Dlaczego zespół PZE pomija forum w publikacjach informacji?
https://www.facebook.com/Polski-Zwi%C4%85zek-Eksplorator%C3%B3w-1724123507612175/Cytuj:
Polecamy dzisiejszy post na Sępach Starożytności.
Opowieść prawdziwa, cholernie niesprawiedliwa i jedna z wielu jakie się w ostatnich latach wydarzyły. Jedna ze spraw, o jakich od kilku lat informujemy, opisujemy i wobec których reagujemy. Dobrze widzieć, że Radek Biczak autor tekstu dołączył ideowo do naszych działań i zrozumiał, że można wcale nie szukać zabytków, a samo użycie wykrywacza metali może być powodem wszczęcia postępowania w związku z art. 109c.
Zespół PZE
https://cutt.ly/OmMvgUZCytuj:
Sępy Starożytności
Wczoraj o 11:25
Mirek, czyli nikt. Nikt, czyli każdy. Cz. I
Mirek nie jest poszukiwaczem. Nie należy do stowarzyszeń. Nie można go nawet nazwać samotnym wilkiem. Nie jest również kolekcjonerem. Nie handluje zabytkami. Nie szuka zabytków. Mirek jest emerytem. Lubi robić zdjęcia przyrody. Czasami maluje ikony. Mirek nie jest w najlepszej kondycji fizycznej, ale pokażcie emeryta, który nie ma żadnych kłopotów ze zdrowiem. Ostatnimi czasy, do problemów Mirka ze zdrowiem, doszły również kłopoty z prawem. Mirek jest skazany. Prawomocnie. Z artykułu 109 c ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Co takiego wywinął Mirek? Nic czego nie zrobiłby którykolwiek z nas. Mirek miał wykrywacz metali i korzystał z facebooka. Połączenie tych dwóch składników wystarczyło w zupełności, żeby Mirek wpłynął dodatnio na statystyki dotyczące przestępstw przeciwko zabytkom. W trybie nakazowym Mirek dostał wyrok: 1000 zł grzywny. 1000 zł kosztów poniesionych przez Skarb Państwa. Przepadek wykrywacza metali, magnesu neodymowego i zabytku. Zabytek to: aplikacja brązowa ze stylizowanym orłem z późnego średniowiecza. Stan zachowania średni, powierzchniowe wżery korozyjne. Wartość zabytku wyceniona w przedziale od 50 do 100 zł. I na tym można by skończyć sprawę Mirka i napisać: system zmielił, wypluł, następny – zapraszamy.
Jednak warto się przyjrzeć trochę bardziej i rozłożyć działanie systemu na czynniki pierwsze. Mirek, w trakcie rozmów ze mną podkreślał najmocniej dwie sprawy. Pierwsza, że nie jest żądny zemsty i swoją historią chce przestrzec innych. Druga, że wykazał się naiwnością licząc, że jest niewinny i ktoś rozsądny tę sprawę umorzy bo nie zrobił nic złego. Smutne kiedy się słyszy coś takiego. Jeszcze bardziej smutne, kiedy ma się świadomość, że mówi to emerytowany górnik, który ciężko pracował w pogotowiu górniczym ratując innych górników i który z absolutnym spokojem potrafi przytoczyć ze swojej pracy taki epizod, że dostajesz gęsiej skóry, kiedy dociera do ciebie z jak strasznymi wypadkami stykał się Mirek. I kiedy już to sobie ogarniesz, to zwyczajnie szlag trafia, że żyjesz w kraju, w którym dla statystyk, dla łatania dziury budżetowej robi się z pierwszego z brzegu człowieka przestępcę. Niech się stanie zadość oczekiwaniom Mirka, opowiem ze szczegółami, dlatego w kilku częściach, dość prostą historię Mirka.
Do Mirka z Katowic policjanci wpadli na rewizję 28 października 2019 roku, argumentując, że w lutym 2019 roku umieścił na jednej z grup społecznościowych FB zdjęcia, które posłużyły do podejrzenia, że para się poszukiwaniami zabytków. Mirek mówi, że na grupie to był sporadycznie, licho go podkusiło, żeby wrzucić fotki (pamiętajcie o skrzywieniu w stronę robienia zdjęć), na fotkach nie było zabytków, tylko auto, którym się zakopał, a o brykę stał oparty wykrywacz. Nie jest istotne co to za grupa (wiem jaka, ale nie chodzi o sianie fermentu). Biorą pod uwagę dość duży przedział czasowy pomiędzy umieszczeniem fotek, a wizytą smutnych panów, to Mirek ma swoją teorię, że ktoś po prostu doniósł. Myślę, że może mieć rację, bo skoro był to jedyny punkt wyjścia, to odwiedziny, rewizję i zarzuty powinien dostać chyba każdy kto ma wykrywacz i swoje konto na jakiejkolwiek grupie związanej z poszukiwaniami. Zupełnie prawdopodobne, że najpierw ktoś doniósł był na Mirka, a później, w trakcie działań przygotowawczych policjanci przejrzeli co tam na FB piszczy, żeby z konkretami przyjść na rewizję. Tym konkretem okazał się być wykrywacz. Gareciak, który niefortunnie został uwieczniony na zdjęciu. Ciąg dalszy dochodzenia jest prosty. Jest wykrywacz, no to mamy go! Zasadniczo już można odtrąbić sukces, bo jakiś przedmiot mający znamiona zabytku znajdzie się na pewno. I tak też się stało. Wjazd o 6.30. Pobudka! Mamy nakaz! Gdzie zabytki! Mów tu natychmiast wszystko! Niestety, tak to dość często wygląda. I jeżeli ktoś znalazł się pierwszy raz w takiej sytuacji, to nie można go winić, że nie myśli jasno i klarownie. Policjanci nie przypomną, że może odmówić składania zeznań, kto udowodni, że nie uprzedzili? Mówili. Pewnie nie słyszał. U nich było wszystko zgodnie z procedurami. Wprawdzie oprócz rzeczonego wykrywacza i magnesu neodymowego (Mirkowi chodziło po głowie, żeby zapisać się do Klubu Magnes Neodymowy – już to go nie frapuje, bo magnes został w majestacie prawa zabrany na rzecz Skarbu Państwa), nie znaleziono niczego, co na pierwszy rzut oka mogłoby wyglądać jak zabytki, ale od czego jest kreatywność? Przetrzepano wszystko co się dało. Zabezpieczono wiaderko pordzewiałego złomu, który to złom - cała masa metalowych elementów – nadająca się tylko do oddania do skupu, co Mirek miał zamiar zrobić w swoim czasie, ale… Przecież nie przyjechali na darmo! Wiaderko zabezpieczyli i oddali biegłemu rzeczoznawcy do przeglądu – na pewno znajdzie się tam jakiś zabytek. A tak na wszelki wypadek, że w piwnicy zawieruszyło się kilka pogniecionych łusek, jakiś element samowaru, który mógł się wydawać zapalnikiem i najważniejsze: biały proszek w wieczku od słoika, to pojawiła się perspektywa, że Mirkowi można będzie jeszcze przybić kolejny artykuł z ustawy o broni i amunicji. Odegrały się sceny rodem z komedii i pewnie byłoby zabawnie, gdyby, nie fakt, że dotyczyło to Mirka. Pirotechnik policyjny uznał wygrzebany badziew za niebezpieczny. Zamknięto ulicę i chciano ewakuować budynek. Mirek mieszka z osobą niepełnosprawną, którą się opiekuje. Udało mu się przekonać policjantów, że ewakuacja budynku nie wchodzi w grę. Chciano wzywać straż pożarną i karetkę pogotowia, żeby była na podorędziu, bo znaleziono tak niebywale niebezpieczne przedmioty. Sprowadzono psy, te standardowe, na czterech łapach – ekspertów od rozpoznawania materiałów wybuchowych. Psy nie zareagowały, a szkoda, mogły demonstracyjnie kilka kropel moczu rzucić na złom, który dano im do sprawdzenia i pokazać, co sądzą o całej dętej aferze. W porywach udział w operacji brało 8 policjantów, i 5 samochodów, z czego 3 nieoznakowane. Taki to gagatek z tego emeryta, nie? Uruchomiono procedury saperskie. Saperzy mieli przyjechać wieczorem, ale samochód się zepsuł! Bryczka na stanie jest tylko jedna, to najpierw trzeba było ją naprawić i przyjechali po południu następnego dnia. A policjanci? Cóż – jak na odpowiedzialnych stróży prawa przystało siedzieli w piwnicy na zmianę pilnując zła czającego się w złomie! I co z tego, że saperzy, którzy w końcu dotarli nic nie znaleźli? Jak sobie wyobrażacie, że akcję w której poniesiono takie nakłady, ot tak, po prostu się zakończy i nie daj Boże przeprosi się emeryta Mirka informując, że zaszło nieporozumienie?
O dalszym ciągu perypetii Mirka dowiecie się wkrótce. Teraz jesteście na etapie naiwnego Mirka, który jeszcze liczy na to, że wszystko rozejdzie się po kościach, bo przecież nie miał zabytków, materiałów wybuchowych, bo przecież biały niebezpieczny proszek to była soda oczyszczona, bo przecież skoro się nie zrobiło nic złego, to wszystko się wyjaśni – nie? Mirek jeszcze nie wie, że był winny, w momencie kiedy policjanci zobaczyli zdjęcie wykrywacza na FB i stwierdzili, że go odwiedzą. To oczywiście jest pomówienie! Od orzekania winy są sądy. Czy aby na pewno? Przecież Mirek się przyznał, że chodzi z wykrywaczem, a że policjanci starali się mu pomóc, żeby przyznał się jak należy, to tylko dla dobra Mirka, ale o tym, w kolejnej części. Pamiętaj – jutro to Ty możesz być Mirkiem, dlatego dobrze się zastanów zanim parskniesz śmiechem nad mirkową niedolą.