Kolejne 48 godzin
Noc w celi dłużyła się w nieskończoność, ostatecznie dopiero nad ranem udało mi się trochę zasnąć, nie wiem ile spałem, ale o 6 rano obudziło mnie włączone jasne jarzeniowe światło. Chwilę po tym przyszedł policjant sprawdzić co ze mną oraz by odprowadzić mnie do toalety. Koło godziny 7 przyniesiono mi kubek z herbatą i kilka kanapek, których praktyczne nie tknąłem.
Policjant wydawał się dosyć miły, więc przy okazji wydawania śniadania postanowiłem zapytać czy wie co się dzieje, czy coś słyszał, dowiedziałem się jedynie, że o godzinie ósmej kryminalni jadą do Gniezna z moimi „skarbami” a dokładnie do Muzeum Początków Państwa Polskiego na oględziny.
Dla mnie pierwsza tego dnia akcja miała rozpocząć się około godziny 8.30, przyszła po mnie policjantka, skuto mnie w kajdanki i zaprowadzono do pokoju „przesłuchań” nie, nie było tam ciemno, a po środku nie było tego małego stolika z lampką świecącą w oczy, pomieszczenie to było jakby przejściowe, przy gabinecie naczelnika kryminalnych. Posadzono mnie przy stole, naprzeciwko usiadło trzech policjantów, po środku sama szycha on miał mój tablet, który niestety nie był zabezpieczony kodem i szło go normalnie odblokować.
Zaczęło się oglądanie zdjęć, im więcej zdjęć policjant przewijał, tym bardziej robił się czerwony, a że był to słynny wcześniej archeolog amator, natychmiast połapał się, że to co widzi na zdjęciach nie koniecznie pokrywa się z tym co wczoraj selekcjonował i co mi zabrano. Odwraca tablet w moją stronę, kładzie go i mówi: gdzie to wulgaryzm jest?? Ja mówię nie wiem, nie mam już tego, a część zdjęć jest z Internetu, są mi potrzebne do identyfikacji analogicznych przedmiotów (co było prawdą). Niestety cała trójka nie wierzy w to i próbują wywierać na mnie presje, ja nie uginam się, po krótkiej chwili pada, zdanie robimy ponowne przeszukanie! Ekspresowo zostaję zabrany w kajdankach na parter komendy, ubieram kurtkę, oddane mi są klucze do mieszkania, ponownie zostaję zakuty i w asyście trzech policjantów terenowym wozem udajemy się do mnie.
Mieszkanie jest puste A. jest na ranną zmianę w pracy, po wejściu do mieszkania, policjanci luzują trochę, szycha została w komendzie, można się odprężyć, pytają mnie czy mam coś jeszcze, że mam poszukać ze spokojem, że muszą mu coś przywieźć bo będą mieli przechlapane, każdą skorzystać mi z toalety, robię wszystkim kawę z ekspresu i zaczynam ponownie przeglądać to co mi dzień wcześniej zostawili celem poszukania przedmiotów ze zdjęć, choć wiem, że niczego tam nie znajdę, to szukam. Po jakiś niecałych dwóch godzinach, dochodzą do wniosku, że dalsze szukanie nie ma sensu, sami nie szukają, czynności kończą się i wracamy na komendę, specjalnie zostawiam kilka rzeczy inaczej, dzięki temu A. po powrocie z pracy dowie się, że byłem w mieszkaniu.
Po powrocie na komendę zostaję ponownie osadzony w celi, próbuje rozpytać tu i tam czy zostanę dzisiaj zwolniony do domu, ale odpowiedzi są albo wymijające, albo słyszę, że na razie nie wiadomo, zależy od opinii archeologów, jak dowiem się po jakimś czasie, policja na siłę próbowała doszukać się poważnych drogocennych znalezisk, aby kwota uzbierana była znaczna i aby można mi było przyklepać trzy miesięczny areszt, co na szczęście się nie udaje.
Godziny w celi ciągną się w nieskończoność, najgorsze jest brak poczucia czasu i brak możliwości kontaktu z bliskimi, niestety telefon i inne środki komunikacji nie są możliwe. Do poczytania dostaję stare gazety, niektóre nawet z przed trzech miesięcy, ale dla zabicia czasu i myśli dobre i to.
W godzinach późno popołudniowych z wizytą przychodzi młody policjant, informuje mnie, że mają problem z opisywaniem tego wszystkiego i czy był bym chętny im pomóc, bo kompletnie się na tym nie znają, a na jutro wszystko muszą opisać i wykonać dokumentację fotograficzną, dla zabicia czasu zgadzam się. Udajemy się do góry do pomieszczenia, gdzie urzęduje trzech policjantów, jest to swój rodzaj „laboratorium” to spędzę następne kilka godzin, przy opisywaniu głównie monet, do pomieszczenia co rusz wchodzą nowi ludzie, każdy jest ciekawy, oglądają monety, wypytują się o same poszukiwania, o sprzęt itd. widać, że robią to ze zwykłej ludzkiej ciekawości, a nie służbowo, pomimo tego zachowuję dystans i nie udzielam szczegółowych informacji, a raczej tylko takie, które wystarczają przeciętnemu Kowalskiemu.
Po wszystkim zostaję odprowadzony na dół do celi i w ten dzień już nic się nie dzieje, czas upływa mi na czytaniu starych gazet i zjedzeniu kanapek, na prośbę do celi otrzymuję butelkę wody mineralnej. Po przeczytaniu wszystkiego co mogło mnie zainteresować kładę się spać, noc upływa w miarę spokojnie, raz tylko budzę się gdy w nocy przywiezieni zostają nowi interesanci, na szczęście nie dokładają mi współlokatora i mogę dalej spać spokojnie.
Rano budzę się, też dosyć wcześnie, dłużej spać się tam chyba nie da. Następuje ta sama procedura co dzień wcześniej, wizyta, toaleta i kanapki. Po godzinie 8 nikt nie przychodzi, czas dłuży się, mijają kolejne godziny i nie dzieje się nic, w sumie już czekam na to co będzie, chcę wyjść. Dopiero koło południa przychodzi po mnie policjant i policjantka, zostaję zakuty w kajdanki i idziemy na piętro. W kuluarach dowiaduję się, że dziś policjanci byli ze znaleziskami u WKZ, tam niestety potwierdziły się przypuszczenia i potwierdziła opinia z Gniezna, że znaleziska są popularne i nie jest to nic ciekawego.
Zostaję posadzony przed komputerem, zostają spisane moje zeznania, przedstawione mi artykuły, jako iż nigdy nie miałem nic wspólnego z policją, zeznaniami itd. kompletnie nie wiem jak się zachować, nie myślę o tym, że lepiej nie zeznawać, że nie przyznawać się do niczego itd. niestety zeznaję, przyznaję się do kopania, składam wyjaśnienia, jedynie co unikam „przyklepania” przez policjantkę zwrotu „poszukiwałem zabytków archeologicznych, przy użyciu wykrywacza metalu” i każę zmienić na coś w stylu poszukiwanie rzeczy zagubionych.
Po podpisaniu zeznań, zostają mi ściągnięte kajdanki, wszystko trwa jeszcze chwile, jakieś procedury, itd. W między czasie podchodzi do mnie wysokiej rangi oficer i na boku mówi mi abym wziął adwokata.
Jest około godziny 14.30, otrzymuję informację, że za chwilę zostanę zwolniony z aresztu, po chwili faktycznie udaję się na dół z „wypisem” już bez kajdanek, otrzymuję swoje rzeczy, mam jeszcze ofertę zjedzenia obiadu, ale dziękuję i wychodzę, jest cudownie, czuję się jak bym siedział nie wiadomo ile, stoję przed komendą i patrzę w niebo.
Z KPP mam do domu około 1,5km idę szybkim krokiem, nie mogłem powiadomić A. że wyszedłem, bo telefon został w domu, jest dosyć zimno, pochmurnie, jestem głodny, czuję, że cały śmierdzę… jestem już blisko domu, z okien widać drogę którą idę, A. jest w oknie jak by przeczuwała, że może się pojawię, zauważa mnie i szybko wyjeżdża po mnie samochodem, ale spotykamy się już praktycznie 50m od domu. Tego popołudnia zjem już tylko obiad i będę spał, czułem się zmęczony psychicznie i fizycznie, ale to nie koniec. Na 8 rano mam wezwanie na komendę.
pozdro!
|