Jeszcze ok. 2002-2003r. jeździłem "baną" na Hel na kopanie i za każdym razem wracałem z jakimiś łuskami (sporych kalibrów), hełmami czy karabinami na kolanach (bo w plecaku się nie mieściło) i nikt w pociągu czy autobusie nie zwracał na to uwagi. Co najwyżej patrzyli się jak na debila. Raz tylko patrol policji na dworcu PKP w Gdańsku spytał się, czy mogę jakoś schować te łuski do plecaka bo wystraszę ludzi w pociągu :)
Wracając z Bieszczad też wyglądałem jak mobilny skup złomu.

Dzisiaj takie sytuacje są nie do pomyślenia, a przecież nie było to tak dawno.

... w latach osiemdziesiątych na okopy chodziło się ze szpadlem bo kto wtedy miał wujka w Ameryce ten miał wykrywacz, ja niestety nie miałem a fantów miałem tyle że przy dzisiejszym posiadaniu ful wypasionych sprzętów nawet jednej dziesiątej nie mam tego co miałem w tamtych czasach. Do momentu aż dzielnicowy swoją "emzetką" nie odwiedził ojca, pas poszedł w ruch :cry: a moje piękne zbiory np. MP-40, P-38 wylądowały w studni (podobno). I na długie długie lata hobby wygasło.

2 lata sprawa o przysłowiową marchewkę. Kto za to panie płaci?.... (odp. film Rejs")

Wątek komplementarny: viewtopic.php?f=63&t=189875