Tak jak obiecałem postaram opisać wszystko po kolei. Zaczynamy od przeszukania. Po 4 latach mogłem jakieś szczegóły niestety pominąć.
Przeszukanie
Pamiętam to jak dziś 7 listopad 2017 roku, to był zwykły listopadowy wtorek, który jak się później miało okazać, do końca zwykły być nie miał, a to co się miało stać, zmieni moje życie. Z pracy wróciłem jak zwykle chwilę po godzinie czternastej, tak jak i A., wspólnie zjedliśmy obiad, pokrzątaliśmy się, około 17 stwierdziliśmy, że z nudów zrobimy sobie godzinną drzemkę. Około 17.30 z drzemki wyrwał nas telefon, to był mój tata, odbieram zaspanym głosem odzywam się do niego i słyszę w słuchawce jedzie do ciebie policja!
Dopiero po jakimś czasie byłem w stanie przypomnieć sobie co się wtedy ze mną działo, tętno i bicie serca ze spokojnego rytmicznego skoczyło mi do kosmicznych ilości w ułamku sekundy, tak że każde uderzenie serca słyszałem w swojej głowie, adrenalina zaczęła rozsadzać mnie dosłownie od środka, zerwałem się z łóżka jak w amoku. Cały trzęsąc się zacząłem biegać po całym mieszkaniu, nie wiem jak ale bez kontroli ubrałem buty, bluzę krzycząc do A. że ma mówić, iż poszedłem na spacer i uciekłem z mieszkania. Biegłem po schodach z trzeciego piętra, a właściwie przeskakiwałem po pół piętra naraz, wybiegłem z klatki i pobiegłem przed siebie ile sił, aby po chwili zatrzymać się.
Nadeszła szybka refleksja co oni chcą, co mówić, jak się zachować, milion pytań w głowie, brak odpowiedzi... chwytam telefon, jest jeszcze jedna osoba, której muszę powiedzieć co się stało zanim wrócę do domu, dzwonię, raz, drugi, nie odbiera, tylko sygnał w telefonie, poczta... to koniec. Decyzja wracam do mieszkania. Jest około 17.40, nie sprawdził się slogan o szóstej rano i kolbach łomoczących o drzwi.
Idę powoli do góry, na klatce na drugim piętrze słyszę już rozmowę za moimi drzwiami – biorę głęboki oddech, naciskam klamkę, wchodzę do środka. Moim oczom ukazują się policjanci, tak zwani kryminalni, jak się okazuje jeden to sama szycha z góry, pasjonat archeologii, wręcz archeolog amator, jak się później miało okazać, przyjechał w asyście dwóch swoich podwładnych. Wejście jest na „blachę” przeszukanie później zatwierdzi prokurator.
Czy Pan G. S. pada pytanie, odpowiadam tak. Poproszę dowód osobisty! Wyciągam z kurtki, która wisi na wieszaku portfel i daję dowód.
Czy zna Pan powód naszej wizyty, odpowiadam nie. Pada pytanie o wykrywacz, czy posiada Pan wykrywacz metali, odpowiadam, że tak, pada kolejne suche pytanie czy sprzedał Pan na portalu allegro monetę, pytam jaką monetę, tutaj niestety policjant nie jest w stanie dokładnie podać mi o jaką monetę chodzi, mówię tak jakąś sprzedałem, ale to nie była wykopana moneta, niestety ta informacja nie jest już dla nich istotna. Policjanci informują mnie o moich prawach oraz o tym, że nastąpi przeszukanie, pada pytanie czy wydam rzeczy dobrowolnie, czy mają przystępować do przeszukania. Chcąc zaoszczędzić tego widoku A. mówię iż wszystko wydam sam. Otwieram szafkę i wyciągam rzeczy. Jako, że z pola zawsze zabierałem każdy drobiazg, który mógłby okazać się „czymś”, a z kupowanych miksów z reguły zostawiałem wszystko to nazbierało się tego wszystkiego spora ilość, kilkanaście dobrych kilogramów w kilkunastu pojemnikach. Po oddaniu rzeczy, policja już tylko pobieżnie przeszukuje mieszkanie, zaglądając do kilku miejsc bez dokładnego przeszukiwania ich. Przechodzimy do salonu, wszystkie pojemniki stoją już na stole, szycha, zaczyna wysypywać zawartość pierwszego pojemnika na stół i dostaje amoku... prowadzi selekcję, wybiera starsze rzeczy i bardziej charakterystyczne, a nowsze jak PRL, guziki i inne drobiazgi nie wyglądające na stare odrzuca, ma przy tym wielką radość, robi to ze wszystkimi pojemnikami, na stole zaczyna robić się totalny bałagan, w międzyczasie, rozkazuje ściągnąć technika, ze sprzętem foto.
Ostatecznie dochodzi do woreczka foliowego... w nim znajduje fibulę, bransoletę (zakupioną na co mam potwierdzenie przelewu) oraz małą siekierkę z brązu... wtedy zaczyna się akcja, wyciąga telefon i kręci filmy, biega po całym mieszkaniu w euforii, robi zdjęcia wówczas już dowodów, wysyła je komuś, dzwoni... widziałeś zdjęcia??? widziałeś film??? stary mówię ci ale mamy hita, ale mamy hita, tutaj jest wszystko, to sensacja, muzeum całe, siekierki, fibule, dziesiątki monet...
W międzyczasie policjanci zaczynają rozkładać na stole rzeczy, przyjeżdża technik i szykuje aparat, będzie robił zdjęcie każdego przedmiotu po kolei, po techniku przyjeżdżają kolejni policjanci wzywani przez telefon, w domu w pewnym momencie mam 8 osób, policjanci oglądają monety jak w muzeum, pytają się co to za monety, że jeszcze takich nie widzieli itd. Ostatecznie na szczęście część wyjeżdża i zostaje tylko czwórka.
Zaczyna się mozolne, robienie zdjęć, opisywanie, szycha jest już nasycona oddala się na parking do samochodu na prawie dwie godziny, pozostali u mnie policjanci widać są zagubieni i trochę tym wszystkim zniesmaczeni, zaczynają normalnie ze mną rozmawiać, a gdy ich szef wychodzi, natychmiast udają się na balkon na papierosa, a A. robi im kawę, to będzie długi wieczór.
Komentują, że prawo jest pod tym względem idiotyczne, ale obowiązki swoje wykonać muszą.
Wraca szycha, A. zadaje mu pytanie czy może wyjechać na zakupy, jako że policja jest u nas nie w jej sprawie, nie ma do tego przeciwskazań, chwile wcześniej przyjeżdża mój kuzyn, zaalarmowany przez mojego ojca, domaga się wejścia do mieszkania, nie zostaje wpuszczony, puszczają mu nerwy zaczyna się kłótnia z policjantami i wyzwiska, muszę interweniować bo sytuacja robi się napięta, szycha mówi, że jak nie uspokoję kuzyna to go zawiną, szybko reaguję, kuzyn wychodzi wraz z A. Szycha idzie z nimi do garażu dokonuje tam pobieżnego przeszukania i znajduje kolejne dowody zbrodni, zardzewiałe podkowy dokonuje też zabrania wykrywacza i słuchawek z samochodu, wraca z tym do góry.
Zostaję z nimi sam. Szycha zabiera mnie do kuchni i zaczyna miłą rozmowę, o archeologii, poszukiwaniach itd. Okazuje się, że wielokrotnie brał udział w wykopaliskach jako wolontariusz, ma „znajomości” w pierwszej stolicy Polski w muzeum i w temacie czuje się jak ryba w wodzie. Próbuje podpytywać mnie o wszystko, pyta też o przyjaciela po łopacie, zastanawia się jeszcze czy do niego też pojada czy już nie.
Nie wiem po jakim czasie ale wraca A. chyba jest już coś koło 21, robienie zdjęć trwa nadal, A. robi mi kolację, czas biegnie, pytam szychy czy będą mnie zabierać, odpowiada, że tak. Pytam po co macie wszystko, ja nigdzie nie ucieknę, nic nie zrobiłem, dajcie mi wezwanie na rano na 8 godzinę, ale niestety nic z tego, widać decyzja już zapadła wcześniej, za nim do mnie przyjechali.
Czas mija na jakiś rozmowach, nie pamiętam już niestety konkretów, policjanci i szycha piją kolejną kawę, wychodzą na papierosy, powoli wszystko zaczyna się kończyć, notatki, papiery, podpisy, pytają jaki nośnik elektroniczny chcę im oddać, telefon, tablet czy komputer, wskazuję na tablet, jest już chwila przed północą, policjanci mówią, że mam się szykować, idę do toalety, myję zęby, przebieram w czyste rzeczy, na kąpiel nie ma już czasu.
Gdy wychodzę z łazienki mieszkanie opuszcza już technik ze sprzętem, zaczyna mi się udzielać stres, jeden z dwóch policjantów tez wychodzi z dowodami, szycha każe ubrać kurtkę, schować portfel i zakłada mi kajdanki, nigdy tego nie zapomnę, staram się trzymać jakoś na nogach, ale A. natychmiast się rozkleja, rzuca mi się na szyje i płacze. Policjant uspokaja ją, ja też proszę, aby uważała na siebie. Wychodzimy z mieszkania, zabrali mnie.
Na komendę docieramy w 5 minut, tam standardowa procedura, oddanie rzeczy osobistych, otrzymuję koc, poduszkę i powleczenie, jest już noc zostaję wprowadzony do celi dwu osobowej, policjant czeka, aż ubiorę wszystko, pali się światło jest, półmrok, na odchodne mówi mi iż wie że nie jestem z żadnej patoli, wie za co jestem tutaj i postara się przez mój pobyt na tą celę nikogo więcej nie dawać, wychodzi. Zostaję sam. Tylko, kompletna cisza i myśli w mojej głowie. Dopiero dociera do mnie co się stało, tej nocy nie będę spać.
pozdro!
|