Wojenko, wojenko, cóżeś ty za Pani...



     Podejmę się w tym skromnym artykule próby rekonstrukcji niewielkiego fragmentu zmagań wojennych pomiędzy dwoma zwaśnionymi mocarstwami Austrią i Rosją w okresie pierwszej wojny światowej. Rekonstrukcja niewielka zarówno względem obejmującego miejsca (obejmuje swym zainteresowaniem zaledwie jedną „odnogę” pewnej bieszczadzkiej góry...) jak i czasu. Próba ta podjęta została przeze mnie na podstawie bardzo ciekawych informacji uzyskanych w archiwach jak i od miejscowej ludności a skutecznie zweryfikowanych podczas poszukiwań w terenie.

Widok na dolinę z końca linii obronnej

     Bladym świtem 23 stycznia 1915 roku w Karpatach ruszyła przygotowana wysiłkiem państw centralnych ogromna ofensywa z udziałem 20,5 dywizji wyposażonych w ponad 1000 dział. Ma ona za zadanie przełamać pozycje rosyjskie w Karpatach i przyjść na pomoc oblężonej twierdzy Przemyskiej. Ofensywa ta nie odniosła znaczących sukcesów, na domiar złego z początkiem lutego Rosjanie przystąpili do kontrofensywy. 7 lutego przebili się przez główny grzbiet Karpat zajmując pozycje już na terytorium dzisiejszej Słowacji Straty nieproporcjonalnie wielkie do osiągniętych sukcesów doprowadziły do zatrzymania kontrofensywy jednak mimo to Rosjanie zadali armii austriackiej bardzo dotkliwy cios. Austriacy w ciągu zaledwie 10 dni stracili aż 90.000 ludzi, czyli prawie 50% wojsk walczących w Bieszczadach i Beskidzie Niskim! W tym czasie na linii frontu znalazła się góra Otryt, której odnoga o stromych porośniętych lasem zboczach wysuwała swój „palec” tworząc obsadzony przez Austriaków a uprzykrzający życie Rosjanom występ w ciągłej linii frontu. Z pokrytego wówczas pastwiskami szczytu tego grzbietu rozciągał się doskonały widok na całą dolinę, toteż szybko nabrał lokalnego, ale bardzo ważnego strategicznie znaczenia. Strome zbocza z trzech stron, a płaskie dojście granią od strony góry doskonale ułatwiały obronę. Dodatkowo Austriacy umieścili tam obserwatorów artylerii oraz wybudowali na szczycie węzeł okopów, połączony z właściwym frontem podwójnym ciągiem rowów dobiegowych zaopatrzonych dodatkowo w stanowiska karabinów maszynowych. Pomimo bardzo dogodnej pozycji obronnej utrzymywanie tej pozycji nie należało do zadań łatwych. Panowały bardzo ciężkie warunki atmosferyczne co przyczyniało się do strat nawet wtedy, gdy nie prowadzono bezpośrednich działań wojennych. W dzień często padał deszcz a nocą chwytał mróz. Tak opisuje te dni jeden z oficerów austriackich: „Wieczorem kończy się słońce ogrzewające, choć trochę w ciągu dnia, a mroźny wiatr północno-zachodni wyciąga z ludzi resztki ciepła. Na całym terenie ani jednej kwatery, nikt dniami i tygodniami nie zdejmuje z siebie ubrania, które u wielu zamieniło się w twardo przylegający pancerz lodowy. Ziemia zmarznięta na kamień uniemożliwia okopywanie się przed narastającym ogniem nieprzyjaciela. Straty wzrastają ogromnie: ranni, których wysyłka jest niezmiernie trudna, giną masami. Ludzie wyczerpani przez wielotygodniowe walki i braki nie mogą nawet w nocy myśleć o śnie, bo oznacza on natychmiastową śmierć przez zamarznięcie. Na domiar złego nasza artyleria ciągle jeszcze jest daleko (mamy do dyspozycji tylko małe armatki górskie), co uniemożliwia nam należyte odpowiadanie na ogień Rosjan...” W związku z nasilającym się ogniem rosyjskiej artylerii dowództwo wydało bezwzględny zakaz palenia ognisk a nawet tytoniu. W tej sytuacji Austriakom nie pozostało nic innego jak czekać aż naczelne dowództwo przygotuje kolejną ofensywę, która przesunęłaby pozycje w bardziej przyjazny teren. Tymczasem Rosjanie, którym wysunięta pozycja wojsk Austriackich uniemożliwiała swobodne poruszanie się w całej dolinie za wszelką cenę próbowali ją zlikwidować. Rozpoczęli nieustanny ostrzał artyleryjski z dwóch baterii armat kal. 76,2mm mający na celu załamać morale obrońców a także wysyłali patrole zwiadowców mające rozpoznać układ pozycji i siły, jakimi dysponują obrońcy.

Austriacka artyleria w Bieszczadach

     Gdy wszystko w mniemaniu Rosjan zostało już dopięte na ostatni guzik, rankiem 10 marca po wykonaniu krótkiego przygotowania artyleryjskiego rozpoczął się szturm. Rosjanie mający po swojej stronie wielkiego sprzymierzeńca, jakim była panująca tego dnia mgła, oraz ufni we własną przewagę liczebną nie zachowali należytej ostrożności. Zostali przez to zawczasu wykryci przez austriackie posterunki. Przemarznięci żołnierze wreszcie mieli okazję się rozgrzać, z pewnością jednak nie o takim cieple marzyli od tygodni. Do obrony rzucili się wszyscy zdolni do walki, w ruch poszły karabiny maszynowe, oficerowie dając przykład podwładnym, starannie mierzyli ze swoich pistoletów, raz za razem, kładąc trupem kolejną upatrzoną przez siebie ofiarę. Gdy wydawało się, że atakujący lada chwila przerwą pierścień obrony, Rosjanie cofnęli się równie szybko jak się pojawili pozostawiając na zboczach góry wielu rannych i zabitych. Oszołomieni Austriacy długo nie mogli dojść do siebie, a trzeba było jeszcze jak najszybciej ewakuować rannych oraz uzupełnić straty w ludziach i amunicji. Rosjanie tymczasem ze swojej porażki błyskawicznie wyciągnęli należyte wnioski, przygotowali specjalną kompanię szturmową obficie wyposażoną w ciężkie granaty trzonkowe wz.1914. Dla uzupełnienia choćby częściowo niedawnych strat spieszono obsługi armat. Dowódcy rozkazali także wszystkie elementy metalowe poowijać szmatami, by brzęk metalu o kamienie podczas czołgania nie zdradził przedwcześnie podchodzących oddziałów.

     Następnego ranka - ranka zasnutego mgłą i siąpiącego mżawką rozpoczął się kolejny atak. Nikt nie przypuszczał, że w tak trudnych warunkach pogodowych nastąpi on tak szybko! Zmęczonych Austriaków obudził huk granatów eksplodujących wokół nich w okopach, Rosjanom udało się już wedrzeć na pozycje obronne, nie mogło, więc być mowy o wykorzystaniu głównego atutu obrońców, jakim były karabiny maszynowe, atak zatrzymał się i przerodził w chaotyczną walkę wręcz w okopach i na zboczach. Co jakiś czas wśród zmagających się w śmiertelnym zwarciu przeciwników dawało się słyszeć eksplozje granatów. Pomimo niezwykle zaciętej obrony, atakujący powoli acz nieustannie posuwali się naprzód. Dowództwo austriackie w desperackim odruchu pognało do walki przybyły zaledwie kilka dni wcześniej z frontu bałkańskiego batalion zaprawionych w górskich bojach strzelców Chorwackich. Niestety było już za późno i na niewiele się to zdało. Do wieczora Rosjanie osiągnęli swój cel – wysunięta pozycja Austriacka została zlikwidowana...

Austriacka pozycja obronna i rosyjskie pozycje wyjściowe



Co zostało z tamtych dni...

     Po przeczytaniu fragmentów pamiętnika Austriackiego oficera, zdobyciu odpowiedniej mapy, wreszcie wysłuchaniu niezwykle ciekawych opowieści miejscowej ludności, udaliśmy się na miejsce tych krwawych zmagań z przed prawie dziewięćdziesięciu lat ciekawi, jakie ślady przetrwały na miejscu i czekają byśmy je odkryli. Na wysuniętym porośniętym dziś całkowicie lasem cyplu wzgórza zastaliśmy pięknie zachowane „niczym z obrazka” okopy, zakończone efektowna „pętlą” w najbardziej wysuniętym punkcie. Nie mieliśmy wątpliwości, że trafiliśmy dokładnie na TO miejsce. W ruch poszły wykrywacze i łopatki, już po chwili nasze informacje zaczęły nabierać wyrazistości, przekonaliśmy się, że w wysłuchanych poprzedniego wieczora opowieściach niewiele było nieprawdy. Istotnie na zboczach przeważało wyposażenie rosyjskie, wszędzie mnóstwo było wystrzelonych łusek karabinowych, w okopach pełno austriackich menażek oraz stalowych ładownic zastępczych, nieraz trafiał się też bagnet lub pochwa. Podziwialiśmy prawdziwy kunszt rosyjskich artylerzystów, bowiem szklanki i zapalniki do szrapneli dało się znaleźć tylko w bezpośrednim sąsiedztwie okopów! Ogień prowadzono dosłownie z dokładnością co do metra! Sygnał za sygnałem, znajdowaliśmy coraz to nowe, ciekawe rzeczy: w malutkim dołku na stoku natrafiłem na guziki rosyjskiej artylerii a po chwili na klamrę. Należała ona z pewnością do jednego z tych artylerzystów, których rzucono do drugiego ataku. W okopach austriackich znajdowaliśmy sporo klamer zwykłych, ale czasami trafiała się też klamra gładka, ślad po walecznych Chorwatach, którzy mieli zatrzymać rosyjską falę. Wiele elementów wyposażenia obu walczących stron nosiło ślady kul lub odłamków, co dodatkowo bardzo sugestywnie wpływało na naszą wyobraźnię, wreszcie wrażenia tego dopełniło znalezienie przeze mnie rosyjskiej klamry trafionej odłamkiem dokładnie w sam róg, co spowodowało jej efektowne „zawinięcie” do środka a byłemu właścicielowi sprawiło nielada kłopot (najprawdopodobniej jednak ostatni w życiu). Którymś razem łażąc po okopach mój wykrywacz wydał donośny dźwięk, patrzę pod nogi gdzie zupełnie na wierzchu na nasypie okopu spoczywa sobie w najlepsze klamra austriacka! Później znalazłem jeszcze wrośnięty w drzewo rosyjski bagnet, a kumpel znalazł wystający z liści rosyjski kociołek. Kolejnym ciekawym znaleziskiem była niemiecka pancerna płyta okopowa leżąca na pozycjach rosyjskich najprawdopodobniej zdobyta przez nich gdzieś na froncie rosyjsko – niemieckim.

     W sumie po kilku wyjazdach w tamtym miejscu znaleźliśmy kilka austriackich klamer gładkich i rosyjskich artyleryjskich oraz wiele zwykłych należących do obu walczących ze sobą armii (zdecydowana większość klamer rosyjskich miała dodatkowo ciekawe sygnatury), rosyjski nieśmiertelnik 322 pułku piechoty, wiele ekwipunku takiego jak: kociołki i menażki, bagnety, manierki (wśród nich trafiła się nawet pięknie sygnowana manierka szklana), doskonale zachowane austriackie ładownice zastępcze, rosyjskie granaty tzw. „latarnie” oraz bardzo rzadkie „sześciokąty” i wiele elementów osobistego wyposażenia żołnierzy łącznie z porcelanowymi filiżankami przyniesionymi przez nich ze wsi do okopów. Jednym słowem trafiła nam się możliwość poszukiwań w miejscu ciekawym nie tylko ze względu na ilość i jakość znalezionych przedmiotów, ale też ze względu na to, że rzadko ma się okazję być w miejscu, w którym tak dokładnie potwierdzają się wysłuchane wojenne opowieści i w którym karty historii są jeszcze tak wyraźne a nie wyblakłe od słońca, zatarte przez wiatr i deszcze...

El Loco

PS, dodatkowo obok mini galeria z kilkoma fotkami z ostatniego wyjazdu w opisywane miejsce.