Przeprawa do nieba...


        Mam szczęście mieszkać w miejscu, w pobliżu którego, podczas II wś nastąpiło przełamanie frontu. Z okien domu widzę las, w którym do dziś można zobaczyć pozostałości minionej wojny w postaci betonowych schronów piechoty, stanowisk karabinów maszynowych i umocnień ziemnych. Kilka minut szybkiego marszu od mojego miejsca zamieszkania znajduje się krawędź pradodoliny Wisły w postaci skarpy długości kilkunastu kilometrów. Poniżej rozciąga się widok na zakole Wisły i wzgórza zamykające pradolinę po drugiej stronie rzeki. Widok jest piękny. Niekiedy staram się wyobrazić sobie to miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej. Widzę wówczas kilka radzieckich dywizji okopanych na przyczółku wielkości kilku kilkunastu kilometrów kwadratowych, mających za osłonę tylko rowy odwadniające pola i nieliczne drzewa wzdłuż dróg. Widzę również kilkanaście tysięcy niemieckich żołnierzy okopanych na naprzeciwległych wzgórzach i próbujących ciągłymi atakami zepchnąć Rosjan do Wisły...

        Na początku stycznia 1945 r. dla radzieckiego dowództwa było jasne, że aby zająć Pomorze, niezbędne jest opanowanie terenów wokół Grudziądza i zdobycie, do tej pory niezwyciężonej, Festung Graudenz. Tylko raz w swej całej historii twierdza była o krok od zdobycia - podczas wojen napoleońskich. Od całkowitej zagłady uratowało ją wówczas podpisanie traktatu pokojowego pomiędzy Francją a Prusami (w 1807 r.). Dowództwo radzieckie zakładało okrążenie twierdzy i jej blokadę; tym samym planowano stosunkowo niewielkimi siłami związać sporych rozmiarów garnizon niemiecki ukryty wewnątrz cytadeli. Aby tego dokonać, wojska 65 Armii musiały sforsować Wisłę i zamknąć pierścień okrążenia po obu stronach rzeki. 25 stycznia 1945 r. oddziały 354 DP z marszu, po lodzie, przekroczyły Wisłę na południe od Grudziądza i okopały się na niewielkim przyczółku, jednocześnie wypierając stamtąd oddziały 252 dywizji niemieckiej. Niemcy widząc nadciągające ogromne zagrożenie ściągnęli w rejon przeprawy kilka tysięcy dodatkowych żołnierzy, w tym oddziały pancerne. Rozpętało się piekło. Przez kilka kolejnych dni na pozycje radzieckie wychodziły atak za atakiem. Rosjanie mając do dyspozycji tylko lekką artylerię i karabiny maszynowe odparli kilka pancernych ataków i nie dali się zepchnąć do Wisły. W tym czasie saperzy z 14 armijnej brygady inżynieryjnej w 30-stopniowym mrozie ścinali drzewa w pobliskich lasach i organizowali kolejne przeprawy lodowe. Na zamarzniętej rzece układano ścięte drzewa i polewano je wodą z przerębli – konstrukcja ta była zadziwiająco wytrzymała, do tego stopnia, że możliwa była przeprawa cięższego sprzętu. W 56 godzin saperzy zbudowali pierwszy prowizoryczny most, po którym mogły się przeprawić czołgi T-34. Przeprawy były ostrzeliwane 24 godziny na dobę. Dodatkowo wiał silny wiatr, padał gęsty śnieg i temperatura spadała poniżej 30 stopni. A Rosjanie szli do przodu...

        Wszystko to widział jeden z tysięcy niemieckich żołnierzy siedzący w stosunkowo bezpiecznym stanowisku strzeleckim na krawędzi górującego nad doliną wzniesienia. Widok był niesamowity. Jak tylko okiem sięgnąć, na dnie doliny, widział tysiące czarnych punkcików. Obiekty te doskonale odcinały się na nieskazitelnej bieli śniegu. Niemieccy snajperzy nie mieli większych problemów ze znalezieniem celu. Rosjanie nie mieli praktycznie żadnej osłony. Z godziny na godzinę na przyczółek ściągano dodatkowe radzieckie pułki, które były stłoczone na stosunkowo niewielkim obszarze. Niemieccy artylerzyści również zbierali obfite żniwo. 29 stycznia nagle nastąpiło gwałtowne ocieplenie. Część prowizorycznych przepraw zniosła wezbrana Wisła; jednak radzieccy saperzy właśnie kończyli budowę drugiego masywnego mostu (wbijając pale ręcznymi kafarami w dno rzeki na głębokość 6 m.); 31 stycznia przez ten most przejechały pierwsze 45 tonowe czołgi IS-2. Również 31 stycznia ruszyło potężne natarcie niemieckich oddziałów wspartych przez jednostki pancerne. Natarcie to załamało się jednak. Obserwujący to wszystko wspomniany wyżej niemiecki żołnierz piechoty, zaczął wątpić w swój szczęśliwy powrót do domu. To, co jeszcze kilkanaście dni temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Rosjanie wdzierali się na skarpę. Wokół padali kolejni jego koledzy, z którymi przeżył wiele bitew, sytuacja wydawała się beznadziejna.. bo była beznadziejna. Nie wiedział tylko, ze jeden z tysięcy wystrzelonych w jego kierunku radzieckich pocisków kal. 7,62 przeznaczony jest dla niego. Nagle coś nim szarpnęło, powoli ucichły dźwięki i zapadła ciemność; wszystko, co działo się wokół przestało być istotne..

        2 listopada tego roku wybrałem się na mały rekonesans do pobliskiej miejscowości. Doszły mnie do mnie informacje o nowych krzyżach w pobliżu skarpy, chciałem zobaczyć jak to wygląda w terenie. Po przybyciu na miejsce okazało się jednak, że nie przybyło nowych mogił. Rozejrzałem się wokół i coś mnie tknęło.. Na długości kilku kilometrów, przy krawędzi skarpy, można znaleźć setki stanowisk i rowów strzeleckich. W tym miejscu, gdzie stałem jednak ich nie było, nie znalazłem ani jednego.. Wyciągnąłem wykrywacz, wiedząc, że teren jest wyjątkowo dokładnie przeszukany - w końcu po coś go zabrałem, może coś się trafi, i się trafiło.. Po znalezieniu kilku magazynków do G43 i niemieckiej maski przeciwgazowej pomyślałem, że wystarczy szukania na ten dzień; podszedłem jeszcze do krawędzi skarpy i nagle wyłapałem słaby sygnał. Sygnał był słaby, ale „głęboki”. Po dłuższej chwili kopania, na głębokości 0,5 m., wyłonił się charakterystyczny kształt niemieckiego pojemnika na maskę, po chwili światło dzienne ujrzał kolejny pojemnik. Pamiętam, miałem wówczas przeczucie, że nie znajdę tam tylko pojemników. Przeczucie mnie nie zawiodło; po chwili na dnie dołu ukazały się ludzkie kości. Pierwszy raz (po kilku latach szukania) znalazłem szczątki niemieckiego żołnierza. Po dłuższej chwili zastanowienia i telefonicznej rozmowie ze znajomym podjąłem decyzję. Jeżeli ja tego nie zrobię, zrobi to ktoś inny, i to najprawdopodobniej w mniej subtelny sposób. W zasadzie wiedziałem jak przeprowadza się podobne „prace”, kilka razy byłem świadkiem odsłaniania pochówków niemieckich żołnierzy podczas prowadzonych niedaleko robót na trasie przyszłej autostrady. Zasada jest jedna – należy odsłonić cały grób, aby uniknąć sytuacji, w której możliwe byłoby zdekompletowanie szkieletu. Część ludzi znajdujących groby niemieckich żołnierzy po prostu wyciąga kości „jak leci” z grobu, a potem ponownie tam je wrzuca.. Pomijam tutaj fakt, że pewne kości są bardzo małe i łatwo jest je przeoczyć, w tym momencie chodzi przede wszystkim o moralny aspekt całej sprawy. Po prawie dwóch godzinach odsłoniłem cały grób i co ujrzałem.. Na dnie leżał szkielet w pozycji wyprostowanej, na wznak; ręce miał ułożone mniej więcej wzdłuż tułowia, lekko zgięte w łokciach; głowa położona była wyżej od kończyn dolnych. W rejonie stóp znajdowały się dwa otwarte pojemniki na maskę przeciwgazową w pozycji zbliżonej do pionowej; po lewej stronie miednicy leżała wyciągnięta z jednego z pojemników maska. Na wysokości szyi, przesunięty w lewą stronę, znajdował się nieśmiertelnik (zachowały się na nim resztki materiału). W pobliżu nieśmiertelnika znajdowała się stalowa odznaka za rany, na której również zachowały się resztki materiału. Powyżej miednicy, po prawej stronie, leżał drugi nieśmiertelnik w skórzanym etui, zachowany w doskonałym stanie; w jego pobliżu znajdował się stalowy nóż i pęknięty w połowie gwizdek z tworzywa sztucznego. W rejonie czaszki znalazłem kilkanaście regulaminowych guzików do munduru niemieckiego (groszkowe). Na długości całego szkieletu znalazłem duże jasno-szare guziki, najprawdopodobniej od płaszcza.

        I co z tego wynika.. Odkrycie przy zmarłym gwizdka najprawdopodobniej świadczy o tym, że był dowódcą plutonu/drużyny. żołnierz ten zmarł na skutek postrzału w głowę – dziura po kuli kal. 7,62 mm znajdowała się centralnie w szczytowej partii czerepu (innymi słowy na środku głowy, z góry). Został ułożony przez kogoś na dnie stanowiska; najprawdopodobniej nie został tam wrzucony; zabrano mu buty (buty w grobach zachowują się z reguły dobrze, tutaj nie znalazłem nawet śladu po butach). Najprawdopodobniej miał pod głowa złożoną bluzę mundurową – stąd znalezione w rejonie czaszki guziki (wyłącznie w rejonie czaszki, w całym grobie znalazłem tylko jeden guzik w innym miejscu). Ciało najprawdopodobniej zostało przykryte płaszczem - stąd duże, szare guziki znalezione na długości całego szkieletu. Po złożeniu ciała wewnątrz stanowiska wrzucono tam również dwa pojemniki z maskami. Te najprawdopodobniej zostały stamtąd wyciągnięte i sprawdzono, co znajduje się w środku (oba były otwarte i z jednej wyciągnięto maskę), najprawdopodobniej ktoś znalazł obok ciała pojemniki, po otwarciu pierwszego znalazł tam maskę, wyjął ją, zobaczył, że nic poza tym nie ma w środku i wyrzucił obok ciała; otworzył również drugi pojemnik – zobaczył, ze w środku również jest maska i rzucił nie wyciągając maski. Przed zasypaniem grób wnikliwie „ograbiono”. żołnierz nie miał broni, hełmu, bagnetu, pasa, ładownic, chlebaka i jak już wspomniałem – butów. Dziwi mnie jednak jeden szczegół - jeżeli ułożono ciało „intencjonalnie”, tj. nie wrzucono je tam byle jak i ułożono pod głową bluzę mundurową (lub „coś” co miało przyszyte niemieckie guziki) to wszystko wskazuje, że ułożono tam rannego. Na to, że w dole ułożono rannego wskazuje również fakt znalezienia przy szkielecie nieśmiertelnika (w kilkunastu grobach niemieckich żołnierzy znalezionych przy pracach na pobliskim pasie autostrady znaleziono tylko jeden nieśmiertelnik – świadczy to o zabieraniu zmarłym blaszek pośmiertnych, i to w całości – nie przełamywano ich). Ranny jednak nie jest człowiek postrzelony od góry w sam środek czaszki – jest od razu martwy. Ułożenie szkieletu pośrednio świadczy, że żołnierz ten został najprawdopodobniej postrzelony z góry; nawet gdyby wychylił się z okopu i został trafiony to najprawdopodobniej postrzelony by został w czoło lub część twarzową głowy. Wiele śladów przemawia za tym, że człowieka tego dobito z góry w momencie, gdy już ranny leżał na dnie stanowiska. Wewnątrz pokrowca, w którym znajdował się drugi nieśmiertelnik znajdował się odcięty kosmyk włosów koloru brązowego. Włosy te wyglądały, jakby je odcięto kilka dni temu.. Najprawdopodobniej nieśmiertelnik został zabrany innemu poległemu, być może bliskiemu koledze - mocno sugestywny jest tutaj odcięty kosmyk włosów, tylko tyle mógł zabrać ze sobą poległy za życia..

        Być może zastanawiacie się, dlaczego w opisywanym miejscu znalezienia grobu nie ma czytelnych w terenie stanowisk.. W/g mnie są tam, jest ich tam mnóstwo, tyle że są zasypane. Na początku lutego 1945 r. ziemia była mocno zmarznięta, nie kopano wtedy grobów, ponieważ Niemcy sami je sobie wykopali – zostali pochowani we własnych stanowiskach. Patrząc dzisiaj na dolinę Wisły z krawędzi skarpy nie mogę uwierzyć, że Rosjanie przedarli się przez tą niemiecką zaporę; w dole do dziś nie widać nic poza rowami odwadniającymi, pojedynczymi gospodarstwami i drzewami wzdłuż dróg i rowów. Na górze natomiast krajobraz z roku na rok się zmienia. Co jakiś czas wyrasta tam nowy krzyż.

        Znaleziony przeze mnie niemiecki żołnierz został oczywiście ponownie pochowany; kości zostały złożone do pojemników, usypana została mogiła i postawiony został krzyż. Wyżej napisane słowa powinny wielu z was uświadomić, jak ważne jest prawidłowe podejście do pochówku, w kontekście późniejszej ewentualnej interpretacji pewnych faktów, które dla rodzin poległych mogą być bezcenne. W kilka dni później do niemieckiej organizacji (WAST) wysłałem wiadomość o znalezieniu grobu, następującej treści:

Szanowni Państwo

Dnia 2.11.2003 r. w miejscowości (X) koło Grudziądza;
woj. Kujawskopomorskie (Polska) (X, Graudenz, Polen)
zostały znalezione zwłoki niemieckiego żołnierza.

Na wysokości szyi znajdował się nieśmiertelnik:

2194
Stamm Kp. I.E.B. 82
A
(nieśmiertelnik ten należał do pochowanego)

Przy zwłokach znaleziono też drugi nieśmiertelnik koło kości miednicy w skórzanym pokrowcu:

St. Kp. / Kf. Ers. Abt. 2
2349
0 (wybite w tylnej części)

Wewnątrz pokrowca poza nieśmiertelnikiem znajdowała się zniszczona kartka papieru oraz kosmyk włosów koloru ciemny brąz. Nieśmiertelnik ten nie należał do pochowanego; najprawdopodobniej został zabrany innemu poległemu żołnierzowi.

Na miejscu znalezienia zwłok została usypana mogiła i postawiony krzyż; proszę o kontakt w celu ewentualnego przeniesienia zwłok na cmentarz wojenny.

e-mail:

i tu mój podpis + zdjęcia

Odpowiedzi do dziś nie otrzymałem, podobno wymaga to czasu z ich strony.

W znalezionym przeze mnie grobie spoczywa żołnierz z kompani kadrowej 82 zapasowego batalionu piechoty; jego kolega służył w sztabie 2 zapasowego batalionu samochodowego.

        Dziś po przeprawie pozostał olbrzymi podjazd, „wyrobiony” przez radzieckie pojazdy pancerne, ciężarówki i działa. W okolicznych gospodarstwach można zobaczyć elementy mostów pontonowych i radziecką ciężarówkę z czasów wojny. W styczniu i lutym 1945 r. w okolicach Grudziądza poległo ok. 5-6 tysięcy żołnierzy niemieckich. Większość z nich nie leży na cmentarzach wojennych. Od czasu znalezienia pierwszego grobu odkryłem dwie kolejne mogiły żołnierzy niemieckich. Nie mieli nieśmiertelników. Szanse przeniesienia ich na cmentarze wojenne, w świetle niemieckich przepisów, są zerowe.