Moja historyjka

 

   Moja historyjka nie jest może za ciekawa, ale dla mnie było to moje największe jak dotąd odkrycie. Był to długi weekend majowy i czas na inauguracje otwarcia sezonu poszukiwań w 2003r.. W końcu stopniały śniegi, w pracy miałem wolne i mogłem sprawdzić jak moje teorie przedstawiają się w praktyce.

Zawsze interesowałem się znanymi już chyba w niektórych kręgach „tunelami Lęborskimi”. Postanowiłem wiec znaleźć cos więcej na ten temat. Niestety w książkach pusto na mapkach tez jedynie czasem ktoś tam cos napomnął ze tu cos widział tam cos słyszał i to wszystko. Jedyne znane miejsca wejść lub zawałów gdzie mogły się znajdywać jakieś magazyny lub coś w tym stylu były na środku osiedla pod trawnikiem lub na terenie J.W.. To wykluczało jakakolwiek interwencje z mojej strony. Zdesperowany tym stanem rzeczy postanowiłem się przejść jedynie wzdłuż torów kolejowych(właściwie po wale , bo tory już rozkradziono)i poszukać jakichś drobiazgów .

   Po około trzech godz. Marszu natknąłem się na dziwna anomalie. Nasyp który miał wysokość w najmniejszych miejscach ok.1,5m., na odcinku 7m  zrównał się z podłożem. Myślałem ze być może było tu torowisko lub cos w tym stylu , lecz z drugiej strony  był normalny zsyp i do poziomu było jakieś 2 metry.

Następną możliwością jaka przyszła mi do głowy było obsunięcie się ziemi ze zbocza, jednak brak jakich kolwiek znaków wskazujących na to wykluczył następne rozwiązanie. Zostawała ostatnia możliwość jaka przychodziła mi do głowy. Rozwidlenie. Wyciągnąłem z mego plecaczka mapki i zacząłem szukać miejsca w którym się znajduje ale bezskutecznie, o żadnym rozwidleniu niebyło mowy. Postanowiłem jednak pójść za nosem i tak nic innego niemiałem do roboty. Gdy tak powoli sobie szedłem wymachując moją piszczałką co jakiś czas pojawiał się krótki sygnał. Zdenerwowany tym namierzyłem jeden punkt i wbiłem saperkę w ziemie ku mojemu zdziwieniu okazało się że miałem racje. Natknąłem się na belkę torową a to co piszczało było niczym innym jak śrubami mocującymi tory(niestety już bez szyn). Postanowiłem zobaczyć dokąd mnie ten ślad zawiedzie.

Po odcinku 500m. Ślad się urwał głucha cisza a przede mną wyrosło zbocze góry. Wodze fantazji niewytrzymały i zacząłem się cieszyć jak małe dziecko że znalazłem być może zasypany wjazd do starych tuneli kolejowych lub jakiegoś magazynu. Jednak po dalszych oględzinach moja radość prysła. Wielkie zero. Ani śladu po jakiś płytach betonowych lub czymś podobnym. Moja piszczałka milczała. Zrezygnowany zacząłem przewracać darń w poszukiwaniu jakiegoś gruzu lub czegoś podobnego. Jednak nic takiego  nie znalazłem. Zacząłem więc szukać z piszczałką tam gdzie kopałem. W pewnym momencie cosik zapiszczało. Zaryłem się w ziemie jednak ku mojemu zdziwieniu trafiłem na kawałek blachy. Może to jakaś skrzynka – pomyślałem, i zacząłem ryć na około, jednak moje znalezisko było tak wielkie że nie dawałem rady wykopać.

Moją uwagę przykuło jednak inne zjawisko. Gdy uderzałem saperką w blachę uzyskiwałem głuchy oddźwięk. Oznaczało to że pod spodem znajduje się pusta przestrzeń. Nie wiedziałem co to może być. Na czołg to nie wyglądało. Zacząłem się zastanawiać co to może być? Jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji, wydawało mi się przebicie się przez blachę w najbardziej skorodowanym miejscu, jednak z powodu odpowiednich narzędzi było to niemożliwe. Postanowiłem udać się do domku i wrócić rano z sprzętem i kolegami jeśli któryś zainteresuje się tym znaleziskiem.

   Po przybyciu do mojego HQ zacząłem grzebać w papierkach i książkach w poszukiwaniu jakiegoś   wytłumaczenia. Jednak nic nie znalazłem.

Postanowiłem więc zadzwonić do paru znajomych z pytaniami i propozycją wzięcia udziału w kopaniu.

Jednak z powodu terminu (środek tygodnia), tylko jeden kolega dysponował wolnym czasem. Postanowiliśmy wybrać się na miejsce znaleziska na drugi dzień.

Zabierając ze sobą młotki, przecinaki, nożyce do cięcia blachy i pozostały podstawowy sprzęt poszukiwawczy ruszyliśmy na miejsce.

Po przybyciu na miejsce postanowiliśmy najpierw odsłonić całkowicie tajemniczy arkusz blachy. Po upływie trzech godzin ciężkiej pracy, naszym oczom ukazał się lekko wypukły płat o wymiarach 3m x 8m. Nie był to monolit. Był połączony nitami i spawami. Po dokładnych oględzinach postanowiliśmy dostać się do środka przez otwór który wykonaliśmy w prawie już przeżartej części prawego rogu. Gdy wszystko było gotowe, adrenalina podniosła nam się do tego poziomu że ciężko było nam oddychać ze zdenerwowania. W końcu nadeszła ta chwila. Zaczepiliśmy linę o drzewo, zrobiliśmy podkład zapobiegający przetarciu się liny o ostre krawędzie i zeszliśmy do środka.

We wnętrzu panował mrok. Światło docierało jasnymi strugami tylko poprzez nasz otwór do środka. W powietrzu unosił się zapaszek stęchlizny i wilgoci. W pewnym momencie mrok rozświetlił jasny strumień światła. Był to strumień z latarki kolegi. Moim oczom ukazało się pomieszczenie o ścianach z desek, łączonych pionowo w odstępach 1,5m. płaskownikami. Nie widziałem żadnych drzwi, okien czy czegoś co mogło by służyć do tego celu. Pomieszczenie miało kształt prostokątny a pod ścianami były poukładane drewniane skrzynie. W pewnym momencie olśniło mnie. Czyżby to było ostatni wagon składu pociągu, ale po co ktoś miał by go zasypywać? Odpowiedzi mogły nam tylko dostarczyć skrzynie, a właściwie to ich zawartość. Delikatnie podniosłem wieko i moim oczom ukazały się kartonowe pudełka, zbutwiałe i pokryte pleśnią od wilgoci. Postanowiłem delikatnie jedno otworzyć. W tym momencie oniemiałem. Moim oczkom ukazały się........ puszki. Zwykłe żołnierskie puszki z żywnością. Zaczęliśmy po kolei otwierać każdy karton, każdą skrzynkę i wszędzie to samo. PUSZKI, PUSZKI, PUSZKI. Rozbawieni naszym znaleziskiem postanowiliśmy wyciągnąć parę na światło dzienne i przyjrzeć się im z bliska. Data spożycia wskazywała na  1944r., jednak napisów nie mogliśmy przeczytać ponieważ nikt z nas nie zna j. rosyjskiego a w tym właśnie języku były podpisane. No ale jak to bywa w napływie dobrego humoru otworzyliśmy je. W środku pokryte pleśnią i robakami znajdowała się chyba mielonka, fasolka i inna żywność której niestety nie mogliśmy już rozpoznać z powodu naruszenia przez ząb czasu. Pozostało nam już tylko stworzenie jakiejś sensownej tezy. Dlaczego uciekający rosyjscy żołnierze zakopali wagon z żywnością w lesie?

    Jest to jak na razie moje największe i najśmieszniejsze znalezisko. W tej chwili zajmuję się organizacją wyprawy, która ma na celu odkopanie całkowite wagonu i przede wszystkim zbadanie czy nie zostało tam zakopane coś jeszcze. 

Myślę że moja historyjka przypadnie szanownemu jury do gustu, jednak nie liczę na wygraną gdyż jestem pewien że nadeszło już dość dużo prac gdzie opisane zostały bardziej ciekawe znaleziska niż mój „wagonik z żywnością”.