Wątek poświęcony wykopkom pod Petersburgiem w okolicach Pogostji. Warto przejrzeć:
https://kopateli.cc/topic/2386-voennaya ... ningradom/O walkach w tym rejonie pisze w swoich absolutnie rewelacyjnych wspomnieniach Nikolaj Nikulin
Książka nosi tytuł "Sołdat" i jest niezwykłym jak na rosyjskie warunki, osobistym rozliczeniem z Wojną Ojczyźnianą. Nikulin opisuje nie tylko swój szlak bojowy, sięga również po opowiadania kolegów.
Pisze także o tym, jak miejsca bitew w których uczestniczył, wyglądały po latach.
Fragment książki:
„Jakoś tak w styczniu czterdziestego drugiego, pod Miasnym Borem, przypędzili z Syberii uzupełnienia: batalion narciarzy, pięciuset chłopaków po 17-18 lat. Rośli, silni, wysportowani komsomolcy – krew z mlekiem. Wszyscy w nowych półkożuszkach, walonkach, z automatami w rękach. Rwą się do walki. A na drodze akurat stanął im niemiecki punkt oporu – wioseczka na wzniesieniu, jak pępek stercząca wśród gołych pól. W fundamentach domów stanowi
ska ogniowe, karabiny maszynowe, moździerze, dwa rzędy okopów. Zaś wokół wioseczki 700 metrów otwartego, ośnieżonego pola. Pokonanie tego odcinka jest niemożliwe, Niemcy wszystko ostrzeliwują. Natarcie się zatrzymało. I oto pijany generał, bez rozpoznania, bez planu, wydaje rozkaz narciarzom: «Naprzód!! Zdobyć wieś!». Batalion pędem, z rozbiegu, z okrzykiem: «Hurraaaaa!!!» wyskoczył na pole przed wsią. Ślizgali się na nartach jakieś 200 metrów, jakby siłą bezwładu, a po 10 minutach na śniegu zostały jedynie trupy. Batalion uległ zagładzie. Jeszcze ruszali się jacyś ranni, ale Niemcy dobijali ich ze swoich kryjówek. Ci, którzy przestali się ruszać, wkrótce zamarzli. Nikomu nie udało się wyczołgać. Sanitariusze, którzy odważyli się pójść po nich na pole, też zginęli. Historia na tym się nie skończyła. Kiedy tydzień później zdobyliśmy wioskę, zachodząc ją od tyłu, w łaźni znaleźliśmy ogromny stos odrąbanych nóg. Nikt niczego nie mógł zrozumieć. Miejscowa babka wyjaśniła, że Niemcy, naród bardzo oszczędny i starowny, nie mogli znieść takiej niegospodarności – na polu marnowały się nowe walonki i półkożuszki. Oficer rozkazał żołnierzom pozbierać ten cenny dobytek, tym bardziej że z zimowym umundurowaniem było u Niemców nie najlepiej. Jednak z zesztywniałych na mrozie trupów nie dało się zdjąć walonek. Wtedy jakiś niemiecki spryciarz zaproponował, żeby odrąbać zabitym Iwanom nogi i rozmrozić je w łaźni. Wożono ten niezwykły ładunek na wozie jak drwa na opał…”