rufa napisał(a):
Jeszcze dodam coś z własnego życia.Kilkadziesiąt lat temu,wtorek rano,naszła mnie nieodparta chęć,stanąć przy tokarce i wykonać kilka drewnianych lichtarzy pod świece.Nigdy wcześniej tego nie robiłem.Zrobiłem 4 sztuki i zabejcowałem.Następnego dnia,polakierowałem i dałem sobie z nimi spokój.Piątek,godzina 13,40-wychodzę do pracy na drugą zmianę[na 14,00],ale po przekroczeniu progu mieszkania,coś mnie zawraca i biorę jeden z wykonanych wcześniej lichtarzy,mocuję do niego świeczkę i tak zostawiam w domu.Po wyjściu z domu,spotykam swoją matkę,która mówi mi,że śnił się jej mój,nie żyjący już,ojciec,że podjechał pod drzwi z taczką kartofli-luzem i wysypał,te kartofle,pod drzwi wejściowe do mieszkania.Po krótkiej rozmowie z matką,udałem się do pracy,gdzie po krótkim czasie wezwano mnie do telefonu i w słuchawce usłyszałem,że mój syn zginął w wypadku o godzinie 14,15 w wyniku zderzenia autobusu z ciągnikiem rolniczym,który ciągnął dwie przyczepy z kartoflami luzem.Obydwie przyczepy,były przeładowane i w pierwszej,odpiął się zamek burty a ta wycięła,cały lewy bok autobusu,zaczynając tuż za siedzeniem kierowcy.Na następnym siedzeniu,znalazł się mój syn,na dwie minuty przed katastrofą,bo przysiadł się do kolegi,aby oddać mu jakieś drobne,pożyczone wcześniej pieniądze.Do tej chwili siedział na przedostatnim siedzeniu,po prawej stronie autobusu.
Już udzielałem się w tym wątku, pisałem na temat doświadczeń paraliżu sennego. Teraz po przeczytaniu historii
rufy przypomniała mi się opowieść, która ma pewne powiązanie z Twoim wpisem.
Mianowicie. Będąc w gimnazjum katechetka opowiadała nam na lekcji religii o zjawiskach niewytłumaczalnych (cudach). Ktoś z klasy zaczął się kłócić i polemizować z nauczycielką, że nie wierzy w żadne cuda i wszystko da się wytłumaczyć, każde zjawisko. Wtedy katechetka opowiedziała niedowiarkowi taką historię:
Będąc już katechetką podarowała swojemu młodszemu bratu medalik, z nakazaniem aby go nosił.
Po krótkim czasie przyśnił się jej brat i medalik. (nie pamiętam jakie miały wtedy towarzyszyć wydarzenia bratu, ale jakieś okoliczności tu występują) Mówiła nam, że strasznie zaskoczył ją ten sen.
Po jakimś czasie matka/babcia? (tego nie pamiętam) zadzwoniła do niej, aby poinformować ją, że brat miał wypadek samochodowy. Uderzył w drzewo, jest ciężko, ale żyje. Katechetka zapytała czy ma na szyi medalik. Gdy dowiedziała się, że medalik zgubił w miejscu wypadku, to zdębiała. Potem opowiedziała o tym jaki sen miała. Wtedy obie zdębiały i nie wiedziały jak to możliwe, ale podsumowały to jako znak dla brata katechetki.
Po streszczeniu tej historii klasie, wszyscy, łącznie z niedowiarkiem zaniemówili. "Jak to wytłumaczyć?" Zrobiła się cisza. A "niewierny Tomasz" już nie mądrzył.
Tak więc poruszyliśmy teraz z rufą temat tzw. "snów proroczych".