Sorry Asia, że się wtryniam w Twoją robotę, ale po ostatnim wpisie Jacka na stronie PZE wkurłiłem się okrutnie. Poniżej wklejam ten wpis. Ufam, że nikt nie będzie miał mi tego za złe. Okazuje się, że co poniektórzy nadal myślą jak za komuny i prawo postrzegają na zasadzie zezwolenie - ograniczenie - kara. Zupełnie jak nasz pożal się boże prokurator generalny. Ileż jeszcze pokoleń musi zemrzeć, aby to postbolszewickie postrzeganie prawa zatarło się w mózgach ludzi? Reduta powinna sobie zadać pytanie po co powstała. Jeśli tylko po to, by siać ferment bez krzty konstruktywnego podejścia, to teraz jest dobry czas na samorozwiązanie. Prawo powinno być systemem opartym na edukacji i poczuciu obowiązku obywatelskiego. Czytając ten komunikat dochodzę do wniosku, że obu tych przymiotów brakuje panu prezesowi Majchrowiczowi. Trzeba znać swoją granicę kompetencji i mieć cywilną odwagę zamilknąć, jeżeli sprawa przerasta możliwości. Oto tekst:
Wolność czy reglamentacja? 06.07.2020
Czyli, w którą stronę zmierzają rozmowy w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz jak kreowany jest przekaz do poszukiwaczy.
Przed nami kolejna tura rozmów dotyczących zmiany ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Nie będę się rozwodził nad całością projektu, dotknę jedynie kilku spraw, które ostatnio wywołały burzę pomiędzy uczestnikami spotkania, a które pokazują jak łatwo wylać dziecko z kąpielą, gdy nie poświęciło się dostatecznie dużo czasu na edukację i rozpoznanie tematu. Problemy, które poruszę są klasycznym przykładem pułapek jakie na nas czyhają i jak łatwo dać się w nie złapać. Nie chodzi tu o rozpętanie awantury lecz pewne sprawy wymagają wyjaśnienia, bo kilkuletnia praca może zakończyć się spektakularną klapą z powodu nieodrobienia lekcji przez osoby chcące reprezentować środowisko.
I. Podczas spotkania padło zapytanie ze strony ministerstwa: jak głęboko można pozwolić poszukiwaczom na wykopywanie przedmiotów w tym wielkogabarytowych na terenach tak zwanych „zielonych”, czyli niearcheologicznych, gdzie dotychczasowe badania nie wykazały stanowisk?
Zdaniem przedstawicieli PZE oraz większości uczestników spotkania było jasne, że nie ma podstaw do żadnych ograniczeń w tym zakresie o ile właściciel terenu lub inne przepisy tego nie ograniczają. Skoro nie ma w takim miejscu stanowiska archeologicznego, to wydaje się to logiczne.
W tym momencie zadano nam pytanie, co w przypadku odkrycia zabytku archeologicznego?
Podobnie jak powyżej większość uczestników uznała, że wtedy obowiązywać powinny poszukiwacza pewne procedury i obowiązki takie jak: Natychmiastowe przerwanie prac, niezwłoczne powiadomienie konserwatora, wstrzymanie poszukiwań w obrębie znaleziska do czasu rozstrzygnięcia przez konserwatora co do zabytkowości znaleziska i zakwalifikowania terenu jako „archeologiczny” lub „niearcheologiczny”
W tym momencie padł ze strony ministerstwa argument, że jakieś wartości głębokości musimy/powinniśmy jednak podać.
Rozdźwięk, jaki się pojawił podczas dyskusji to propozycja Zbyszko Janiszewskiego, reprezentującego Redutę, by ograniczyć te poszukiwania do warstwy ornej, bo jak tłumaczył: nie ma mowy w takim przypadku o naruszeniu tak zwanego kontekstu archeologicznego.
W taki sposób można było się wypowiadać 25 lat temu, gdy świadomość detektorystów była na poziomie odkrywania, że istnieje coś takiego, jak nauka nazywana archeologią. Dziś, gdy zasiadamy do rozmów przy stole ministerialnym, naprawdę nie wypada pokazywać, że się zadania domowego nie odrobiło, kontestując za to z upodobaniem pracę i działania PZE. Wyjaśniam, o co chodzi i dlaczego naszym zdaniem taki zapis w ustawie byłby idealnym powodem do nadużyć urzędniczych, które nam doskwierają i z którymi walczymy z wielkim trudem. Po pierwsze, jak odróżnić warstwę orną bez odkrywki archeologicznej zwłaszcza na terenach, gdy prace rolnicze zostały zarzucone lata temu? W jaki sposób ją zmierzyć, gdy przyjmiemy wariant w centymetrach, skoro orka prowadzona jest na różnych głębokościach? Co z terenami leśnymi, gdzie grubość humusu uzależniona jest od wielu czynników? Dlaczego strzelać sobie w kolano, gdy temat dotyczy terenów poza archeologicznych? Skąd pomysł na takie samoograniczanie?
Wreszcie o niewystępowaniu kontekstu archeologicznego w warstwie ornej, czyli to za co mogą archeolodzy nazywać poszukiwaczy ignorantami. To między innymi dzięki poszukiwaczom biorącym udział w wykopaliskach archeologicznych ponad 20 lat temu udało się wykazać, że w warstwie ornej na stanowiskach archeologicznych znajdują się zabytki często pomijane przez naukowców. Pomimo iż zostały wyrwane z tak zwanego kontekstu, czyli warstwy kulturowej lub obiektu, to w szerszym kontekście całości cmentarzyska, czy osady, jak najbardziej niosą ze sobą informację o badanym terenie. Wtedy kontekst archeologiczny nabrał również szerszego znaczenia. Oczywiście zabytków z warstwy przemieszanej często nie da się przyporządkować konkretnemu obiektowi, ale tworzą one wartość naukową, gdy weźmiemy pod uwagę cały zbiór wydobytych przedmiotów z danego terenu.
Ministerstwo zadając takie pytania, chciało uzyskać odpowiedź na pytanie, w jaki sposób ustrzec zatem nieodkryte jeszcze stanowiska archeologiczne przed nieświadomym zniszczeniem przez detektorystów?
Jak poprzednio zdaniem PZE i większości uczestników spotkania ten problem można rozwiązać tylko w jeden sposób, a mianowicie szeroko zakrojoną edukacją. Żadne zapisy ustawowe nie spowodują, że osoba, która napotka zabytek archeologiczny, nie zniszczy go przypadkowo. I nie dotyczy to tylko poszukiwaczy, ale dokładnie wszystkich obywateli, operatorów koparek, wiertnic, rolników, czy nawet osób konserwujących np. obrazy. Każdy chyba widział niedawno zniszczony przez konserwatora barokowy obraz. Przepisy prawa nie są skończonym zbiorem przypadków!
W tym momencie głos zabrał Michał Majchrowicz z Reduty i powiedział, że nie da się poszukiwacza szybko wyszkolić, aby rozpoznał zabytek archeologiczny i żadne kursy tego nie zmienią nawet te kilkumiesięczne i nad poszukiwaczem powinien być archeolog!?
Przypominam, że mówimy cały czas o terenach niearcheologicznych, więc zagrożenie zniszczenia zabytku jest minimalne. Po drugie jak mawia profesor A. M. Wyrwa dyrektor Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy: „nie da się czegoś odkryć bez zrobienia dołka…”! Dlatego też zaproponowana przez PZE definicja poszukiwań zabytków określa, że poszukiwania takie, to w mniejszym lub większym stopniu działania inwazyjne. Musi dojść do ujawnienia, odsłonięcia obiektu inaczej nie będzie wiadomo, do jakiego odkrycia doszło i jakie należy podjąć w związku z tym odkryciem, dalsze działania. Przy czym działania te ze względu na okoliczności odkrycia, dość jasno również określiliśmy. Wreszcie, nie róbmy z poszukiwaczy przysłowiowych idiotów! Przecież studenci archeologii zaraz po maturze na tzw. roku zerowym uczestniczą w praktykach, jakimi są badania archeologiczne powierzchniowe, które w praktyce niczym nie różnią się od klasycznych poszukiwań z detektorem metali! Taki student ma tylko krótkie wprowadzenie/prelekcję robioną przez prowadzącego badania i rusza w teren. 99% nieznanych dotąd stanowisk archeologicznych odkrywanych było i jest nadal poprzez ich naruszenie. Czy to przez jakieś prace terenowe, czy przez odkrywców. Mało tego podczas konferencji na Lednicy, która odbyła się 1 X 2018 roku, doszło do dyskusji pomiędzy wspomnianym profesorem A.M. Wyrwą i profesorem W. Rączkowskim UAM Poznań, która była dedykowana studentom archeologii. Tematem dyskusji było rozwiązanie zagadnienia, czy wykopanie artefaktu podczas badań archeologicznych powierzchniowych jest zgodne z ideą tych badań, które z zasady są nieinwazyjne? Panowie zgodzili się z tym, iż wykrywacz metalu i możliwość niewielkich wkopów jest niezbędnym uzupełnieniem badań powierzchniowych!
Podejrzewam, że te wypowiedzi wynikają z nieznajomości tematu i jego niezrozumienia, a nie są celowym działaniem. Żeby było jasne, moim celem nie jest dyskredytowanie uczestników spotkania, a raczej publicznym nawoływaniem, by dyskusja w MKiDN odbywała się na poziomie elementarnej wiedzy w dziedzinie, w którym uczestnicy rozmów chcą się poruszać, o co apelowałem wielokrotnie! Dobre chęci nie wystarczą, a błędów koledzy poszukiwacze nam nie darują. „Wstęp do archeologii” Doroty Ławeckiej to niezbyt obszerna pozycja i ogólnodostępna. Nie chodzi o to, że tę pozycje muszą znać w Polsce wszyscy poszukiwacze, lecz wypada by znali ją ich reprezentanci. Zespół negocjacyjny PZE oprócz wygenerowania prawie 2 000 dokumentów do różnych instytucji, zasięgania porad i opinii biegłych z zakresu prawa i archeologii, ostatnie dwa lata poświęcił również edukacji. Spodziewaliśmy się, że rozmowy nie będą proste i jeżeli się nie przygotujemy to polegniemy na szczegółach.
W tym miejscu miałem zakończyć tekst, ale pojawił się wpis na stronie Reduty autorstwa jej administratora, który zamieścił i okrasił komentarzem wycinek z tematów, jakimi zajmujemy się w zespole ministerialnym. Autor skupił się jedynie na karach, jakie mogą czekać poszukiwaczy za złamanie przepisów dotyczących ustawy o ochronie zabytków i opieki nad zabytkami. Rozumiem, że nie podjął wielu innych ważnych wątków, jakie zostały nam zadane, bo w tamtych kwestiach nie ma zapewne zbyt wiele do powiedzenia. PZE postara się rozwinąć do poniedziałku zadane zagadnienia, tak jak to zwykle robimy, by poszukiwacze, których reprezentujemy, mieli możliwość zapoznania się w kierunku, jakich zmian zmierza związek, jakich zmian oczekuje ministerstwo oraz, czy te drogi da się pogodzić. Skoro temat sankcji został poruszony, ale niestety przez autora nie rozwinięty, postaram się już teraz w kilku słowach wyjaśnić, o co chodzi. Autor wpisu nie uczestniczy w rozmowach, rzucił coś w eter, wysnuł fałszywe tezy, nie znając kontekstu, lub któryś z uczestników wprowadził go w błąd. Zbiór przepisów ustawy o ochronie zabytków ma zawierać prawa i obowiązki poszukiwaczy. W sytuacjach gdzie może dochodzić do złamania prawa, zwykle występuje jakaś sankcja, co jest chyba dla wszystkich logiczne. Zresztą poruszenia tematu sankcji domagał się Zbyszko Janiszewski. Nie zdążyliśmy jednak omówić tego zagadnienia, a tabeli, która pojawiła się w ostatnich minutach spotkania, nie należy absolutnie traktować wprost. Nie ma tu na razie żadnych konkretnych propozycji oprócz obligatoryjnego art.284 KK. Co to może oznaczać w praktyce? Otóż decydującym bodźcem, jaki spowodował powstanie PZE, nie było robienie biznesu, jak zarzucają nam często nasi kontestatorzy, a niesławny artykuł 109c ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, który mówi: „ Kto bez pozwolenia albo wbrew warunkom pozwolenia poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków, w tym przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” oraz artykułów 107 i 108 mówiących o bardzo wysokich karach finansowych oraz nawiązki na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków i wynoszących do 500 000 zł! Prowadzone obecnie rozmowy mają zmienić ten stan rzeczy, czego osoba relacjonująca spotkanie nie rozumie lub celowo wprowadza poszukiwaczy w błąd. Komu ma to służyć, nie wiem. Podczas przedostatniego spotkania Pani dyrektor Departamentu ochrony Zabytków dr hab. Katarzyna Zalasińska zaapelowała do uczestników, by sprawozdaniami z rozmów nie zajmowały się osoby, które w nich nie uczestniczą. Miało to zapobiec między innymi przeinaczaniu treści konsultacji i uzgodnień. Jak widać, nie dotarło i komuś widocznie zależy bardziej na fermencie niż załatwieniu sprawy. Najwyższa pora by to formalni przedstawiciele Reduty wzięli na siebie odpowiedzialność za publikowane informacje. Mam nadzieję, że to co napisałem, trafi do adresatów, póki nie jest jeszcze za późno.
Jacek Wielgus z PZE
|