:roll: cd. festiwalu bezczelności, arogancji i bzdur:
Chciałem zacząć pisać o abolicji, ale nazbierało się trochę luźnych uwag z poprzednich postów, więc od nich zacznę:
1) Archeologia nie jest nauką pomocniczą eksploratorstwa.
2) Indiana Jones nie był archeologiem, Indiana Jones był rabusiem.
3) Lokalizator Zabytków Metalowych (LZM) jest nazwą dla zastosowania detektora metalu w archeologii, podobnie jak wykrywacz min jest nazwą dla zastosowania tego sprzętu do celów militarnych. Ale – kto narzuci język, ten panuje również nad narracją. Zatem nie ma tu nic śmiesznego i zatem zdecydowanie LZM, nawet jeśli komuś nazwa ta wydaje się jeszcze sztuczna lub zabawna.
4) Prawo własności – jak to pięknie brzmi w ustach poszukiwaczy, ale już nieco wyżej, w głowie, nie może się jakoś zagnieździć prosty przepis prawa: zabytki archeologiczne są WŁASNOŚCIĄ Skarbu Państwa.
5) Od dwudziestu kilku lat prowadzę systematycznie badania archeologiczne z LZM, wykonuję dokumentację, piszę sprawozdania i publikuję najważniejsze wyniki. Nie przypominam sobie, by to poszukiwacze uświadomili mi, że w humusie występują zabytki. Od dwudziestu paru lat dokładnie to samo robią poszukiwacze. Nie sporządzają jednak dokumentacji, sprawozdań i nie przekazują zabytków. Pora, by archeolodzy uświadomili poszukiwaczom, że prowadzą badania archeologiczne bez stosownych pozwoleń i uprawnień. Nota bene kosztuje to obecnie od 500,- do 500.000,- zł
6) Archeolodzy nie konkurują z poszukiwaczami o dostęp do zabytków, by zapełnić nimi magazyny muzealne. Archeolog, zanim cokolwiek wykopie musi zdobyć najpierw promesę, czyli zgodę muzeum na to, że zachce ono przyjąć zabytki. Co nie zawsze jest proste.
7) SNAP jest jedynym ogólnopolskim stowarzyszeniem archeologicznym. Innego nie ma. Nie wiadomo tylko czy większym i bardziej oczywistym przestępstwem jest z punktu widzenia poszukiwaczy bycie członkiem SNAPu, czy bycie archeologiem.
8) Nie ma obecnie łatwiejszej procedury administracyjnej niż uzyskanie pozwolenia na poszukiwania. Boleję nad tym, nie mniej niż poszukiwacze, którzy domagają się dalszych ułatwienia. Wymagania są tak pomyślane, że jedynym dalszym ułatwieniem może być już tylko zniesienie pozwoleń.
Abolicja to problem niezmiernie złożony i wielowątkowy. Do tego stopnia, że w tej chwili dominuje pogląd, iż jest ona nie do przeprowadzenia. Nie ze względów technicznych, ale że po prostu nie warto. Źródła archeologiczne w rękach poszukiwaczy uległy po latach od wyjęcia ich z ziemi takiej deprecjacji, że nie warto zapychać nimi muzeów. Sam zabytek, bez dokładnej lokalizacji, a często jeszcze gorzej – worek zabytków z różnych miejsc, nie jest już wart zachodu i czasu, by je opracować. Zajmiemy się zatem na początek kolejno: statusem (naukowym) zabytków zalegających w humusie i statusem tychże źródeł w rękach poszukiwaczy. Ale to już w części drugiej.