Ostatnio coraz bardziej się przekonuję do miejscówek tzw z otchłani odbytu wyjętych. Czasem człek się nachodzi i za piątym razem trafia dopiero na w miarę średnią miejscówkę, ale trafia. Kontekst historyczny takiej miejscówki prawie zerowy, nic na mapach, nic w książkach, nic ludzie nie mówią starsi, LIDAR pokazuje zadupie z bruzdami polodowcowymi czy innym geologicznym bełkotem. A monetki i drobnica wychodzą. W tamtym roku znajomy wyliczał sobie z starych map i zdjęć satelitarnych jakieś trasy przemieszczania się ludności prowizorycznie. W końcu pojechał na jedno miejsce i przez trzy następne wypady stamtąd wyciągał ciekawie monetki i rzeczy. Wziął się za następne z wyliczonych szlaków, i dopiero bodajże chyba za ósmym razem trafił na teren gdzie w miarę znośnie było. Czyli wyliczenia można było sobie wsadzić w cztery litery, ale to mówiło że łażąc w potencjalne miejscówki na mapie można namierzyć i trafić przypadkowo dość łatwo. Powiedzmy na dziesięć wypadów w ciemno, się trafi, może rzadziej, ale w końcu coś wyjdzie (ostrożny szacunek)
|