Jest ktoś z Gdańska? Czego jak czego, ale historii to Wam można pozazdrościć. Ot, chociażby takich epizodów: Dnia 26-go marca, znów na mnie z kompanią przypadła kolej do podkopu. O czwartej z rana już zluzowałem kompanię 12-go regimentu, i ledwieśmy się w rowie umieścili i składać tornistry zaczęli, padł na nas z lewej strony grad kul. Chociaż jeszcze ciemno było, ale od śniegu jaskrawo, spostrzegłem tyralierów bieżących, aby nam z tej strony tył zabrać. Badeńczycy musieli byli bez wystrzału się poddać, lub uciec, tego nie wiem, bo tyralierzy nieprzyjacielscy już kilkaset kroków dalej jak przekop badeński prawie już po za nas się posuwali. Porwaliśmy się, a wiedząc, że za tyralierami kolumna piechoty niemal nas mija, a i wprost ku nam dążą także tyralierzy, cofnęliśmy się z przekopu w bok ku Stolzenbergowi- gdyż dostać się wprost ku naszym kompaniom stojącym w rezerwie, i do których rejterować w przypadku nagłego natarcia mieliśmy rozkaz, już było niepodobnem. Z tyłu już była piechota pruska; - Stolzenberg przedmieście spalone, leżało wyżej nas, na prawo, i tam były w podkopach kompanie 10 i 11 regimentu, do tych tedy przez ogrody rejterowaliśmy się pod kulami karabinowymi ścigających nas tyralierów. Nie doszedłszy i na pół drogi, zobaczyliśmy, że Stolzenberg już był zajęty przez piechotę nieprzyjacielską, która nas przyjęła rzęsistym ogniem. Kilku tylko nas ranionych zostało, a to z powodu ciemności. Nie można było inaczej tylko spiesznie przez ogrody pomiędzy dwoma ogniami się cofać. Wychodząc z ogrodów, zwróciliśmy się znów w prawo; ciągnąc i podpierając kilku rannych żołnierzy, ruszyliśmy w pole ku naszym czterem kompaniom, które także na nasz ratunek się posunęły. Major Malczewski, który niemi dowodził, ku nam konno podjechał, a za nim kilkunastu tyralierów biegło, żeby nas wspomóc. Wstrzymali tych, co nam już tył zabierali. Dostaliśmy się z majorem do jego czterech kompanii, ale major z konia lepiej widząc (już też widniało), że całe kolumny nieprzyjaciela wycieczkę z miasta robią, rozkazał kompaniom prawo w tył i ku Wonnenbergowi rejterować, mnie zaś, ponieważ jeszcze o 100 lub 150 kroków od tych czterech kompanii byłem, za niemi o ile możności tyralierować. Posunęliśmy się tak kilkaset kroków ku Wonnebergowi, cztery kompanie w kolumnie, a moja rozpuszczona w tyraliery ze 150 kroków za nią, odstrzeliwała się kozakom, których chmara wyleciała przed swoją piechotą. Za kozakami spostrzegłem wkrótce rozwijającą się kawalerię regularną. Wtedy tyralierów strąbić kazałem, a zatrzymawszy przy sobie dziesięciu ludzi, podporucznikowi kazałem z kompanią cofać się razem, sam zaś z tymi kilkoma tyralierami może o 50 kroków za nią pospieszałem, jednak już było za późno. Dwa szwadrony dragonów puściły się w linii. Jeden z nich prosto w nas uderzył i przeleciał. Pomiędzy dwoma końmi przewróciłem się, uderzony w kark. Straciłem przytomność i nie wiem, jak długo leżałem, anim wiedział, kto ze mnie mundur ściągnął. Gdym przyszedł do siebie, leżałem na ziemi,
Fragment z pamiętników Dezyderego Chłapowskiego. To ten koleś z foty- miała być klimatyczna, wyszła nieostra:D
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
|