https://poszukiwanieskarbow.com/forum/ |
|
Największe nasze wpadki w zeszłym roku https://poszukiwanieskarbow.com/forum/viewtopic.php?f=1&t=165724 |
Strona 1 z 7 |
Autor: | Pinky [ piątek, 1 stycznia 2016, 14:28 ] |
Tytuł: | Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Wpadka z tablicą rejestracyjną z dorożki, z datą 1914. Tak bardzo chciałem żeby ta blacha miała jakąś historię związaną z I wojną że identyfikacja poszła całkiem w innym militarnym kierunku. Drugą taką wpadkę zaliczyłem identyfikując miejsce obozowania Powstańców Styczniowych na krótko po wygranej potyczce. Miejsce obozowiska namierzyłem bezbłędnie, tylko że Armii Carskiej przed przegraną potyczką :lol: Następna wpadka była dosłownie, tak zaciekle szukałem ukrytych w lesie okopów z I wojny że do nich wleciałem i nadwyrężyłem kostkę. Pomijam już nie działający GPS i brak kompasu, zabranie nie tych mapek co trzeba, czy wybranie się na wykopki z kolegami bez saperki (dostałem mały ogrodniczy szpadelek do sadzonek). Wyciąganie kolegów na nowe miejscówki które są bankowe a okazują się totalnym niewypałem też pomijam bo to u mnie norma. |
Autor: | przemytnik rabarbaru [ piątek, 1 stycznia 2016, 15:59 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Mi się zdarzyło pójść na "kopanie" w roboczych butach z metalowymi noskami :lol: |
Autor: | jarok34 [ piątek, 1 stycznia 2016, 16:00 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Ostatnio wziąłem Argo bez środkowego kijka - nie polecam, po 10 min chodzenia czułem się jak garbaty troll :666 |
Autor: | darekoli [ piątek, 1 stycznia 2016, 16:26 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
pojechałem na ryby bez wędki (25km) a żyłkę po drodze kupiłem :lol: |
Autor: | konrad_wawa [ piątek, 1 stycznia 2016, 16:29 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Nie byłbym sobą gdybym nie wrzucił czegoś związanego z czyszczeniem i konserwacją :) Aczkolwiek w tym przypadku trzeba mówić bardziej o dewastacji niż konserwacji :evil: Znalazłem krzyżyk. Zgięty na pół, więc postanowiłem go wyprostować. Gdybym to zrobił po barbarzyńsku czyli paluchami na siłę to pewnie byłoby lepiej, ale ja postanowiłem go podgrzać żeby zrobić to delikatniej... Po 10 sekundach nad palnikiem kuchenki próbuję go uchwycić kombinerkami, a krzyżyk... dosłownie rozpływa się w powietrzu. Był z jakiegoś ołowiu, cyny lub cynku :cry: |
Autor: | Renald [ piątek, 1 stycznia 2016, 16:41 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Pojechałem na nocne kopanie. Ciemno było już całkowicie, pole wielkie, jakieś 2 km na szerokość. Zacząłem przy ostatnich zabudowaniach, ale nie dało się kopać, bo od domów zawiewało wyjątkowo nieprzyjemnym smrodem. Najwyraźniej komuś wybiło szambo, a to generuje unikalny, jadowity zapach. Postanowiłem odejść kawałek. Z tego kawałka zrobił się kilometr a wiatr dalej przynosił smród. Raz słabszy, raz bardziej wyrazisty. Nie było na co czekać. Włączyłem wykrywacz. Pierwszy sygnał. Kopię... No właśnie... To miękkie, po czym przez kilometr chodziłem, to jednak nie było błoto. Ech... zanim udało mi się ewakuować z tego pola, nawet sonda w wykrywce zdążyła prześmierdnąć. I gów... znalazłem. Dosłownie. |
Autor: | aquila [ piątek, 1 stycznia 2016, 18:52 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Pojechałem w nowe miejsce - taki ogólny rekonesans okolicy, bardziej dla spaceru niż kopania. Połaziłem po jednym poletku, potem po drugim... potem zachciało mi się przejść na kolejne, leżące za pasem krzaków. No to władowałem się w te krzaki i... w taką gęstwinę to już dawno nie wlazłem. Zamiast wrócić lub ewentualnie poszukać innej drogi to brnę jak głupi w te coraz większe krzaczory zgodnie z moją dewizą "sam robię sobie drogę!" Ogólnie mówiąc - zmarnowałem tam całkiem sporo czasu, poobdzierałem ręce... no ale przelazłem. Inne miejsce - taka sama sytuacja - byłem piechotą niedaleko domu. Nie chciało mi się wracać dookoła starorzecza będącego dziś bajorkiem porośniętym trzcinami, więc... walę przez środek (motto zobowiązuje). W połowie zacząłem brodzić w błocie, poza tym te trzciny to całkiem gęste i sztywne potrafią być ;] Kolejny przykład straconego czasu i bezsensownego wysiłku. Nie z zeszłego roku, ale wspominam do dziś - raz też wybrałem się na pole rowerem zapomniawszy torebek na fanty i śmieci. Używam śniadaniówek. Wtedy została mi tylko kieszeń a to odpada - no to do pierwszego lepszego sklepu po drodze i proszę o śniadaniówki. Nie ma. No to pytam czy mi sprzedawczyni da chociaż zwykłą torebkę foliową. I ona, ku mojemu zdziwieniu, ostro "nie". Pytam o powód, a ona, że "niedawno też taki jeden ją prosił a potem widziano go jak klej wąchał w krzakach". Osłabiło mnie jej tłumaczenie, no ja i wąchanie kleju niby? Zdesperowany podniosłem ręce jak to przy tłumaczeniu spraw oczywistych czasem bywa i wypaliłem takim nieco drżącym (zdesperowanym) głosem "ale ja muszę mieć taką torebkę!". Zniesmaczona zerwała jedną i mi dała. I pewnie "potwierdziłem" swoimi słowami tylko jej teorię. No i wybrałem się parę tygodni temu oblecieć dwa miejsca - sprawdzić łąkę przy starym potoku czy czasem coś fajnego nie wyskoczy i drogę która odchodziła kiedyś od folwarku (teraz czysta łąka). Oba punkty blisko siebie i łatwe do namierzenia. Najpierw łąka przy potoku - przeczesałem teren - same śmieci. No to atakuję byłą drogę - chodzę i chodzę i nic. Jakieś strzępy łusek, nic poza tym. A to taka większa droga miała niby być. Zdenerwowany podejmuję decyzję - idę poprawić folwark, może coś jeszcze wpadnie. I dopiero jak zacząłem dochodzić do folwarku to zrozumiałem, że... machnąłem się z łąkami. Ta łąka przez którą biegła droga leżała po drugiej stronie linii drzew, a ja ze dwie godziny kręciłem się w złym miejscu. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że tak się walnąłem z miejscówką. I ostatnia historia - z wyprawy na Podkarpacie. Pożyczyłem rower od kuzynów - stary rower górski, kilkanaście lat, na dodatek używany ostatnio... rok temu i to na moim poprzednim wypadzie. Ale przesmarowany i napompowany - działa. Wybieram się na dalszy wypad po tych podkarpackich górach. Prognoza niby sensowna. Ujechałem może kilometr - zaczyna padać. Lało całkiem solidnie przez następnych kilkanaście kilometrów. A jakby tego było mało to... mi się zaczęła kierownica odkręcać. Luzy takie, że aż strach jechać po płaskim nie mówiąc o tych szalonych górkach. Ale jakoś się udało, a za wszystkie trudy zostałem tamtego dnia wynagrodzony groszem praskim. Przypomniał mi się jeszcze jedna, nie z zeszłego roku ale wcześniejsza. Pojechałem rowerem zbadać jedno miejsce w okolicy, niedaleko domu. Pusto. No to drugie, nieco dalej. Też pusto. W końcu tak się zapędziłem, że skończyłem po drugiej stronie rzeki, równo pomiędzy dwoma mostami. Jakby nie patrzeć - do domu jakieś 20 km. Środek lata, pali niemiłosiernie (wtedy było jakieś trzydzieści parę stopni w cieniu). Oczywiście picie się kończy, bo wziąłem małą butelkę ("po co mi większa jak jadę tylko kawałek od domu?"). Oczywiście portfela też nie wziąłem ("po co, skoro jadę tylko kawałek od domu?"). Wtedy pierwszy raz w życiu musiałem zacząć racjonować sobie wodę, nigdy wcześniej się tak nie zapędziłem bez przygotowania. Skatowało mnie solidnie, ale przynajmniej wynagrodzony zostałem na tym wypadzie swoim pierwszym rzymkiem ;) Jeszcze jedna mi się przypomniała - znowu Podkarpacie, znowu pożyczony rower. Zachciało mi się sprawdzić starą nieistniejącą już wieś. Dobrnąłem drogami polnymi w jej okolice, ale chodzić się nie da (zbyt wysoka trawa). Nie chciało mi się wracać tą samą męczącą drogą, to postanowiłem, że przejdę przez grzbiet pasma wzgórz i dojdę do asfaltu po drugiej stronie (miało mi to zaoszczędzić sporo czasu). Mapa wyraźnie wskazywała, że taka opcja jest sensowna. Droga leśna którą szedłem była początkowo fajna, ale po pewnym czasie przerodziła się w kilkusetmetrowy ciąg błota ponad kostki. Z drogi nie ma jak zejść do lasu, bo dookoła same krzaki, z rowerem nie przejdziesz. Jak już widziałem uwalony rower i wiedziałem jak daleko odszedłem - postanowiłem, że idę dalej, nie wracam. Na drodze po jakichś 30 minutach walki z błotem - błoto w końcu się skończyło. A to dlatego, że w ogóle droga się skończyła (co ciekawe - to miał być szlak - wcześniej był ładnie oznaczony a w pewnym momencie po prostu się urwał). Jakimiś ścieżkami i miejscami gdzie było mniej krzaków przedarłem się do jakiejś drogi usypanej do wycinki. Szczęśliwy, że w końcu mogę jechać - próbuję zjechać nią do asfaltu. Wdarłem się wysoko na ten grzbiet, to teraz trzeba było długo zjeżdżać do doliny przez którą szła asfaltowa droga. A te droga leśna... usypana była z wielkich kamieni. Rowerem telepie że szkoda gadać, ręce bolą od trzymania kierownicy, tyłek boli od obijania, palce od ciągłego ściskania hamulców. I tak znowu przez parę kilometrów. A to miał być taki fajny "skrót" ;] |
Autor: | darekoli [ piątek, 1 stycznia 2016, 19:16 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
....dodam że często podczas ,,czesania" ktoś do mnie dzwoni i robi się straszna ,,dyskoteka" Wyłączam sprzęt....rozmawiam przez tel a potem śmigam po polu z wyłączonym sprzętem, długo to nie trwa (10-15min) ale ile fantów zostało w ziemi? |
Autor: | Spitor [ piątek, 1 stycznia 2016, 19:28 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
...moja wpadka to wymarsz bez fajek, zaraz wróciłem |
Autor: | Kubaaaks [ piątek, 1 stycznia 2016, 19:47 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Ja pewnego razu zapomniałem łopaty wziąć, a drugiego razu ją złamałem, po czym kupiłem identyczną :D |
Autor: | Janus [ piątek, 1 stycznia 2016, 20:23 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Łazikowanie po polu i przerwa na papierosa... Wyłączam wykrywkę bo "szkoda baterii" A później oczywiście 10-15 minut spaceru z wyłączonym wykrywaczem i stek przekleństw: Tu przecież nic nie ma !!! Kilka razy :lol: |
Autor: | aquila [ piątek, 1 stycznia 2016, 21:00 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Też mi się zdarzy czasem wyłączyć sprzęt na polu (głębszy dołek, telefon albo mała przerwa na przekąskę) i parę razy też zapomniałem włączyć, ale mam taki nawyk że jak przez mniej więcej minutę nic mi nie zapiszczy to macham saperką nad cewką, żeby sprawdzić czy czasem mi się nie zepsuła ;) To pomaga wyłapać dość szybko taki błąd. |
Autor: | marczello22 [ piątek, 1 stycznia 2016, 21:06 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Ja wybrałem się w zeszłym tygodniu na poszukiwania w butach z metalowymi noskami-porażka :lol: |
Autor: | needao [ piątek, 1 stycznia 2016, 21:11 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
darekoli napisał(a): ....dodam że często podczas ,,czesania" ktoś do mnie dzwoni i robi się straszna ,,dyskoteka" Wyłączam sprzęt....rozmawiam przez tel a potem śmigam po polu z wyłączonym sprzętem, długo to nie trwa (10-15min) ale ile fantów zostało w ziemi? To jest nas dwóch...:) |
Autor: | bynox [ piątek, 1 stycznia 2016, 22:04 ] |
Tytuł: | Re: Największe nasze wpadki w zeszłym roku |
Moje pierwsze wyjście z wykrywaczem kojarzy mi się ze złotem :h . Od tamtej pory moja obrączka leży w domu . Myślałem że :D sami sobie dopowiedzcie :D |
Strona 1 z 7 | Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ] |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |