Potwierdzam :1

Ale trzeba być mendą, żeby takie coś robić... Tfu!

Czyżby powrót " towarzyszy"?

Zwykła wesz. Tfu...

Zagotowało mnie, Darek w wypadku jakiegoś odwetu ze strony "stowarzyszenia" poproś rolnika żeby wycofał im zgodę i zgłosił na milicję dewastację na jego ziemi.
To się w głowie nie mieści.
Jeżeli tak mu zależało na dobru nauki, to powinien pogadać co tam wychodziło, poprosić o fotki co ciekawszych śmieci, a nie atakować.
Powinieneś wystąpić o raport z poszukiwań tego stowarzyszenia do konserwatora i jeżeli okaże się że pominął efekty tego spaceru, to pisz skargę na nierzetelne dopełnienie formalności.
Może kilka takich skarg zablokuje im wydawanie zgód.
Gnoje i piszczałki.

Skąd wy ich bierzecie ;) nieraz i mi się zdążą spotkać kogoś na polu na którym mam pozwolenie ,wychodzę z założenia że to osobista sprawa każdego czy biega z papierem czy bez .czego tam sobie szuka ,starczy dla każdego jak mam coś znaleźć to znajdę ;).Natomiast przykra sytuacja spotkała mnie taka że kiedyś chodziłem sobie , podjechała ekipa z Pomorza jakąś tam rozmowa pojechali. Za tydzień dwa wracam na pole a dobrze znany rolnik z którym załatwiałem zgody płacze mi że przebiegłem się mu po zasilanym (wręcz rosnącym )to już było słabe . Oczywiście dokładnie na tym polu gdzie podjechała do mnie wspomniana ekipa.;)

Jeśli to ten o którym myślę to czyta :D

I to jest modelowy przykład, że obecny stan rzeczy to totalna patologia. Jeżeli coś miało by służyć szeroko pojętej "nauce" to nie powinno tak działać. Pan ze "stowarzyszenia" cichaczem bez powiadomienia właściciela łazi po jego ziemi. Jeżeli tu robi coś w brew dobrym obyczajom, to jaką ma gwarancję konserwator, że on zgłasza to co znalazł a nie chowa w kieszeń?
I zasadnicza kwestia, to co pisałem, jeżeli zależało by mu na wiedzy, a nie na "fantach" to powinien pogadać z kimś kto to pole przeszukiwał wcześniej, choćby dla tego, żeby nie marnować czasu na czyste miejsce.

To tak jak by spotkał myśliwy kłusownika i zagadywał z nim, czy jest tu do czego strzelać.
Towarzysze ze stowarzyszeń tak to widzą.

Mądry myśliwy żyje z kłuskami w zgodzie.

Pewne jest tylko, że w tej parafii żaden rolnik już nie podpisze zgody na łażenie po jego ziemi. Kłamstwo mocno nie popłaca.

Wiadomo też, że o żaden cel naukowy ziomkom ze stowarzyszenia nie chodzi. Co znajdą 50tą boratynke ? I co dalej ? Przecież oni odróżniają boratynki tylko ze względu na rocznik i czy litewska czy koronna :666

Bez przesady, to nie myśliwi, to pieski myśliwych. :666

Pytanie czy on w ogóle jest jakimś w stowarzyszeniu, bo już słyszałem o agentach którzy podczas kontroli przez Straz Leśną czy spotaknia innych poszukiwaczy w lesie twierdzili, że należą do danego stowarzyszenia (które miało na ten teren pozwolenie), choć nikt tam o nich nie słyszał :D

Takim kmiotom nic tylko robic fotki i upubliczniać z jakiś fejkowych kont, żeby każdy normalny wiedział komu ręki nie podawać.

Bylo duzo o tym dyskusji. Wielu osobom min. mi osobiscie ale szczegolnie frankowi za krytyke rozwiazan, ktore prowadza do nikad albo prowadza wrecz do naduzyc mocno dostalo sie po uszach.
Zeby znow nie generalizowac.

Znam dwa chyba tylko stowarzyszenia w Polsce, (malo ostatnio mam kontaktow z poszukiwaczami w Polsce) o ktorych nie slyszalem podejrzen o wykorzystywanie pozycji. Podobnie jest z muzeami prywatnymi choc tu wyglada to lepiej aczkolwiek pasjonaci zajmujacy sie gromadzeniem zbiorow takze musza lawirowac w przepisach.

W UK sprawa jest prosta. Obowiazuje Treasure Act 1996 Code of Practice i rzecz swieta zgoda wlasciciela gruntu (kazdy grunt ma wlasciciela) i nic wiecej.
Nie potrzeba stowarzyszen (chociaz sa takze). Skladek aczkolwiek mile widziane jest a na zlotach komercyjnych obowiazkowe uczestnictwo w ogranizacji gwarantujacej odszkodowanie za szkody wynikle podczas poszukiwan nie bedace nastepstwem zaniedban i zlych praktyk.
Nie potrzeba WKZ-sretow, mosci panow urzednikow sprzedajacych po osiemdziesiat kilka zlotych bilet za kraty,
Nie potrzeba umizgow do "zwolibozejnampanujacych" dyrektorow departamentow lasow, wod, niebios i podziemi.
W zasadzie nie potrzeba nic tylko i wylacznie wypelniac wytyczne wspomnianego Act Code of Practice.

Tez zdarzaja sie swinie, szabrownicy, oszusci i malwersanci.
Za zatajenie i sprzedaz pokatna skarbu zlozonego z monet srebrnych, dwoch poszukiwaczy zostalo skazanych na wieloletnie wiezienie (o ile pamietam ten wyzszy wyrok to osiem lat bezwzglednego wiezienia). Mogli oficjalnie zglosic i takze spieniezyc znalezisko, natomiast nie bardzo widac chcieli sie dzielic z wlascicielem gruntu lub mieli nature, ktora raczej na zawsze ich wyeliminowala z grona poszukiwaczy w UK.

Dlaczego o tym pisze w tym temacie?
Bo maksymalne uproszczenie a wlasciwie uwolnienie w oparciu o solidny akt prawny "rynku" poszukiwaczy jest jedyna gwarancja, ze nie bedzie przepychanek "uprzywilejowanych" z tymi gorszymi bo nie bedzie po prostu uprzywilejowanych.
Gdybym to ja byl na miejscu darka to pierwsze co bym zrobil gdy rozmowa przybierala forme przepychanek to dzwonil do wlasciciela czy ktos jeszcze zostal wpuszczony..
Ta niezdrowa konkurencja jest zawsze. Kazdy tez ma prawo zapytac drugieg na tym samych gruncie o zezwolenie od wlasciciela, chcociazby z powodu, zeby potem nie swiecic oczyma za szkody wyrzadzone rolnikowi, przez osoby drugie.

Ale ururpatorow, namaszczonych, tych "lepszych" czasem dobrze potraktowac jakas pompka czy zapasowym szadlem.. dla zasady.

Często o pozwolenia występują właśnie „szanujący prawo” delikwenci o skłonnościach ormowców, a otrzymane pozwolenie już całkiem i dogłębnie ich deprawuje, robi z nich służalcze, rasowe mendy, także wewnętrzna „polityka” prowadzona w niektórych stowarzyszeniach i stwarzanie fałszywych pozorów wyższości stowarzyszonych nad innymi detektorystami też potrafi dokładnie zbajerować i omamić człowieka, tzw. syndrom grupowego myślenia.