Ja tam nie przypominam sobie, aby kiedyś mnie ugryzł kleszcz, a boleriozę mi wykryto po dziabnięciu tej dużej muchy co przy wodzie często latają. Rumień mi poszedł jak trzeba, od jej ugryzienia, dokładnie jak po kleszczu. A co fajne, to okazało sie że to drugie zakażenie, bo juz jedno miałem kiedyś, gdyż przeciwciała były. I faktycznie jak se przypomnę to jakieś 20 lat temu miałem ostrą jazdę ze zdrowiem, ale organizm jeszcze był młody to sobie jakoś w miarę poradził, ale ciągło się, i nigdy do końca nie wyzdrowiałem już. Ale kiedyś nie diagnozowano boleriozy, i leczyli mnie na wszystko po kolei, zaczynając od serca, kończąc na psychiatryku, pewnie bym się wykończył do tej pory od tych wszystkich lekarstw, ale organizm wie podświadomie jak sobie poradzić, no i poradził - zaczęło mnie mocno ciągnąć do gorzały, odstawiłem prochy, no i zapiłem cholerstwo. Tym razem dostałem serię antybiotyków, ale gó...o dało, po jakimś czasie wszystkie objawy wróciły, no i w badaniach znów wychodzi. "Mądra" pani doktór z zakaźnego stwierdziła że już się nie da nic zrobić, i niestety trzeba czekac na finał. No ale ja się nie poddałem , wróciłem do starej sprawdzonej metody, raz na tydzień-spiryt i potem parę dni jest git, zero objawów, i tak sobie żyję już drugi rok, i jest coraz lepiej. Ot, taka ciekawostka.
|