Trochę to spóźniony post, ale cóż robić w długie zimowe wieczory, jeśli nie rozmyślać nad tajemniczym zajściem w lasku koło sztolni. A i upływ czasu daje pewien dystans do sprawy.
<BR>
<BR>Drogi Vikingu. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Tylko nie chodź po lesie dla niepoznaki z koszykiem po śniegu, bo każdy idiota się domyśli, co z Ciebie za grzybiarz. “Teraz w styczniu to już lepiej na poziomki” – jak mówili w Kabarecie Dudek. Piszę o tym dlatego, że najpierw wspomniałeś o zabraniu koszyczka, a potem o pierwszym śnieżku. Wiem, że rzecz się działa na początku października, ale grzybów w śniegu się nie zbiera, bo są zmarznięte.
<BR>
<BR>Myślę, że teorie o wszelkich poniemieckich “Wilkołakach”, starych wehrmachtowcach lub strażnikach skarbów można w tym przypadku wrzucić między bajki. Dlatego, że rozwiązania najprostsze są najlepsze i najbardziej przekonujące.
<BR>
<BR>Wspominałeś, jak chłopcy opowiadali, że gdy ludek ich ostrzelał, to w skale pozostały odpryski. Sprawdziłeś, czy rzeczywiście tam są ? Świeże odpryski w skale są widoczne miesiącami, zanim się “spatynują” albo pokryje je np. mech. Jeśli odprysków nie ma, to i przygody chłopaków nie było. Jeśli są – warto się jeszcze chwilę pogłowić.
<BR>
<BR>Myślę, że facet nie ma żadnych czujników, kamerek i wykrywaczy amoniaku, bo to zbyt finezyjne i kosztowne. Każde takie urządzenie wymagałoby zasilania – albo z sieci (3 km kabla) albo z baterii/akumulatora. W tym drugim przypadku już widzę jak facet co parę dni lata te trzy kilometry, żeby zmienić zasilanie, a w czasie mrozów – nawet częściej. I tak przez całe życie. <IMG SRC="/Forum/phpBB/images/smiles/icon_smile.gif">)))
<BR>
<BR>
<BR>Kamerka - np. zamontowana np. na drzewie – odpada, bo jest kosztowna i w dodatku trzeba gapić całymi dniami w monitor. Pozostaje też sprawa przekazu obrazu, bo jak wspomniałeś najbliższe zabudowania są o ok. 3 km dalej. Jeśli drogą kablową to inwestycja jest droga, jeśli zdalnie – to też drogo i w dodatku trzeba mieć elektronikę w małym palcu. W dodatku byle kto może kamerkę świsnąć sprzęcik i “po jabłkach”.
<BR>
<BR>Najprostsze i najtańsze rozwiązanie to – według mnie zamontować na drzewie zwykły czujnik ruchu (taki jak np. na schodach, albo przed posesjami do automatycznego uruchamiania oświetlenia). Kosztuje w markecie 40 – 50 zł. Wystarczy wymalować taki drobiazg w barwy ochronne, powiesić na drzewie i spiąć go z dzwonkiem elektrycznym zamontowanym nad łóżeczkiem w domu. I już. Taki czujnik zwykle wychwytuje ruch na odległość 10 – 15 metrów. Trzeba go jeszcze tak skierować, żeby nie chwytał w zasięg np. drobnej zwierzyny (bo wtedy mnóstwo biegania pod sztolnię z powodu aktywności byle zająca) tylko na wysokości ok. 1,5.
<BR>
<BR>Ale i tu pojawiają się problemy (jak w przypadku kamery) – 1 zasilanie, 2 przekaz sygnału. No, ale jak ktoś się uprze, to te trzy kilometry poprowadzi przewód po koronach drzew od sztolni do domu. Myślę, że w ziemi, nawet na małej głębokości, nie prowadziłby go, bo to ogrom roboty. Mógł sobie facet potanić koszty inwestycji “organizując” przewód. W końcu ktoś kradnie przewody TPSA i wcale nie jest powiedziane, że wszyscy to robią na sprzedaż, no nie?
<BR>
<BR>Żeby uniknąć zabawy w przewody, to hipotetycznie mógł spiąć czujnik z urządzeniami nadajnik/odbiornik radiowy i bawić się zdalnie. Albo zrobić zestaw: czujnik ruchu + telefon komórkowy z kartą “pop” albo “tak-tak” i ustawić tak, że taki pakiecik z dzrewa dzwoni do niego na komórkę. Wygodne, bo ludek dostaje cynk nawet gdy jest poza domem, ale w obydwu przypadkach trzeba się znać trochę na elektronice i nadal pozostaje kwestia zasilania “ustrojstwa” na drzewie.
<BR>
<BR>Jeśli nadal chcesz wyjaśnić zagadkę, to warto się jeszcze raz wybrać w te strony i pooglądać korony drzew w pobliżu, póki nie ma liści. I nie ma co się bać, bo facet, nawet jeśli czegoś pilnuje, to nie może sobie pozwolić, żeby strzelać do byle grzybiarza, spacerowicza, miłośnika przyrody, przyrodnika-zbieracza mchów itp. (niepotrzebne skreślić). To zrozumiałe, że przypadkowi ludzie - przechodząc zainteresują się sztolnią. Gdyby każdy, kto w okolicy zaglądnie do jakiejś dziury dostawał “czapę” to mielibyśmy tam “jeden uroczysty cmentarz”.
<BR>
<BR>Gdyby facet straszył każdego flintą, to osiągnąłby efekt przeciwny do zamierzonego. Zainteresowanie rosłoby, ktoś by się poskarżył, doniósł na policje albo mediom i wkrótce “ludek” miałby tam “strefę11” zamiast osnutego mgiełką tajemnicy zadupia, o które tak dba. Zakładam, że Twoich kolegów postraszył, bo zaczęli tam roboty inżynieryjno-eksploracyjne na skalę lokalną. Ale jak się pójdzie tam na zwykły spacerek vel rekonesans, to nie trzeba się czaić.
<BR>
<BR>Warto też “Ziuta” sprowokować. Wystawić czujkę w pobliżu sztolni – np. jednego albo dwóch kumpli z głową, a drugą ekipą pojawić się we wsi. Pochodzić po wiosce w środku dnia, popytać o niego, albo o sztolnie, opowiedzieć w sklepie albo knajpie, że się “szuka takiej jednej sztolni”. Potem się przespacerować pod sztolnię i pokręcić się tam, niezbyt cicho i niezbyt krótko – dać mu czas na reakcję. Potem pomaszerować dalej, tak żeby facet idąc za Tobą/Wami musiał przejść koło kolesi na czujce. W bardziej urozmaiconym terenie można zrobić ciasną pętlę, i spróbować wyjść za nim, albo na niego, żeby się przyjrzeć. Albo wrócić do wioski i odjechać, a chłopcy z czujki mogą za facetem pochodzić, żeby ustalić, gdzie mieszka. Nie ma siły, nie jest duchem, musi zostawiać ślady na śniegu. Nawet jak pójdzie ubitą drogą to musi z niej zejść – są duże szanse ustalić gościa. Jak się wie, gdzie pacjent mieszka to zawsze, na czas kopania, można wystawić jedną osobę “z komórką” na obserwacji domu. Jak ludek wyjdzie “na spacer”, to wy zdążycie zniknąć ze sztolni, bo on chyba ma parę kilometrów do przejścia.
<BR>
<BR>Wszystkie powyższe dywagacje są chyba jednak niepotrzebne, bo myślę, że wyjaśnienie zagadki jest bardziej prozaiczne. Myślę, że “leśny ludek” przypadkowo się zwiedział, że chłopcy buszują w sztolni i zaczęło go to boleć. Pewnie, jak to po wioskach, facet kłusuje, to i ma jakąś pukawkę. Może nawet przez przypadek wracał z kłusowania i natknął się na chłopaków wychodzących ze sztolni i parę razy do nich rymnął, w myśl prostej zasady ludności rolniczej naszego kraju: “co mi tu k... bedom gnoje łazić”.
<BR>
<BR>W powyższym przypadku mógł się objawić syndrom bezinteresownej zawiści, znany szerzej pod nazwą zjawiska społeczno-obyczajowego “Pies ogrodnika” (sam nie zje i drugiemu nie da).
<BR>
<BR>Być może mamy też do czynienia z archetypem tajemnicy, która łączy i dowartościowuje tych, którzy ją posiedli i pielęgnują. Chodzi o wąskie grono z tzw. lokalnej społeczności (wioskowej). Pewnie młodzieńcy i co starsi “ochleje” znają opowieści, że “Niemce tu cosi zakopały we wojne”. Wieczorami w knajpie, przy piwie nieraz sobie obiecywali (już z pokolenia na pokolenie), że kiedyś pójdą, wykopią; staną się mądrzy, bogaci i sławni. Ale jak to z takimi planami bywa - ulatują z głów bohaterów, gdy głowy trzeźwieją. Co najwyżej, następnym razem, w knajpie można się dowartościować i zaimponować najmłodszym kompanom od kieliszka, że “Kazek, Borowy, Bukowy i jo” (to “jo” jest zwykle najważniejsze) “wiemy, znamy i trzymamy w tajemnicy, ale tobie zdradzimy bo jesteś fajny gość i postawiłeś flaszke”. Na koniec mówią jeszcze adeptowi pijaństwa plemiennego: “kiedyś cię tam zabierzemy” i klient jest ugotowany. Czuje się dopuszczony do wielkiej tajemnicy.
<BR>
<BR>Coś z tych bełkotów knajpianych, albo opowieści po domach przy świeczce, w przepitych głowach jednak zostaje i jak się widzi obcych, którzy stanowią zagrożenie dla owej “tajemnicy” , to wtedy myślenie jest krótkie: trza rymnąć do gości z obrzyna dla postrachu (bo gdy obcy odkryją zagadkę, to tajemnica przestanie być tajemnicą, a tubylcy przestaną być wtajemniczeni). W sumie dla ludzi z wioski owym skarbem jest samo posiadanie tajemnicy, a nie to, co się za nią kryje.
<BR>
<BR>Podsumowując: warto, żebyś zbadał prawdziwość zeznań swoich kolegów, a jeśli okażą się prawdziwe - pochodzić za leśnym ludkiem z ciekawości. Myślę, że z powodzeniem można też go zignorować i po prostu kopać, byle w dzień, bo w nocy (gdy rozum śpi) w głowach lęgną się upiory. Podejrzewam, że tak bardzo mu na tym wszystkim nie zależy, żeby aż chciał dostać dożywocie za kilka marnych trupów poszukiwaczy.
<BR>
<BR>Owocnych penetracji. <IMG SRC="/Forum/phpBB/images/smiles/icon_wink.gif">)))))
<BR>
<BR>Bo to już tak jest, że: [addsig]
|