Moja najwspanialsza przygoda z wykrywaczem metali.

 

 

Moja przygoda z poszukiwaniami skarbów zaczęła się około dziewięciu lat temu ,wtedy  właśnie zakupiłem mój pierwszy wykrywacz.

Będąc jeszcze nie zaznajomionym ze sprzętem wybrałem się na prawdziwe poszukiwania.

Jako żółtodziób zabrałem ze sobą wg. Mnie najpotrzebniejsze rzeczy, czyli wykrywacz, scyzoryk wielofunkcyjny no i oczywiście wielki stary ogrodowy szpadel.

Z takim wyposażeniem wyruszyłem na mój pierwszy wypad po złoty skarb

Przed wypadem zrobiłem oczywiście mały wywiadzik z moim sąsiadem, który zaproponował mi, abym pojechał z nim w jego rodzinne strony(nie daleko ok. 15 km.) no i oczywiście pojechaliśmy.

Chodząc po lesie około 3 godzin, bez jakiegokolwiek rezultatu byłem już kompletnie zmęczony wkurzony, i zawiedziony.

Oprócz  kapsli po piwie i różnego żelastwa nie znalazłem nic ciekawego, i chciałem już wracać do domu, sądząc że nic już nie znajdę.

Wtedy właśnie mojemu sąsiadowi przypomniało się, że głębiej w lesie widział kiedyś kamień z wyrytymi  jakimiś napisami.

Pomimo zmęczenia poszliśmy go poszukać, nie było z tym większego problemu, trafiliśmy tam  bezbłędnie.

Kopiąc obok kamienia z wyrytą datą  „1855” sygnał z wykrywacza wyraźnie wskazywał, że coś w tym miejscu  jest zakopane.

Gdy wykopałem dołek na około trzydzieści centymetrów, sygnał był już bardzo wyraźny, nasilał się.

Na głębokości pół metra, coś pod łopatą zazgrzytało.

Ostrożnie rozsunąłem ziemię rękami. Zobaczyłem dzbanek.

Serce zabiło mi jak dzwon, bo wiadomo, że przypomina sobie człowiek opowieści o zakopywanych w ten sposób złotych, czy srebrnych monetach.

Ostrożnie wyciągnąłem dzbanek z ziemi. Był ciężki, z otworem zasypanym ziemią.

Wysypałem  ja ostrożnie. Ze środka zaczęły wysypywać się jakieś metalowe krążki.

Byłem przekonany, że to monety, lecz jakieś dziwne, bo z dziurkami w środku.

Kiedy jednak na samym dnie zobaczyłem śrubki, okazało się, że nie były to żadne monety, lecz tylko...zwykłe podkładki pod śruby.

Trochę byłem rozczarowany, ale jakże szczęśliwy, że taki skarb mi się trafił.

Można sobie wyobrazić, jakie podniecenie ogarnia  wtedy człowieka, i jak mu się na pewno oczy świecą.

Tak oto zaczęła się moja  prawdziwa przygoda z wykrywaczem metali.

Jak się później dowiedziałem, był to kamień graniczny jakiegoś obszaru górniczego.

To wcale nie zostało wymyślone, jest to opowieść na faktach.

Z całego serca życzę Wszystkim poszukiwaczom ,tym początkującym i tym zaawansowanym takiego wspaniałego uczucia jakiego ja wtedy doświadczyłem.

 

Z pozdrowieniami SZPERACZ.