Znów odpalamy wehikuł czasu. Co powiecie na rok 1807? No to na dzień dobry wspomnienia. Wypadałoby powiedzieć czyje, ale już mi raz pewne bardzo szacowne wydawnictwo zajumało tekst i wydało jako własny, więc wybaczcie. *** Walki nad Pasłęką trwały od samego rana. To przyznać muszę, że ani krwi, ani prochu żadna ze stron nie żałowała. Mniemając się liczniejszym, a przez to i silniejszym, rwało się wojsko nasze do natarcia. Ale jenerał nasz, zdążył był się już zapoznać z menuetami, które cesarz Napoleon wojskiem swoim tańcował, by w terenie trudnym a w najmniej spodziewanym momencie całą nawałą diabelską skoczyć na kark przeciwnika. Lękając się stale fortelu jakiego, bardziej przeto do rejterady, niźli do awansu jenerał nas kierował- co dziś za słuszne uznać wypada; ale naonczas pośród nas-młodych oficerów- szemranie ogólne wywoływało. Dobrze już było po obiedzie, któryśmy nawet spokojnie spożyć zdołali i co poniektórzy jęli się już byli za kwaterami na noc rozglądać, gdy z drugiego brzegu rzeki dał się słyszeć dźwięk dziwny: ni to pomruk, ni jęk pieśni. Falował i przybierał na sile, aż w końcu wzmocniony tysiącami gardeł ułożył się w postać okrzyku potężnego ‘Vive l’Empeurer!’. Doświadczeńsi zrazu zawyrokowali, że musiał cesarz francuski własną swoją osobą pośród wojska stanąć, a skoro tak, to i do rozstrzygnięć rychłych należało się sposobić. W rzeczy samej, zaraz za okrzykiem, który niby wicher jaki mityczny poprzedził wojsko francuskie, ruszyły i hufce jeden po drugim na drugą stronę rzeki. Powiadali potem, choć jam tego nie widział, że sam Napoleon wraz z pierwszą linią szedł do boju wystawiając się na kule jegrów naszych. Został nawet od kanonierów naszych kilku strzałami pozdrowiony, wnet się jednak musiały wycofać armaty, bo jazda króla neapolitańskiego ku nim przyskoczyła, a z nią żartów być nie mogło. Aż dziw bierze, że ta jazda wspaniała i w boju niezwyciężona, w kilka lat później w całości na zatracenie poszła i to nie orężem pokonana, lecz głodem. Cofnęliśmy się przeto na Lidzbark obficie znacząc trasę przemarszu krwią tak własną jak i wrażą, nie czując się wcale pobitymi. Tam dopiero jenerał nasz zdecydował się dać opór Francuzom. Kto wie, jaki byłby wynik tej bitwy, gdyby wcześniej się wzięto za wznoszenie szańców i opatrzono je porządnie. Lubo do robót przystąpiliśmy już pod gradem kul francuskich, wystawiliśmy przeto linię słabą połowicznie nawet nie umocnioną. Jeszcze w nocy przyszło więc odejść dalej poza Lidzbark. Takeśmy się jednak Francuzom dali we znaki, że odeszła ich ochota, by postąpić w ślad za nami. Dopiero nazajutrz pikiety wraże na powrót starły się z naszą ariergardą, więcej hałasu niźli rzeczywistej szkody czyniąc.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
|