|
No więc to ja diagnozowałem tę wściekliznę u nietoperza :) Więc wiedziałem jako pierwszy. Po paru tygodniach gdy wydawało się, że to rutynowy przypadek ( w tym roku przypadków wścieklizny na Lubelszczyźnie było już 16, chociaż to dopiero drugi przypadek wścieklizny u nietoperza w naszym województwie (oba to moje trafienia nieskromnie mówiąc :) No ale do rzeczy, wścieklizna stwierdzona, żadnego kontaktu czy tez właściwej ekspozycji u ludźi nie było, pies bodajże zaszczepiony przeciwko wściekliźnie, więc sprawa jasna. No okazuje się nie do końca....Otóż ludzki doktor i dodatkowo zakaźnik przeprowadzając wywiad z rzekomo poszkodowanymi orzekł że kontakt jednak był (chociaż rzekomo poszkodowani nie zgłaszali kontaktu). Służby weterynaryjne zrobiły co do nich należy, medycy hmmm trochę wyolbrzymili problem, bo sama obecność nawet chorego zwierzęcia w obrębie gospodarstwa zagrożeniem nie jest. No ale indagowani ludzie przyznali że byli albo obok albo mieli kontakt z psem, który nawet gdyby miał kontakt z wirusem i nie był zaszczepiony, to nie jest w stanie stanowić zagrożenia w kilka godzin po pogryzieniu przez chore zwierzę. Wiedza elementarna na temat transmisji wirusa jest jak widzę u niektórych w zaniku zupełnym. Dodatkowo genotyp 5 wirusa EBLV-1/2 jakkolwiek patogenny dla wszystkich ssaków to według badań nie do tego stopnia jak genotyp 1 stwierdzany u chociażby u mięsożernych ssaków w Polsce. Wścieklizną można się zarazić wyłącznie poprzez kontakt ze śliną chorego zwierzaka, czy to na drodze pogryzienia czy wtarcia śliny w otarte miejsce a na pewno nie drogą wziewną poprzez obcowanie w miejscu gdzie przebywało zwierzę bo to nie grypa. Głaskanie psa choćby nawet oślinionego pól litrem śliny chorego hipopotama, tym bardziej nietoperza przy nieuszkodzonej skórze zagrożeniem nie jest. Przy okazji wirus wścieklizny jest wyjątkowo wrażliwy na temperaturę i środki dezynfekcyjne więc wystarczyło po pogłaskaniu psa (o ile nie było uszkodzeń skóry) po prostu umyć ręce. W jaskiniach gdzie bytują nietoperze zdarzały się przypadki zarażeń drogą wziewną ale do końca nie zostało to wyjaśnione, prawdopodobnie chodziło o rozpylenie wirusa w warunkach olbrzymiej koncentracji chorych zwierząt na małej przestrzeni przy wilgotności 100%. Rzecz jasna można się zarazić w laboratorium ale w moim wszyscy są zaszczepieni :D
A w tym przypadku rozdmuchanie tej sprawy to sprawka SANEPIDu z którym przyznam ciężko się współpracuje. Generalnie można zaszczepić było tych ludzi dla fasonu albo z punktu widzenia psychologicznego ważnego dla nich, no powiedzmy osobę, która wyjęła nietoperza z pyska, czy zapakowała trupka do woreczka, ale nie rozdmuchiwać afery bo nie było z czego, zwłaszcza miesiąc po stwierdzeniu tej choroby, bo jest śmieszne. Generalnie ktoś wyszedł z założenia że zagrożenia nie było co prawda ale lepiej to medialnie wygląda i chyba stąd ten kołowrót. :-) pozdrawiam
|