facet ma ciężka robotę, bo raz, że musi borykać się z tzw. domniemaniem niewinności, a dwa, że wszystkie zabytki w jego mniemaniu moga pochodzić z przestępstwa. Można popaść w paranoję. W każdym razie ma trudny orzech do zgryzienia. Polecam przynajmniej poniższy fragment rozmowy z nim:
Cytuj:
(...)
[ArtBusiness.pl] - A jeśli ktoś kupił przedmiot na pchlim targu?
[Nadkomisarz Rafał Węgiel] - I co z tego? Polskie prawo wskazuje, że paserem można się stać nieumyślnie. Jeśli na podstawie towarzyszących sprzedaży okoliczności mógł przypuszczać, że rzecz którą nabywa pochodzi z czynu zabronionego, może ponieść odpowiedzialność za przestępstwo paserstwa nieumyślnego.
AB-Co za to grozi?
RW- Paserstwo to jedno z najpoważniejszych przestępstw przeciwko mieniu. Jest zagrożone surową karą do 5 lat pozbawienia wolności. Jeżeli paserstwo dotyczy przedmiotów o szczególnym znaczeniu dla kultury, to kara wzrasta do 10 lat pozbawienia wolności!!! 10 lat w więzieniu za paserstwo zabytków to poważna kara.
AB-To chyba powinno ostudzić klientów bazarowych okazji? Mamy ostrożniej kupować na takich giełdach?
RW- Nie ostrożnie kupować, tylko w ogóle nie kupować. Jeśli klient kupuje coś na bazarze od handlarza, który twierdzi że obiekt należał do jego dziadka, a my to zakwestionujemy, to klient jest winny. Więc jeśli ktoś coś takiego widzi, niech dzwoni na policję.
AB-Pan już całkowicie chce odstraszyć klientów od kupowania dzieł sztuki. Można by wywnioskować, że wszystkie giełdy staroci w Polsce powinny być zlikwidowane. Ani na bazarze, ani nawet w antykwariacie nie jesteśmy w stanie sprawdzić pochodzenia obiektu. Bo teoretycznie np. wszystkie sakralia pochodzą z kradzieży, gdyż powstawały dla kościołów. Nie można przy kupnie filiżanki żądać dowodów, że dziadek maczał w niej wąsy! To niemożliwe!
RW- Zawsze musimy się kierować zdrowym rozsądkiem. Nie wpadając w absurdy, musimy racjonalnie oceniać sprzedającego i wystawione przez niego przedmioty. Świątki oferowane na naszych bazarach w większości pochodzą z przestępstw. W antykwariatach żądajmy udokumentowania pochodzenia przedmiotu. Nie opierajmy się na ustnych zapewnieniach. Domagajmy się dowodów na potwierdzenie właściwej proweniencji. W takich przypadkach bądźmy przesadnie ciekawscy z myślą o tym, że również my możemy stać się ofiarami przestępstwa. I również przedmioty będące naszą własnością mogą w przyszłości zostać skradzione i stać się przedmiotem handlu antykwarycznego.
AB-Z tego co Pan mówi wynika, że rynek sztuki jest bardzo niebezpiecznym polem inwestycji, że kupując musimy się ubezpieczyć jak od plag egipskich, a najlepiej się tym nie zajmować, bo ktoś nas oszuka. To zniechęca. Nie zgodzę się z tym. Zagrożenie przestępstwami na rynku sztuki jest chyba takie samo jak w każdej innej dziedzinie życia: wszędzie możemy być oszukani. Są ludzie uczciwi i nieuczciwi. Jeśli przedmiot ma pieczątkę jakiejś instytucji to mogę coś podejrzewać, ale mamy żądać zdjęć dziadków na kanapie? Rachunków z ubiegłego wieku? To byłby absurd! Co według Pana jest wystarczającym dowodem pochodzenia? Czego żądać? Jak sprawdzać?
RW- Przyznam, że to bardzo trudne pytanie i nie jest możliwa jednoznaczna odpowiedź, zwłaszcza w Polsce, gdzie nie dysponujemy miarodajnym spisem wszystkich utraconych przedmiotów. Żeby nie odpowiadać wymijająco, powiem tak: przy sprawdzaniu oferowanego do sprzedaży przedmiotu zacznijmy od zweryfikowania, czy nie jest zarejestrowany jako utracony w Krajowym wykazie zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem. (...)