Szokujące spotkanie


Jeśli było by to spotkanie z lesniczym to bym się mocno ucieszył. W lipcu 1998 roku wybrałem się z kolegą do Gorzyczek blisko granicy z Czechami. Na miejscu czekało na nas dwóch kolejnych. Postanowiliśmy spenetrować niemieckie okopy w lesie koło miejscowości Turza. Po kilku godzinach przekopywania ziemi z dość mizernym skutkiem ( kilkanaście łusek 7,92mm , dwie "potężnego kalibru" 14,5mm oraz jednego pełnego naboju z pepeszy) postanowiliśmy wrócić na obiad do kolegi. Po drodze coś się nam pochrzaniło no i weszliśmy pomiędzy pięknie zachowane okopy. Wykrywacz w ruch! Już po minucie z ziemi wyciągamy kilkunasto centymetrowe łuski! Metalowe kal.85mm. Pół godziny radości. Kiedy usiedliśmu na chwile leśną drogą kilka metrów od nas przejechały dwa motocykle. Początkowo nikt nie zwrócił uwagi na kierowców. Krążyli przez kilka minut po lesie po lesie i wracają. Stałem oparty o drzewo gdy kolega kopnięciem ściął mnie na ziemie. Chcąc mu przykopać wstaje a ten rzuca się na mnie i karze siedzieć cicho. Kilka metrów od nas przejeżdżają dwie śliczne terenowe "Hondy" z czeskimi żołnierzami. Obydwaj zatrzymują się dosłownie sześć metrów od nasi zapalają papierosy. Myśle sobie - wypalą i pojadą. A oni tymczasem z motorów i ściągają bluzy. Opalają się! 10 .... 20 ..... minut. Mnie już diabli biorą - pić się chce a rowery z torbami leżą między nami i Szwejkami. Patrzę na kumpli jeden leży na łuskach i pęka ze śmiechu, drugi do połowy w wykopanym dole i wykonuje jakieś dziwne ruchy. Padł w pobliżu mrowiska :))))))))) Wreszcie trzeszczy ich radio. Dość prędko się zebrali i poczuliśmy wspaniały zapach spalin. Wszyscy zerwali się po rowery. Po drodze udało nam się zabrać dwie łuski. Oczyszczone stoją teraz w warsztacie u kolegi w Gorzyczkach (szkoda że nie mam zdjęcia). Strat nie poniesliśmy ale jeden z nas przypłacił całą wyprawe bąblami na nogach. Co ciekawe, po dokładnym obejrzeniu mapy weszliśmy na prawie kilometr na czeską strone, a przez granice przechodziliśmy kilka razy. Do dziś śmiejemy się z tego.