Lublin, Lublin, jest ktoś z Lublina???
Dziś trochę inaczej- a mianowicie: kto mi zidentyfikuje opisane w załączonych wspomnieniach miejsce i wrzuci aktualną jego fotę, ten coś dostanie... *** Więzienie, gdzie musiałem wstąpić, było takie, jakie sobie młodzież czytająca romanse zwykle wystawia. W części zachowanej opustoszałego jezuickiego klasztoru, po ciemnych schodach, a raczej szczątkach schodów, między murami czarnymi wiekiem a mokrymi wilgocią, wszedłem do korytarza, gdzie nie okien, ni stropu, a światło wciskało się tylko dziurami o dwa piętra wyższego dachu. W głębi korytarza w izbie sklepionej, silnymi kratami opatrzonej, stał na środku stół, na stole krucyfiks. Przy drzwiach dwóch grenadierów cicho usunęło w krzyż sparte karabiny, bo i ja cicho postępowałem ku nim, jak gdybym bał się obudzić, jak gdybym chciał stłumić złowieszczy odgłos mych kroków. W alkierzu na lewo pacierze mówiono. Dopiero po przeczytaniu wyroku przeprowadzają więźnia w inne miejsce i księdza przywołują. Je jednak tak zastałem jak powiadam. Może z niedoświadczenia uchybiono zwykłym formalnościom. W alkierzu na tapczanie siedział więzień, głowa na piersi zwieszona, ręce na kolanach złożone, obok niego kapucyn. Wstali obadwa. Mnie głosu zabrakło- ale i w całym gmachu jakby wszelki ruch zastygł- życie cofnęło się w serca- postawy były jak z kamienia. – ‘Przynoszę ci wyrok sądu’- odezwałem się nareszcie i lubo cicho przemówiłem, głos mój tak przykro się rozległ, że groźnie wkoło spojrzałem, jak gdybym chciał milczenie nakazać. ‘Przynoszę ci wyrok sądu’- powtórzyłem. –‘Wiem, wiem, panie poruczniku…ale cóż ja takiego wielkiego zrobiłem. Zlituj się nade mną. Ratuj mnie.’- Ukląkł, objął moje kolano i zaczął głośno płakać.- ‘Nie lękaj się- rzekłem- wiem że dostaniesz pardon na placu…Jesteś na śmierć skazany.’ Potem rozwinąłem długi wyrok i tylko potwierdzenie ministra wojny przeczytałem. Bo każdy podobny słuchacz może powiedzieć jak Książę Moskwy: ‘Na cóż tych frazesów, Michał Ney i garść prochu’. Przeczytałem więc prędko i kazałem mu przynieść wódki. Stamtąd poszedłem do wąskiej, długiej izby na drugim końcu korytarza, gdzie od kilku miesięcy reszta winowajców czekała wyroku. Tam z wybladłych i zarośniętych twarzy wytrzeszczone oczy wlepiły się we mnie, jakby własny słuch wyprzedzić chciały. Przeczytałem: Ośm lat więzienia w kajdanach. Jeden tylko jak odpowiedział jęk głęboki, przeciągły, którego nie zapomnę, póki żyć będę. Nazajutrz na placu przed Kapucynami, tam gdzie teraz pałac komisji wojewódzkiej, czyli raczej, niestety, guberskiej, odczytałem raz jeszcze wyrok z konia wobec oddziałów z różnych pułków zgromadzonych na tę okropną uroczystość. A gdy konia zwróciłem, huknęły wystrzały jakby jeden. Wyrok został spełniony.
|