Wyszedłem z domu. Był słoneczny lipcowy ranek roku 2039. Pomyślałem, że dobrze by było pojechać do miasta. Małe zakupy, może spotkanie z przyjaciółmi. Po namyśle wybrałem podróż autobusem. Niech mnie wiezie. Przynajmniej nie będę się męczył i szukał w śródmieściu wolnego miejsca do zaparkowania. Na przystanku autobusowym stało pięć osób. Z rozmów, które prowadzili, zorientowałem się, że cztery z nich to archeolodzy. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Nadstawiałem ucha. Babcia, która siedziała obok, też pilnie nadsłuchiwała. - Dostałem granta. - rzucił nagle jeden z nich, wysoki facet z obszerną szopą włosów na głowie. - No, i nic nie gadasz! - oburzył się drugi - a na co? - Na łupany. - To wspaniale - skwitowała jedna z kobiet. - No coś ty, Krycha - prychnął Kudłaty - tam, gdzie mam kopać nie ma w ogóle kamienia! Wszędzie dookoła tylko kulki szrapnelowe. Wniosek pisał mi Janek na podstawie jakiejś dziury w Nadrenii. Lipa. - Panie! - z ławki podniosła się babina - jak pan chcesz to mój zińć panu dwie przyczepy nawiezie. Tanio. Rozmówcom wydłużyły się twarze. Podjechał autobus. Przysiadłem się z ciekawości w pobliże tych archeologów. Może się jeszcze czegoś dowiem - pomyślałem. I nie zawiodłem się. - A słyszeliście - mówiła drobna blondynka z lekkim zezem - podobno Leszek robi doktorat z polmosów. - No, nie żartuj - zaśmiał się kumpel kudłatego - przecież kupa ludzi się na tym doktoryzowała. Temat polmosów już dawno się wyczerpał. - Widocznie nie - odpowiedziała blondi - Lesiu pisze o tych wykopywanych przez detektorystów i rzucanych gdzie popadnie. - Ma już jakiś tytuł? - Tak, "Bezcelowość nielegalnych poszukiwań archeologicznych w oparciu o znaleziska nakrętek od wódki" - O, niezły temat - dodała druga kobieta - o niebo lepszy niż ten, z którym ja musiałam się przed laty męczyć przy magisterce. - A o czym pisałaś? - Kudłaty był ciekawy. - "Stosunek człowieka do bobra w pradziejach i w średniowieczu". - Też chciałem o tym pisać - odezwał się ktoś ze środka autobusu. Wszyscy zwrócili się w jego kierunku. Okazało się, że w autobusie siedzi jeszcze jeden archeolog. - Ale promotor doradził mi "pokonsumpcyjne szczątki kostne kuraków". - dokończył. - A gdzie pan kopał? - spytała jakaś dziewczyna z tyłu. - A, to było w Domaniewicach. Badaliśmy dwie kupy odpadów po ognisku zlotu detektorystów. - uśmiechnął się kwaśno. - Ja też długo nie mogłem się zdecydować - wtrącił jego sąsiad - ludzie na roku radzili pochówki końskie z cmentarzyska w Dziuplach, bo tam kopaliśmy cztery lata, ale ostatecznie wybrałem: "Zwierzęta jako źródło surowca kościanego w Pyzdrach Szlacheckich". A panienka też w branży? - spytał tą z tyłu. - Dopiero na trzecim roku. Ale martwię się o magisterkę bo nie ma już co badać. - Dziewczyna gada prawdę - rzucił z przodu kierowca - moja córka skończyła rok temu archeologię i skarży się, że poszukiwacze tak sczyścili Polskę, że zostały tylko zwierzęce gnaty do przebadania. - Fakt - powiedział Kudłaty - ludzie, prawdziwą fibulę z ziemi po raz ostatni widziałem dwanaście lat temu! - A monety? - spytała blondi - widział ktoś jakieś monety? - Jaja sobie robisz?! - oburzył się kudłaty - Ostatnią wyjęto ze stanowiska w Przaślach osiemnaście lat temu! - Pewnie boratynkę - podsunął ktoś. - E, tam. - kudłaty wzruszył ramionami - To był Nowotko. Środkowy PRL. (...) ;)
|