiem na oparzenia był … jogurt (Firmy Bakoma – Sponsora zlotu). No, i padło.

Kruku niemal siłą zmuszony, na kawiarnianym dziedzińcu umył głowę jogurtem. żałujcie, że nie widzieliście tego. Całkowity odjazd, choć chętnych do konsumpcji – jakiego smaku użył nie było.

 

I kolejny punkt programu – a raczej przerwy w programie – powrót do Mirowa, na pole namiotowe. Szum, rwetes, spóźnialscy rozbijają „legowiska”, dobił Kraków, są też Ci, którzy nocują na działce JMS-a, czyli Tarnów i inni. Znów powitania. Dzieci zmęczonych rodziców bratają się … Ot, życie zlotowe.

 

            I następna niespodzianka piątkowa. Wykopki. To chyba ten moment, który lubi każdy poszukiwacz. Kruku, zaaferowany pogania … - India rusz się! Potrzebne miejsca w samochodzie. Gadanie! Ja jestem gotowa. To Nowik rozkłada namiot, inni Panowie dmuchają moje 3!!! Materace, ja mam czas mogę jechać! A jakże! Ale, ale … właśnie coś „strasznego” zaświtało mi w głowie. Szkodniki!!! Szlag by to! Na całym polu namiotowym nawet śladu po szarańczach. Cholera! Czyżbym je gdzieś zgubiła? Chwila zastanowienia i jakieś luźne skojarzenie, że niedawno godzinkę temu słyszałam pytanie czteroletniej córy: Mamo czy mogę pójść obejrzeć zamek? Oczywiście w rozgardiaszu pewnie kiwnęłam głowa na zgodę. Jezu! Zimny pot mnie oblał … Kolejne skojarzenie … była z nią dwójka dzieci. Kur… również małych (7 i 11 lat) i chyba syn.

No, pięknie India – rzucił Przemek – a czy wiesz, ze na tym zamku (Mirów) były śmiertelne ofiary??? Nowik klął, coraz bardziej blednąc. Awantura wisiała w powietrzu. Ne doczekałam jej ... ruszyłam pędem na zamek.

Ze mną Przemek. Lotem błyskawicy pokonaliśmy te sześćset metrów. Już na wzgórzu rozglądając się zapytałam; I co? Widzisz je gdzieś? Rany! Jak ja się wtedy bałam. A Przemek spokojniutko pokazał palcem w górę - na ostatnia barierkę tuż przed wieżą. Były! Wszystkie cztery sztuki diabłów. No, ładnie się wdrapały. A ja po prostu osłabłam jak to zobaczyłam.

 I powiedziałam twardo: Nie idę! Bo pozabijam! Reszta zajął się kumpel. A dzieciaki? No, cóż ... z wypiekami na twarzy opowiadały - jak super było, jaka fajna studnia a obok niej groby. Też fajne. Jak wysoko, jak musieli moją córę podsadzić ponad metr żeby weszła do jaskini itd. A w ogóle to co j się martwię przecież tu bezpieczniej niż w podziemiach. A oni nie są tacy mali - bo mają w sumie 34 lata!!! Hm, kłopoty się zaczęły ... a to było dopiero preludium. Nim wróciliśmy ze zgubami z mirowskiej warowni, większa część uczestników zlotu pojechała kopać. Sam diabeł wie gdzie?

A my ... wzbogaciliśmy się o dwoje dodatkowych dzieci. Co to znaczy, to chyba każdy wie ... KATASTROFA. Zwłaszcza, że oni - już zorganizowaną paczką byli - i mieli własna koncepcję na spędzenie reszty dnia. Cztery gęby wciąż truły nad głową, że znów chcą ... na zamek. Bo fajne dziury i skały ... Cudnie się zapowiadało. Wobec braku zgody wspólnie z pozyskanym nowym piątym szkodnikiem poszły taplać się w błocie. Dosłownie. Nie wiem gdzie miałam mózg, żeby nie sfotografować tego. Ze o szorowaniu i myciu (przez rodziców z sąsiedniego namiotu) najbardziej aktywnego "dzika" nie wspomnę. A propos - Krzysiu - ładnie to tak nazywać swojego syna "dzieckiem Rumunów"?

            Gdy już miałam dość i byłam skłonna zaszyć się w namiocie, z dala od cudownych dzieci z nieba spadł ratunek. Gdańsk i Wrocław ... idzie na zamek. Uff dzieci poszły również. Błogi spokój. Krótko. Powrót wykopkowiczów, pierwsze fanty i kolejny ostatni punkt programu: ognisko. Potwory wzmocnione "dzikiem" próbują przestawić nam namiot ... A co? Przecież się bawią.

I wreszcie błogi, ciepły ogień.

 

 

Są wszyscy. A że chłodno - to tym razem na rozgrzewkę Piwo Warka i inne ulubione specjały. Nie pamiętam jakie ... Oj, ciężki żywot zlotowicza. Znajomych pełno, tu trzeba dotrzymać kroku, potem tam itd. śpiewy, dyskusje, petardy i dyskretna prośba obozujących obok harcerzy wypowiedziana ustami druha: proszę państwa czy można prosić o trochę ciszy? ... Wszystko można Panie Druhu! Ale ... KTO PORWAł PIWOWARKA??? - rozległ się silny głos od naszego ogniska. A fe! Wstyd harcerze i ... PORWALI PIWOWARKA!!! Hasło w lot zostało podchwycone przez wszystkich i towarzyszyło nam do końca zlotu ...

 

Sobota. Trzeci dzień.

Gdy dzieci biorą się za materiały wybuchowe ... to jest z tego ... duży smród.

 

            Oj, ciężko zaczęła się sobota. Zespół dnia drugiego ... A tu trzeba działać. Zamki czekają ... Lasy wzywają ... Zlotowicze podzielili się na grupy. Część jedzie do Ostrężnika i innych warowni. Część na Pustynię Błędowską, inni na skałki. Ja z synem chcę na skałki. Sprzęt przywiózł Janusz.

 

 

Jezu! Ale jak się wspinać gdy w głowie szumi? No, no ... moi Państwo bez domysłów ... To ciśnienie zaczęło gwałtownie spadać. W rezultacie wrzucamy w bagażnik detektor, bo co ma tak sam zostać w namiocie ... i na górkę gdzie rozbrajała się w 1939 roku 7DP. Z nami dodatkowe dziecko. Ledwie dojechaliśmy na parking pod Ostrężnikiem lunął deszcz. Ale co tam? Choć chwilę połazimy. Szarańcza marudzi ze zimno i mokro. Jedynym łupem jest podkówka z buta wojskowego! Znów wykopki szlag trafił. Tak to jest gdy przedszkole łazi za wami. Zmoczeni wróciliśmy na pole. Wszystko zlało równo ... i co poniektórzy zaczęli zwijać namioty.

Twardzi faceci wystraszyli się deszczyku. Wstyd.

            Po południu znów wykopki. No i rozdanie nagród ufundowanych przez sponsorów. Nawet cienia zainteresowania nie przejawiłam. Zwyczajnie miałam dość. Ale ... zamiast mnie na ten wykopkowy turniej poszedł mój detektor w towarzystwie dwóch szperaczy. Niezły system ... zwłaszcza, że wygrałam nagrodę ... O przepraszam - piszczałka wygrała. Przekręt? Nic z tych rzeczy! Sponsorzy zadbali o dobry humor każdego uczestnika. Każdemu cos wpadało do plecaka ... A w tym czasie ... gdy większość walczyła w lasach zorganizowana już na dobre banda małych szarańczy - wcielała w życie swój nowy pomysł. Uzbrojeni w petardy poszli "wysadzać" ... kibel. He, he, he ... sama nie wiem po kim maja takie zainteresowania? A królewski przybytek to nic innego jak cztery osobne leśne ustępy typu - szaletu wiejskiego.

Nic dodać nic ująć. Doskonałe miejsce na eksperymenty. No i dzieciaki wykorzystały to ...

Pęk petard, różnych wielkości odpaliły ... w dole kloacznym. Uff ... rozwalić niczego nie rozwaliły ale ... smród jaki wywołały był godny najbardziej spektakularnej akcji. śmierdziało, że hej!

Jak przystało na latorośle poszukiwaczy - radość z przedsięwzięcia była tak wielka, że pół godziny później ... drugi przybytek potraktowały identycznie. Ech ... ciężki żywot zlotowicza z dzieckiem.

            Co by odreagować po "niespodziankach" szkodników, wieczorem pięcioosobową grupą pojechaliśmy kopać ... I znowu pełno przygód. Traf chciał, że w drodze powrotnej znajomy wjechał nie w tę drogę i ... spadliśmy autem do wielkiego piaszczystego rowu przy dróżce leśnej. Bomba! Ciemno. Głucho. Nikogo. Tylko my dwoje i pytanie - wydostaniemy się czy ...

Po godzinie mozolnych trudów odkopywania maluszka saperką ... zadzwoniłam po pomoc.

Komórka o cudowny wynalazek! Bez niej spalibyśmy w piachu ...

Przyjechał Nowik, Kruku i Pall Mall. Hi, hi, hi ... przeżyli szok - gdy zobaczyli gdzie nas zaniosło.

Ale czterech chłopów to wielka siła. Wyciągnęli!

            Wróciliśmy gdy ognisko płonęło pięknym ogniem. Wróciliśmy gdy w Mirowie sklepy

z Piwem Warka były zamknięte ... Ot, żywot zlotowicza.

 

Niedziela. Czwarty dzień!

Wielka ucieczka ...

 

            Ostatni dzień zlotu przywitał nas słoneczkiem. Mnie ... zespołem dnia trzeciego, he, he, he ... Oczywiście zmęczenie mam na myśli. Toteż żadna siła nie wyciągnęła mnie z namiotu na poranne wykopki. A szkoda ... Bo to dopiero był prawdziwy żywot poszukiwacza.

"Słuchaj India, biegli z rozwianym włosem. Wyglądali jak rycerze ... Zastanawiałem się czy trafili skarb i robią wyścigi do auta - kto pierwszy złapie kilof??? A moment później pomyślałem czy aby nie uciekają przed kimś? Wyglądało rewelacyjnie ... Kątem oka wyłowiłem niebieski, służbowy samochód" - tyle Kuba. Hm, to fajna chwila ... gdy poszukiwacze zwiewają przed atakiem niebieskich klonów. A zrobili to perfekcyjnie. Pierwszy zwiał Nowik z kolegą

Pall Mall-em. Tak się biedaczki spieszyli, że ruszając autem zostawili po sobie koleinę głębokości 30 cm!!! Wjazd na pole i krzyk ... pakujemy się samochody przestawiać itp.

Bo ... niebieskie klony atakują ... gdy przyjechała reszta ... nastąpiła konsternacja ...

Nowik z Robertem tak wyrwali, że zapomnieli zabrać z lasu żonę kolegi ... Odjazd zupełny ...

Zostawili  samą, jedną kobietę narażoną na ... atak niebieskich klonów.

            Około południa zakończenie imprezy i pożegnania.

 

Wnioski:

            Ja nadal nie lubię zlotów, ale ... zaświeciło małe światełko. Kruk choć nie zna dawnych czasów starał się o powrót do korzeni. Myślę, że to zasługa tego, że ludzie którzy przyjechali w większości znali się. Nie było awantur, animozji. Wielka Integracja? Chyba też nie. Po prostu luz, fajna atmosfera, pełna wolność. Każdy robił co chciał, a potem wspólne wieczory przy ognisku. Było fajnie! Ile to kosztowało? Mnie na cztery osoby - 20zł koszty noclegów, oraz benzyna na przejazdy. żadnych innych opłat.

 

Zlot sponsorowali:

SANFORD POLSKA, BAKOMA, PENelektronik, MAGAZYN PODRÓżE, Producent wykrywaczy Z. Nowak.

 

Firma TIMEX nie wywiązała się z umowy, podobnie wydawcy (autorzy) nowych serii książek "Pan Samochodzik".

 

Dziękuję Toperowi za przepisanie tekstu na kompie.

 

                                                                                                                     

India