Wątek poświęcony niedoszłej emisji filmu nt. dziwnych losów wykopalisk katyńskich został zamknięty ze względu na dryf dyskusji w tematykę polityczną, ale sam temat na pewno warto jest uwagi. Wklejam artykuł z NIE dotyczący tego samego problemu. NIE, ze względu na niewybredny język i odchylenia antyklerykalne,może drażnić, ale trudno odmówić temu tygodnikowi, że jest medium dość dobrze poinformowanym.
Hieny katyńskie
Numer: 06/2011
Autor: ANDRZEJ ROZENEK
Strona: 3
Gdzieś się zawieruszyło ponad 70 czaszek i wiadro złota, w tym złote zęby - wszystko wydobyte z dołów śmierci w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Nieżydowskie złote żniwa.
Jak wiadomo, mamy do Ruskich pretensje. Runął z nieba na ich plugawą ziemię kwiat polskiej inteligencji zapakowany w samolot Tu-154M. A te pieprzone kacapy plują nam w twarz, aż policzki mamy mokre. Części ciała naszego prezydenta umieścili w trumnie w błocie, a szczątki samolotu zostawili na betonie bez zadaszenia. Jakiż to brak szacunku, policzek dla narodu, który tak szanuje swoich zmarłych. Tymczasem od bez mała 20 lat Polacy prowadzą rabunkową eksplorację mogił Polaków pomordowanych przez NKWD strzałem w tył głowy. Giną nie tylko kilogramy złotych zębów, złote monety, ale nawet czaszki. Bałagan jest taki, że nie wiadomo, co, kto, kiedy i w jakim celu sobie przywłaszczył. Część przedmiotów i szczątków ludzkich zdobi kościoły, część wala się w magazynach, niektóre są w prywatnych domach, inne są szmuglowane przez granicę. Towarzyszy temu ogólnonarodowe uniesienie i ekstaza patriotyczna, bo w niczym nie jesteśmy tak dobrzy, jak w bogoojczyźnianej hipokryzji.
Pociąg przyjaźni
Pierwsze wykopki odbyły się w 1991 r. Atmosfera była podniosła, patriotyczna i pobożna. Pociąg z salonkami został specjalnie na tę okazję uruchomiony i doprowadzony do porządku przez warszawskich kolejarzy. Do Tweru (Rosja) pojechało ponad 200 osób. Biskup polowy Wojska Polskiego Sławoj Leszek Głodź, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP płk Paweł Wildstein, prawosławny biskup Łodzi Szymon Romaniuk, naczelny kapelan Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego Jan Hause, komendant główny policji Roman Hula, wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Stanisław Mikke, przedstawiciele Sejmu, Senatu, więziennictwa, nauki, kompania honorowa policji i Żandarmerii Wojskowej oraz oczywiście rodziny. Rodziny katyńskie. Na miejscu były modły, przemówienia i uroczyste pokropki. Pociąg wracał z tym samym składem, tylko w ostatnim wagonie, który do Rosji jechał pusty, pojawiły się drewniane skrzynie. Ich zawartość: 72 czaszki, buty, raportówki, menażki, guziki, medaliki, krzyżyki, fragmenty mundurów, święta ziemia przesiąknięta krwią polskich patriotów i wiaderko złotych zębów elity polskiego narodu. Wszystko dokładnie umyte, zdezynfekowane, zinwentaryzowane i popakowane. Pociąg z tym specyficznym "mieniem przesiedleńczym" przebył granicę Rosji i Polski niekontrolowany. Z niewielkimi perturbacjami spowodowanymi dyslokacją wojsk rosyjskich, które przemieszczały się specjalnymi uprzywilejowanymi składami. Trwał właśnie pucz Janajewa, być może dlatego zdezorientowane władze rosyjskie pozwoliły na nie całkiem legalny wywóz katyńskich pamiątek. Świadkowie pamiętają, że rosyjski płk Aleksandr Trietetskij dał nawet swoich żołnierzy, by zapakowali skrzynie na wojskowe samochody, które dowiozły skarby na dworzec w Twerze. Następne wykopki odbywały się już bez tak uroczystej oprawy. Pierwszy transport katyńskich precjozów, który przyjechał wspomnianym specjalnym pociągiem, spoczął w magazynie Komendy Głównej Policji pod czujnym okiem komisarza Tomasza Jabłońskiego. Mijały lata. Wykopane z ziemi pamiątki tylko raz zostały pokazane na publicznej wystawie w Muzeum Wojska Polskiego. Następnie rozpoczęła się ich niekontrolowana wędrówka. Odtworzenie losu tej kolekcji jest utrudnione, gdyż w policji nie zachowały się praktycznie żadne dokumenty. To bardzo ciekawe, że po niespełna 20 latach precyzyjnie zinwentaryzowana kolekcja rozpłynęła się w powietrzu.
Czaszka pracuje
Organizatorem pamiętnej eskapady z 1991 r. z ramienia policji był Lechomir Domaszewicz. To on przewiózł przez granicę skrzynie z czaszkami i resztą znalezisk. Dziś jest chyba jedyną osobą, której zależy na ustaleniu tego, co tak naprawdę stało się z zawartością skrzyń. Zaginione czaszki polskich patriotów, którym funkcjonariusze NKWD strzelali w tył głowy, nie tylko nie są obiektem śledztw, one najzwyczajniej w świecie naszym urzędnikom i politykom wiszą zwiędłym kalafiorem. W Centrum Szkolenia Policji w podwarszawskim Legionowie zachorował magazynier. Źle się to dla niego skończyło, bo w lipcu 2009 r. umarł. Trzeba było zrobić w magazynie remanent; w ten sposób niespodziewany zgon pracownika szkoły przyczynił się do odnalezienia 12 katyńskich czaszek. Jak napisała "Rzeczpospolita" - wybuchł skandal. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niewłaściwego postępowania z ludzkimi szczątkami i ich znieważenia (później umorzone). Federacja Rodzin Katyńskich mówiła nawet o profanacji, bo chodziło m.in. o szczątki ciał ekshumowanych w 1991 r. w Katyniu i Miednoje. Odnalezione w Legionowie czaszki przekazano do... Instytutu Pamięci Narodowej, który prowadzi postępowanie karne (sic!) w sprawie mordu katyńskiego. Upierdliwy emeryt policyjny Domaszewicz w październiku zeszłego roku złożył do IPN wniosek o udostępnienie pełnej dokumentacji dotyczącej szczątków ludzkich ofiar zbrodni katyńskiej będących w posiadaniu instytutu. IPN odmówił, bo Domaszewicz nie jest stroną postępowania karnego. Sprawa zawisła przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym, który rozstrzygnie, czy doszło do naruszenia ustawy o dostępie do informacji publicznej z 6 września 2001 r. Poszukującemu czaszek Domaszewiczowi udało się ustalić prawdopodobne miejsce spoczynku kilku innych. Tak przynajmniej wynika z korespondencji prowadzonej z dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego prof. dr. hab. Januszem Ciskiem. Pan dyrektor przyznał, że w latach 90. szczątki ludzkie, fragmenty kości, uzębienie, koronki zębów trafiły do podlegającego mu Muzeum Katyńskiego. Jednak, jak celnie zauważa dyrektor Cisek, celem Muzeum nie było i nie jest przechowywanie doczesnych szczątków pomordowanych. I wyjaśnia następnie Domaszewiczowi, że wszystkie szczątki ludzkie (kości oraz koronki zębów) Muzeum przekazało do Katedry Polowej Wojska Polskiego, tak aby zapewnić godny spoczynek szczątkom pomordowanym (pisownia oryginalna - przyp. A. R.). To jednak nie wszystko, jak się okazuje. Kilka czaszek trafiło do Zakładu Medycyny Sądowej celem specjalistycznych badań. Najprawdopodobniej trzy czaszki z Zakładu Medycyny Sądowej trafiły do naszego muzeum już po przekazaniu pozostałych szczątków do Katedry Polowej. W chwili obecnej zamierzamy jak najszybciej znaleźć dla nich godne miejsce spoczynku - informował w lutym 2010 r. dyrektor muzeum. A zatem kolejne trzy czaszki odnalezione, "najprawdopodobniej" spoczywają gdzieś w magazynach Muzeum Wojska Polskiego.
Ordynariat pokazuje ząby
Domaszewicz, idąc tropem podpowiedzianym przez dyrektora Ciska, wystosował pismo do płk. Sławomira Żarskiego, wikariusza generalnego biskupa polowego Wojska Polskiego. Zażądał, oczywiście w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, dostępu do dokumentacji dotyczącej szczątków ludzkich ofiar zbrodni katyńskiej pochowanych w świątyniach wojskowych oraz enumeratywnego wykazu przedmiotów należących do ofiar NKWD wydobytych z dołów śmierci w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Przymuszony przez Wojewódzki Sąd Administracyjny ordynariat odpowiedział, że nie ma żadnej dokumentacji na ten temat, a w ogóle, jak napisał prałat Żarski do sądu, to nie będzie się odnosić do skargi. Zarówno bowiem ja sam jako osoba fizyczna jak też Wikariusz Generalny oraz Administrator Ordynariatu Polowego nie są podmiotami, o których mowa w art. 4 ustawy, to jest podmiotami obowiązanymi do udostępnienia informacji publicznej - napisał. A zatem zdaniem prałata Żarskiego Ordynariat Polowy WP nie jest instytucją państwową... Z tej błędnej świadomości kościółkowi zostali szybko wyprowadzeni przez sędziego WSA Jacka Fronczyka, który napisał: Ordynariat Polowy wchodzi w skład resortu obrony narodowej, jako jednostka organizacyjna nadzorowana przez Ministra Obrony Narodowej i dał klechom 7 dni na odpowiedź. Dobrze, że są jeszcze państwowi urzędnicy, którzy pełnią funkcję w pozycji innej niż klęcząca. Tak czy inaczej, jak udało nam się ustalić, w katedrze polowej w Warszawie przy Długiej spoczywa urna opatrzona orłem w koronie i tabliczką: Szczątki oficerów Wojska Polskiego i funkcjonariuszy Policji Państwowej z dołów śmierci w Charkowie, Katyniu i Miednoje. Podobno są tam też złote zęby przywiezione w 1991 r. Podobno, bo żadnych świadków ani dowodów na to nie ma. Nad urną wisi makabryczna pamiątka- autentyczna czaszka ofiary katyńskiego mordu.
Konsul szmugluje
Około 20 czaszek zostało z inicjatywy rodzin katyńskich wywiezionych z powrotem do Rosji. Jak to się stało, kto na to pozwolił i czy zostały wywiezione legalnie - nie wiadomo. Ministerstwo Spraw Zagranicznych twierdzi, że nie odnaleziono żadnych oficjalnych dokumentów dotyczących tej sprawy. A byłoby zasadne ustalić, czy wywóz szczątków ludzkich nastąpił w zgodzie z obowiązującymi na terytorium Polski, Białorusi i Rosji procedurami, w szczególności z przepisami o cmentarzach i grzebaniu zmarłych. Historia eksploatacji katyńskich mogił, jak już wspomnieliśmy, nie skończyła się w 1991 r. W książce "Moskwa 1990-1996. Wspomnienia pierwszego konsula III RP w Moskwie" Michała Żórawskiego znalazł się taki cytat: Uzgadniamy więc (z ekipą wykopaliskową), że to ja (Konsul RP) wywiozę owo złoto, co też uczyniłem jadąc do kraju na urlop 14 października 199S r. Fragment ten dotyczy 15 kg złota pochodzącego z wykopalisk w Miednoje. Co się stało ze złotem po polskich patriotach, nie udało nam się ustalić. Równie sensacyjnie brzmi historia pewnego niezidentyfikowanego obywatela Rosji, który całymi wiadrami zwoził do Polski i sprzedawał na warszawskim pchlim targu pamiątki po katyńskich ofiarach. Te relikwie, jak nazwała je "Rzeczpospolita'^ 10 listopada 2007 r., to m.in. krzyże Virtuti Militari, notatki z lekcji języka angielskiego i ukryty w menażce fragment sztandaru. Andrzej Przewoźnik, były sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, w 2002 r. wykupił z rąk tego Rosjanina kilka tysięcy przedmiotów katyńskich. Zapłacił podobno kilka tysięcy dolarów. Co się stało z relikwiami i za czyje pieniądze zostały wykupione? Nie wiadomo. Przewoźnik, jak i wiele innych osób związanych z katyńskimi wykopaliskami, zginął w katastrofie smoleńskiej. ?
arozenek@redakcja.nie.com.plJest to jawne przyznanie się urzędnika państwowego do udziału w szmuglu, pogwałcenie umów międzynarodowych i zagranie stronie rosyjskiej na nosie. W 1994 r. jeden z uczestników wykopalisk wstawił się wyjątkową zdolnością wyszukiwania złotych monet. Najczęściej znajdował je zaszyte w kołnierzach mundurów. Trafiały się też kolejne złote zęby. W większości po cennych znaleziskach ślad zaginął.
Foto popis| Kaplica Katyńska Ordynariatu Polowego WP. Nad urną ze szczątkami pamiątka-czaszka z dołu śmierci.