tematycznie związane i pewnie przydatne, osądów różnorakich się nie podejmuję :)
http://serwisy.gazeta.pl/df/1,34467,2240420.html
"
Kto smaruje ten jedzie. Granica polsko-ukraińska "
Kolejkę można zlikwidować w dwie godziny. Ale wszyscy widzą, że strażnicy są na pensji u bandytów
Kierowcy wjeżdżający do Polski od strony ukraińskiej od lat płacą mafii za przejazd. Mówili nam o tym koledzy wracający z podróży, mówili znajomi celnicy. Plan jest więc prosty: sprawdzić naocznie, jak to działa - wjechać na Ukrainę, w najbliższej miejscowości zawrócić i ustawić się na przejściu Krakowiec - Korczowa w kolejce czekających.
Spotkanie z wielkimi czubami
Po godzinnym oczekiwaniu na odprawę paszportową jedziemy betonową szosą do Lwowa. Już na drugim kilometrze z tekturowej budy ustawionej na poboczu wybiega na środek jezdni milicjant. Macha fosforyzującą plastikową pałką o czarnej
rękojeści, która przypomina miecz rycerzy Jedi.
- Nu! Dawaj do mnie! Dawaj tu, Paliak! - otyły mężczyzna w ogromnej czapce i lśniących butach kowbojkach z wielkimi czubami krzyczy, choć zatrzymaliśmy się ledwie metr od niego.
- O co chodzi? - pytam grzecznie.
- Opłatu klimatycznu ty płacił?
- A muszę?
- Musi! A jak?!
- Ale w przewodniku Pascala jest napisane, że nie muszę płacić żadnej
opłaty! Mogę panu pokazać...
- Ty, Paliak! - milicjant marszczy obfite brwi. Wygląda teraz trochę jak późny Breżniew. - Schowaj tu knigu gdzie chcesz i płati 12 hrywien pan. Jak niet, bude mandat.
- Mam przy sobie gazetę, polski dziennik - mówię powoli i wyraźnie. - Tam jest napisane, że opłata klimatyczna to wyłudzanie pieniędzy od cudzoziemców.
- Co tam piszut, to mie nie interesujet. Płać albo zaraz pojedziesz na komendę, a nie na ekskursję. Nie denerwuj mnie, Paliak...
Wyciągam 25 hrywien (20 zł), płacę za siebie i fotoreportera. Nie dostajemy żadnego pokwitowania. Milicjant szerokim gestem pozwala odjechać.
Nie gawari, tolko idi!
Przejechaliśmy pół kilometra. Na drodze znów stoi milicjant. Chudszy i niższy od tego ściągającego opłatę klimatyczną, ale w takich samych spiczastych kowbojkach. Chyba przed nami przepuszczali tu tira z butami.
- O co chodzi? - pytam.
- Ubezpieczenie zdrowotne masz?
- Nie mam.
- To idi do panów w awtomobilu i wykup. Bo jak nie, to dalej nie pojedziesz.
- Ale to nie jest obowiązkowe!
- Jak by nie było, to bym tu nie stał. Nie gawari, tolko idi!
Idę. Na poboczu stoi 20-letnia łada. Przy niej trzech starszych Ukraińców z bałaganem w zębach. Na przerdzewiałej masce auta walają się jakieś niewypełnione druczki.
- Ile pojemności ma to twoje auto? - pyta jeden z "pośredników ubezpieczeniowych".
- Jeden-dziewięć.
- Uuuu. To będzie... będzie kosztować cię... 190 hrywien za dwóch.
- Aż tyle?
- A jak wypadek zrobisz, to co? Pojedziesz sobie do Polski, a na Ukrainie zostanie kaleka, tak? I kto mu rentę da? Ty? No, bo nie mamy czasu. Mam zawołać pana milicjanta?
- No dobra, dam sto hrywien.
- Sto i piatdziesiat!
- Sto dwadzieścia.
- Sto i tridcat i finito...
- Dobra.
Ukrainiec kasuje należność, stoimy jeszcze kilka sekund.
- Nie wypiszecie nam ubezpieczenia?
- To jeszczo piatdziesiat...
- To dziękujemy bardzo.
Ukraina przyjmuje do wiadomości
W marcu poseł Marek Kuchciński z PiS napisał do szefa rządu Leszka Millera: Kolejki przed przejściami granicznymi to przejaw korupcji wśród celników po ukraińskiej stronie granicy. Od każdego Polaka wjeżdżającego na Ukrainę tamtejsze służby żądają też specjalnych opłat tzw. drogowych i ekologicznych. Na różnych przejściach i w różnych dniach różna jest wysokość tych opłat. Raz pobierane są w hrywnach, raz w euro lub dolarach. Tymczasem od 2004 roku żadna z lokalnych i wojewódzkich władz na Ukrainie nie ma uprawnień do pobierania takich opłat. Czynią to nielegalnie.
- Strona ukraińska nie ma podstaw żądać od obywateli polskich przekraczających granicę z Ukrainą, którzy wykupili ubezpieczenie w kraju, dodatkowej opłaty z tytułu ubezpieczenia - potwierdza wicedyrektor departamentu systemu informacji MSZ Jarosław Drozd. - Polscy obywatele, gdyby znaleźli się w sytuacji wymuszania opłat, powinni to bezzwłocznie zgłaszać albo polskim władzom granicznym, albo polskim konsulatom na Ukrainie, których jest pięć. Obywatele, którzy już wrócili do Polski, a nie poinformowali o takiej sytuacji przedstawicieli naszego kraju na Ukrainie, powinni się zgłosić do departamentu konsularnego i Polonii MSZ oraz ambasady ukraińskiej w Warszawie. Chodzi o to, by przedstawić szczegółowy przebieg wydarzeń, co pomoże w wyjaśnieniu sprawy. MSZ zgłaszało stronie ukraińskiej kolejne przypadki pobierania na granicy dodatkowych opłat z różnego tytułu. Strona ukraińska przyjęła to do wiadomości.
Ani tu miło, ani bezpiecznie
Jedziemy jeszcze 10 km i zawracamy w lesie. Niezatrzymywani już przez nikogo wracamy na granicę.
Kończy się las, zaczyna szczere pole. Z daleka widać dwie długie kolejki. W jednej stoją samochody osobowe, w drugiej tiry. Auta dzieli wąski pas; by się przez niego przecisnąć, trzeba złożyć boczne lusterka.
Palące słońce rozbiera kierowców. Najbardziej zdesperowani wczołgują się pod auta i wylegują na brudnych kocach przylepionych do miękkiego asfaltu. Podjeżdżamy na koniec pięciokilometrowego ogonka osobówek. Tu parkuje czerwone, z wyglądu 20-letnie audi.
W słońcu praży się trzech osiłków w dresowych spodniach i skórzanych adidasach. Przez kilka minut nie zwracają na nas uwagi. W końcu krótko obcięty brunet bez karku gryzący złotymi zębami łuskany słonecznik podchodzi leniwie i pyta kresową polszczyzną: - Chcecie czekać dwa dni? Ani to miłe, ani bezpieczne. Nie ma kibla, sklepu z żarciem. Zgnijecie. A po ciemku, to sam siebie się boję...
- Jak ominąć kolejkę?
- Dajesz nam 500 zet i nic cię nie obchodzi. Płacisz przy szlabanie.
- Tam jest straż...
(śmiech) - To nasi. Na baczność staną.
- Może się kolejka ruszy - robimy zafrasowane miny.
- Chu... się ruszy!
Faktycznie - kolejka praktycznie się nie posuwa. Ukraińscy celnicy odprawiają kilka aut, potem robią godzinną przerwę.
Najbardziej niecierpliwią się "mrówki", młodzi Polacy z przygranicznych miejscowości, którzy żyją z przemytu. Granicę pokonują motorami, dwa-trzy razy na dobę. Mimo 40-stopniowego upału ubrani są w długie spodnie i bluzy z rękawami. Najlepsi z nich za jednym razem przewożą 5 l wódki, 20 sztang papierosów i 30 l paliwa. Papierosy i alkohol chowają w kozach - płóciennych workach idealnie dopasowanych do ud, pleców i ramion.
Do tego na jednym ramieniu plecak, a na drugim baniak z paliwem. Benzyna to chodliwy towar, bo na Ukrainie jest prawie o połowę tańsza niż w Polsce.
Mijają minuty. Spocone "mrówki" przestępują z nogi na nogę, ukryci w cieniu celnicy jakby ich nie widzieli. Siedzą przed szlabanem, palą papierosy. Ożywiają się dopiero, gdy podjeżdżają dwa samochody, z których jeden to czerwone audi. Rusza odprawa. "Mrówki" też przechodzą.
Strażnik na pensji bandytów
Fotoreporter pilnuje samochodu, ja idę porozmawiać z kierowcami. Na stacji benzynowej starszy mężczyzna tankuje volkswagena passata na ukraińskiej rejestracji. Polak.
- Długo tu postoimy? - pytam.
- Zależy, kiedy pan zapłacisz tym z audi.
- A jak nie zapłacę?
- To możesz stać i dwa dni, i trzy - rodak zakręca bak. Przygląda mi się chwilę.
- Całą tą kolejkę można by zlikwidować w dwie godziny - mówi - ale nikt nie ma w tym interesu... Strażnicy palą szlugi, nie odprawiają, bo są na pensji u bandytów. Jak dziesięciu zapłaci, to kolejka ruszy. Ale na krótko. I tak w kółko. Kto smaruje, ten jedzie.
- A pan płaci?
- Stałą stawkę, 50 dol. od kursu. Więk-szość Ukraińców, co tu zarabiają na przemycie, też tyle płaci i bez kolejki jedzie.
- A ci na motorach?
- "Mrówy" płacą 30 dol. ryczałtem. Za dobę. Mało smarują, to każdy tu ma ich w dupie.
Haracz wliczony w koszty
Wracam do kolejki. Za nami ustawiają się kolejne auta, najczęściej na polskich i ukraińskich rejestracjach. "Chłopaki z audi" nie odpuszczają żadnemu z kierowców. Większość nagabywanych płaci i odjeżdża w kierunku czoła kolejki.
Nadchodzi wieczór. Nie ma baru, sklepu, toalety - setki kierowców załatwiają swoje potrzeby w przydrożnym rowie. Właśnie skończył się nam zapas wody mineralnej.
Kierowcy ciężarówek i przemytnicy są lepiej przygotowani - wiozą skrzynki napojów i kuchenki gazowe. Kiedy słońce chowa się za horyzontem, na wolnym pasie dzielącym tiry od osobowych rozkładają stoliki turystyczne i piknikowe krzesełka. W powietrzu pachnie kawą. Dosiadamy się.
- Kolega jechał tirem z telewizorami - opowiada kierowca, który od dwóch lat kursuje na trasie Lwów - Szczecin. - Chcieli od niego 500 dol. za ochronę transportu. Nie zapłacił. Myślał, że jak będzie grzał przez drogę 150, to go nikt nie zatrzyma. Wyprzedzali go białym mercem, jeden z okna bosak wyciągnął i zerwał kable i w
wulgaryzm...
- Kable?
- No, kable - te, co łączą szoferkę z naczepą... Jak się je zerwie, to wóz sam staje.
- I jak się skończyło?
- Zabrali wszystko - do majtek. I tyle telewizorów, ile dali radę. Najgorsze, że mu plomby w kontenerze zerwali. Trzeba się było clić od nowa, to musiał do Kijowa wracać. Teraz płaci. Znaczy płaci jego firma. Haracz wlicza się tu w koszty robienia interesów.
Łapówka na oczach celnika
Słońce zaszło. Zaczyna wiać lekki wiaterek. Za nami stoją trzy auta, choć od rana podjechało ponad 50. Wraca złotozęby.
- I jak? Zaraz ciemno. Chcecie ryzykować?
- Mamy tylko 300 zł i 60 hrywien.
- Żal mi was. Dawaj kluczyki.
Osiłek siada za kierownicą. Próbujemy zrobić mu zdjęcie.
- Schowaj kamerę, bo zaj...e!
- Na pamiątkę chciałem zrobić...
- Ja wam dam, k..., pamiątkę!
Rusza z piskiem opon, ale nie skręca do lasu. Dzwoni z komórki na przejście. Za bramą płacimy na oczach uśmiechniętego ukraińskiego pogranicznika. Na gangstera czeka już czerwone audi, a do nas podchodzi celnik. Otwieramy bagażnik, ale ten nawet nie zagląda do środka. Jeszcze pieczątka w paszporcie i już jesteśmy po polskiej stronie.
Rzecznik lata samolotem
O tym, co widzieliśmy w Krakowcu, informujemy straż graniczną, konsulat we Lwowie i ambasadę Ukrainy.
Major Zdzisław Michalik z bieszczadzkiego oddziału straży: - Jeśli mamy zgłoszenia o wymuszaniu łapówek, przekazujemy je komendantowi przejścia w Krakowcu. Większość osób, które zapłaciły haracz, boi się jednak złożyć pisemną skargę, podać swoje dane. To nam wytrąca argumenty z ręki. Skarga bez danych osobowych nie może być traktowana poważnie.
Jadwiga Żak, wicekonsul: - Docierają do nas sygnały o mafii. Kontaktujemy się ze służbami ukraińskimi, tak zrobimy też tym razem.
Leonid Biełousow, rzecznik prasowy ambasady ukraińskiej: - Najczęściej przekraczam granicę samolotem, nie wiem, jak wygląda na przejściu. Jeśli tekst ukaże się w gazecie, ambasador zwróci się z oficjalnym pismem do władz w Kijowie.
Suma: 25 milionów
Podliczam koszty: łapówki na szosie - 155 hrywien, na granicy - 60 hrywien i 300 zł. To w sumie ponad 100 euro. Rocznie granicę Krakowiec - Korczowa przekracza (w stronę Polski) około miliona samochodów. Jeśli każdy kierowca da choć ćwierć tego, co my daliśmy, mafia, milicja i strażnicy zgarniają, lekko licząc, 25 mln euro