Nastepnie potrzebna puszka zelazna wieksza niz objekt i grubosc scianek nie mniejsza niz 2mm ktora szczelnie zakrywa sie. Do tej puszki sypiemy wegiel (najlepiej ten na ktorym pieczemy kielbaski) i zamykamy puszke z artefaktem (objekt nie musi siegac scianek!), nastepny krok to umieszczenie puszki na ogniu na godzine, potem patrzymy na efekt. Jezeli objekt jeszcze ma rdzy na sobie, powtarzamy do momentu az zginie, nastepny krok to mycie w roztworze kwasu cytrynowego (zachodzi reakcja i pokrywa sie oksydem ktory chroni przed rdza) nastepny krok to mycie w roztworze sody kuchennej, suszenie i pokrycie parafina :)

Elektroliza to nie jest zła metoda , można dzięki niej uzyskać bardzo ładne efekty bez wytrawienia jakie powstaje przy użyci kwasów. Prodblem z żelazem jest taki że jest to bardzo niewdzięczny materiał i potrafi bardzo mocno skorodować a produkty korozji puchną zmieniając kształt przedmiotu. Produkty korozji żelaza są higroskopijne i wchłaniają wilgoć z otoczenia , dlatego pozostawienie przedmiotu bez ingerencji będzie powodować dalszą korozję i odpadanie tej co już jest. Stabilizacja korozji w tym przypadku jest niesamowicie trudna , mi się nigdy nie udało w 100 procentach zatrzymać degradacji przedmiotu bez oczyszczenia z rdzy. Elektrolizy powinno się unikać natomiast do przedmiotów z minimalnie zachowanym rdzeniem metalicznym gdzie po oczyszczeniu przedmiot zmienił by swój kształt. W tym przypadku gdzie rdzeni nie był zachowany jakoś tragicznie czyszczenie elektrolizą jest uzasadnione a odpadniecie gwoździa to mniejsze zło które można zaakceptować żeby wykonać skuteczną stabilizację korozji, większym złem byłoby pozostawienie przedmiotu samemu sobie, wszystko i tak by odpadło i woski i lakiery by nic nie pomogły .