@ taganka: "Niestety będę zaciekle bronił tego, że miejsce takich depozytów (tym bardziej tak starych) jest w miejskich muzeach. Niech no wszyscy zobaczą, co to takiego"
No to broń, a nie goń w piętkę. Bo to że mają być w muzeach dlatego, żeby wszyscy je zobaczyli to żaden argument - starałem się wcześniej wskazać dlaczego, ale specjalnie dla Ciebie powtórzę i rozwinę w stronę możliwych rozwiązań.
1.Obecność przedmiotu w muzeum nie gwarantuje, że wszyscy go zobaczą. 2. Może być tez w prywatnych rękach i w prywatnym muzeum, ale to też żadna gwarancja,że wszyscy zobaczą. 3. Przedmioty nie są tak w ogóle po to, żeby je wszyscy zobaczyli, bo mało kogo ogólnie obchodzą. Zabytki i zbiory muzealne budzą zainteresowanie stosunkowo małej grupy. A i tak przedstawiciel tej grupy musiałby żyć 1000 lat i poruszać się z prędkością naddźwiękową,aby zobaczyć w muzeach wszystko, na co miałby ochotę. No i musiałby by być bardzo bogaty, żeby stać go było na podróże i bilety. 3. W dobie Internetu należałoby zmienić sposób myślenia o sposobie dostępu do tzw. dóbr kultury. W dobie Internetu muzeum jest miejscem zsyłki, a nie powszechnego dostępu dla tych,którzy chcą przedmiot zobaczyć. Byłoby rozsądniej zapewnić możliwość oglądania przedmiotów w muzeach wirtualnych, a nie rzeczywistych. Zwłaszcza że, jak zauważył Piotr, w muzeach i tak są często eksponowane tylko kopie. Przy dostępie netowym (a na horyzoncie jest już powszechna digitalizacja w 3D a nie tylko foty) jest bez znaczenia, w jakich rękach fizycznie zabytki pozostają, należałoby tylko zagwarantować możliwość umieszczenie każdego w muzeum wirtualnym. To byłby jedyny obowiązek znalazcy - na tydzień czy miesiąc udostępnić do digitalizacji i ewentualnie do jakichś specjalistycznych badań naukowych.
@: "W rączkach prywatnych rozlazłoby się. "
A dlaczego niby rozlazłoby się? Jeśli takie jest założenie, to dyskusja istotnie nie ma sensu. Ale jak to ma się do Twoich słów:
@"Prostym rozwiązaniem (dla mnie nie tyle kompromisowym, co po prostu naturalnym) jest prawo pierwokupu i tyle. "
bo prawo pierwokupu oznacza, że państwo nie zawsze z niego korzystałoby i część (być może nawet znaczna) pozostawałaby w rękach prywatnych, a zatem te naturalne rozwiązanie, za którym optujesz, doprowadziłoby do tego, czego tak się niby boisz, czyli do "rozlezienia się" (cokolwiek się pod tym kryje). Chyba że używasz słów, których nie rozumiesz i chodzi Ci o wykup - w przypadku każdego znaleziska.
@ "I nie uwierzę, że nie mają pieniędzy. Bo to kłamstwo"
Być może, ja nie wiem. Choć wolałbym, aby te pieniądze, jeśli są, a tak czy owak pochodzą i tak z kieszeni podatnika, zostały przeznaczane na jakieś ważne rzeczy w tym kraju a nie skupowanie przez państwo baniek ze starymi monetami. Były czasy, gdy Państwo wtrącało się do każdego szczegółu życia, łącznie z ustalaniem ceny chleba. Zrezygnowało i chleba w końcu pod dostatkiem. Może gdyby zrezygnowało z wtrącania się do znalezionych zabytków, to zaczęłyby one naprawdę krążyć wśród ludzi naprawdę nimi zainteresowanych i im oddanych, nabierać blasku i cieszyć coraz więcej oczu? Przypominam też, że państwo przypisało sobie prawo do tych znajdek dopiero w roku 1962 - i to było ewidentnie uwarunkowane politycznie - badania milenijny, kultura i nauka w służbie polityki itp . To zawłaszczenie to była demonstracja siły i władzy. Siła obecnego naszego państwa jest dla mnie co najmniej dyskusyjna. Ale zdobyta władza (tutaj nad stertą zardzewiałych lub bardziej połyskliwych gratów) wciąż niektórym wydaje się tak atrakcyjna, że gotowi są jej bronić z zaciekłością godną lepszej sprawy. Bo za każdą władzą, nawet o nikłej sile, idą jakieś przywileje,poczucie wyższości i wyjątkowości. A wolałbym, gdyby siła tego państwa opierała się na większym zaufaniu do obywateli a nie na zasadzie, że są półgłówkami, którzy mając wolny wybór zawsze wybiorą źle i wszystko im "się rozlezie" i w związku z tym trzeba ich pozbawić w ogóle możliwości wyboru i władzy nad czymkolwiek,nawet nad jakimiś znalezionymi gratami. Artur
|