Pofatygowałem się i poprawiłem wizualnie tę opowieść (pisownia ogólnie oryginalna, drobny retusz błędów). Może teraz będzie się lepiej czytać: :)
------------------------------------------ Byłem na wykopkach (10 kilometrów do mojej miejscowości). Znałem tam tylko jedną osobę, bo już parę dni wcześniej tam szukałem w dzień. Znalazłem 3 monetki i trochę śmiecia. Zobaczyłem górkę taką normalną. Pytam znajomego: - Czy mogę sobie przyjechać na tą łąkę? Odpowiada, że chyba tak ,więc pytam: Czy nie będzie problemu jak sobie w nocy przyjadę, bo nie lubię zbędnych pytań widzów? Odpowiada: - Śmiało. To mówię: - Ok, przyjadę jutro pochodzę sobie. Coś mi ta łączka zawróciła w głowie. Przyjechałem za dwa dni z kolegą - takim młodszym chłopakiem. On bez wykrywacza. Stanąłem sobie na drodze takiej polnej, pod górką i wbijamy. Szukam sobie, szukam i nic, ciemno zimno bo śnieg nie dawno stopniał. 40 minut…. Mówię do kolegi: - Spadamy. Patrzę: podjeżdża jakiś samochód, staje w poprzek mojego i ktoś w nim grzebie, widzę z daleka. No więc wykrywka na glebę i idę zobaczyć co jest grane. Podchodzę, koleś przy moim samochodzie co grzebał pyta co ja tu robię a ja mówię: -A byłem tu na górce za potrzebą i sobie właśnie odjeżdżam. Widzi Pan samochód nie zamknięty i w ogóle…. Koleś świeci cały czas latarką nagle zjeżdża na moje buty i krzyczy: - Halina! Mamy go! Dawaj nóż! Tnij opony. Dzwoń po chłopaków!!! Ja już zdygany. Ten mój kolega został tam na górce. Wiedziałem ze nie wyjdzie. Mówię „Spadam”. Szybko, ino rusz, wsiadam do samochodu a koleś mówi: -Nigdzie nie pójdziesz! Wysiadaj, bo ci kosę wbije! Tak mnie zdenerwował ten tekst, że bym go złamał w pół. Nie jestem żaden mikrus, kawał ze mnie chłopa. Baba trzyma drzwi z jednej strony. Koleś z drugiej. Ja nie wiem, co robić. Mówię: „Jadę, niech połamią się drzwi”. Zapalam silnik i odjeżdżam pod górkę gdzie droga prowadzi. Dojechałem do końca mówię: „Lipa, posesja kołtónowo, to w drugą stronę i nie da rady, stoją busem. Podjeżdża BMW. Jakiś koleś wychodzi z szpikulcem (taki żeby nie skłamać 32 cm. Widać, że amatorska robota, ale ktoś się przyłożył żeby na rączkę nałożyć kawałek szlałfa ogrodowego. Mówię: „Lipa już był pewnie używany. Ale wpadłem!” Myślę: „Walę dużego z główki. Wyrywam szpikulec i dźgam gdzie się da. Myślę sobie „Ale będzie hardcore!!. Ale baba nagle mówi: - Dzwon po policje! Pomyślałem sobie, że to moja szansa. Będę żyć. No, jak sobie siedziałem w samochodzie i nie mogłem przejechać to za telefon i dzwonie do kolegi na pole: - Gdzie jesteś? Odpowiada: - Pod lasem. W jakieś bagno wpadłem. Mówię: - Lipa! Czekaj, nie wychodź! Wykrywacz wziąłeś? Odpowiada: - Nie. Został. Zapomniałem napisać, że na tej łące był taki mały domek: cztery metry na cztery, jak stróżówka czy coś tam takiego. A ja wykrywacz właśnie położyłem koło tego domku. Więc wykonuje jeszcze jeden telefon: do tego kolegi z tej miejscowości (myślałem tylko ze by nie spał i odebrał bo była 1 w nocy). Odebrał. I mówię: -Radziu, przyjdź pod kapliczkę. Noże latają, dźgać mnie chcą. Na co odpowiada: - Zaraz będę. Ja wychodzę z samochodu (bo się nie bałem za bardzo już) a baba do mnie mówi: - Gdzie masz worki z kurami? A ja zdziwko. Mówię: - Jakie kury? Co Pani? Ten młody koleś znowu „Bo ci kosę to, bo ci kose tamto”. Już nie zwracałem na niego uwagi, bo nie chciałem się denerwować. Mówię do tej babki: - Pani! Ja tu przyjechałem, zaraz się Pani dowie po co. Radek przyjedzie i Pani powie. Przyjechał i mówi: - Pani Halino. Tu kolega przyjechał z wykrywaczem polatać sobie. Przecież nic nie robił złego. Ja mowie: - Pani pójdzie ze mną. I podszedłem pod ten budyneczek na tej górce. Biorę wykrywke i pokazuje. A ona mówi: - Ttrza było tak od razu a nie…. I nagle dwa radiowozy podjeżdżają i osobówka nieoznakowana. Nie wiem w sumie ilu gliniarzy przyjechało bo cały czas ktoś na mnie latarką świecił, ale jak widziałem jak podjeżdżają gliniarze to szybko sove do samochodu, saperkę, nakolannik, rękawiczki i czekam. Wpadają i pytają o co chodzi. Baba mówi: - Alarm się włączył w kurnikach myślałam, że złodzieje. Jakiś samochód stał przy drodze. Koleś wychodzi upierdzielony jakby się tarzał w błocie. Myślałam, że kury kradną. Świecą na samochód. Pytają: - Czyj? Opowiadam: - Mój. Pytają tego od BMW: - Pan podejdzie. Czy to co leży na tylnym siedzeniu jest pana własnością? Czy Pan to poznaje? Facet patrzy patrzy, patrzy…. Policjant powtarza: - Czy poznaje Pan to urządzenie? Koleś po 6 może 8 sekundach odpowiada: - Nieeeeeeeeee. Karzą otworzyć bagażnik. Otwieram. Grzebią, grzebią. Pytają tego od BMW - Czy coś tu jest Pana? On odpowiada: - Nie. Pytają co ja tu robiłem. Mówię: - Chodzę sobie, spaceruje. A ten gliniarz: - Ja ci dam! Spacerujesz sobie o 1 w nocy. Ja za chwile będę wiedzieć co tu robiłeś. Mówi do tych mundurowych: - Do radiowozu z nimi. Tego kolegę Radka też wzięli. - Wylegitymować i czekać!. Ale przed tym jak podjechała ta policja to ten młody co tak nożem straszył mówi do Radka: - Ja Cię obserwuje już od 3 dni. Nareszcie mamy was wszystkich. Pomyślałem sobie: „Jakieś gangi kur. Gdzie ja jestem? W co mnie chcą wplątać?”. Ci tajniacy pojechali sprawdzać ten alarm co się włączył i ślady na polu i czy nie ma tam tych worków z kurami. Pytają mundurowi mnie w nysce co robiłem. Więc pokazuje fanty: 3 kulki od szrapnela, trochę odłamków i trojaka. Bo nie chcieli uwierzyć, że latałem z wykrywaczem. Wziął w rękę tą monetkę i mówi: - Patrz jaka data: 17xx. Ja Cię kręcę. Ale fajna! Warta pewnie fortunę!. I tak się zajęli tą monetką jak by nic innego ich nie interesowało. Myślę: „Dobrze jest”. Pytają ile już chodzę z wyrywką. Ten jeden mundurowy zażartował: - To Wy pozyskujecie trotyl z niewybuchów. ha ha ha. Oglądają monetkę, oglądają. Wpada tajniak: - Dawaj telefon! Mówię: - W jakim celu? On mówi: - Dawaj go i już! Ja mówię: - Nie! Proszę powiedzieć po co? Odpowiada: - Bo chciałem go sobie obejrzeć. A że mam tela pokodowanego na wszystko (hasła) więc daje. Grzebie, grzebie. Spisuje numer IMEI. Mówi: - Wrzuciliście go na bęben? A ten mundurowy odpowiada: - Nie, jeszcze nie. Tajniak pyta: - Czemu to co robicie? A ten jeden mówi: - Oglądamy monetkę. Tak mi się śmiać chciało, że nie mogłem się powstrzymać. I mnie sprawdzili. Monetkę oddali. Wpada znów tajniak drze się: - Z kim byłeś? A ja mówię: - Z kolegą. Pyta: Jak się nazywa? Mówię mu. On pyta: - Gdzie on teraz jest, ten twój kolega? Mówię: - Oddaj mi Pan telefon to zadzwonię do niego i zapytam się, w którą stronę uciekł. Dzwonie. Odkładam. Tajniak pyta: - No i? A ja mówię: - Na daszku, tam gdzie Pana kolega stoi, przy tym budynku. Tajniak trzasnął drzwiami a ja patrzę przez szybkę czy ten mój kolega idzie. Patrzę. Tajniacy go nawet nie zatrzymują. Wsiadają do samochodu. Kolega wsiada do nyski. Mnie już sprawdzili na kompie. Nagle tajniak dzwoni na komórkę do mundurowego (nie wiem czemu nie używali walki talki). Coś powiedział. Mundurowy mówi: - Jest Pan wolny. Pan Radek tak samo. Tylko jeszcze Ciebie sprawdzimy (tego wpólnika mojego). Ja mówię: - Poczekam z nim, jeśli można. Mówią: - Ok. Sprawdzili szybko. Mówią: - Przepraszamy. Mogą Panowie już odjechać. Wysiadam. Patrze. Radiowozów nie ma, BMW też, busa nie ma, tajniacy się zwinęli. Wsiadamy. Odjeżdżam a tu radiowóz nagle zajeżdża mi drogę. Podchodzi mundurowy i pyta jak dziecko: - Proszę, powiedz. Co znalazłeś najcenniejszego? Wiem, ze nie wypada mi pytać ale powiedz. Odpowiadam: - Nie mogę. Przykro mi. Ale sam wiesz (już mu na „ty” waliłem jak on mi), że nie da rady. I wsiadł, przeprosił powiedział: - Ostrożnie Panowie wracajcie do domu. Przepraszamy najmocniej. Dobranoc.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Ostatnio edytowano środa, 19 listopada 2014, 14:32 przez KrisssK, łącznie edytowano 1 raz
|