Cytat pewnego Pana.Cała dyskusja tu:
https://www.facebook.com/zdziennikaodkr ... fref=nf&ft[tn]=kC&ft[qid]=6388015271632535481&ft[mf_story_key]=7672569967191020021&ft[ei]=AI%404574191bb10fb60ece5885845f5f2c1c&ft[top_level_post_id]=744775452357229&ft[fbfeed_location]=1&ft[insertion_position]=23&__md__=1
Cytuj:
Kiedyś myślałem, że wojna z detektorystami jest tematem zastępczym wobec innych, poważniejszych, systemowych problemów ochrony dziedzictwa. W kilku postach naiwnie pisałem o potrzebie zagospodarowania pasji tysięcy amatorów, zaopiekowania się nimi, ułatwienia im przejścia do działań zgodnych z logiką konserwatorską. Próbując dyskutować z tą, w sumie niewielką, częścią waszego środowiska, która deklaruje troskę o dziedzictwo, przekonałem się, że deklaracje te są jedynie fasadą, retorycznym narzędziem w walce o prawne ułatwienia w prowadzeniu poszukiwań, które z ochroną źródeł mają tyle wspólnego, że je bezpowrotnie niszczą. Mamy do czynienia ze zorganizowaną, sponsorowaną przez producentów sprzętu grupą przestępczą, dążącą do zlikwidowania wszelkich prawnych barier w dostępie do dziedzictwa, które nie jest własnością naszego pokolenia. Taktyką tej grupy jest zacieranie obrazu przez rzekome legalne działania. Jednak bez rozumienia i respektowania kardynalnych zasad konserwatorskich pozwolenie, którym chwali się choćby autor tego profilu, jest jedynie urzędniczą pomyłką. Nikt, łącznie z GKZ, "ambitnym" dyrektorem muzeum, czy archeologiem wykorzystującym w publikacjach swoje kontakty z przestępczym środowiskiem, nie ma prawa zawierać "kompromisu" kosztem dziedzictwa. Barbarzyństwo jest barbarzyństwem, bez względu na to, czy dopuszcza się go jedna, czy 100 tyś. osób. Nie ma żadnych przesłanek żeby twierdzić, że liberalizacja prawa kogokolwiek od tego barbarzyństwa odwiedzie. Przeciwnie.