Za pracą dr-a Macieja Trzcińskiego "Przestępczość przeciwko zabytkom archeologicznym", mogę podać, że w okresie 2003-2007 były 4 wyroki skazujące za popełnienie wykroczenia z art. 111 ustawy o zabytkach (poszukiwanie bez zezwolenia), odpowiednio:
w Kaliszu -grzywna 200 zł i koszta sądowe
we Włocławku ( 3 sprawców) - grzywny po 1000 i przepadek dowodów rzeczowych (zabytków)
w Dzierżoniowie (2 sprawców) - grzywny po 400 zł,przepadek dowodów w postaci zabytków, koszta sądowe
w Bytowie - grzywna 1000 zł, przepadek dowodów (zabytków), koszta sądowe
Jak widać sądy w żadnej sprawie nie orzekły przepadku wykrywacza. I należy chyba rozumieć, iż sprawcy poszukiwali na terenach wpisanych do rejestru zabytków, bo tylko tam wymagane są zezwolenia:
http://www.eporady24.pl/drukuj_pytania-2011.html
Do wykroczeń przeciwko zabytkom, które mogą być wiązane z poszukiwaczami można też włączyć wykroczenia z art. 115 uzoz (niepowiadomienie o znalezieniu zabytku podczas prac budowlanych i ziemnych), i z art. 116 (niepowiadomienie o znalezieniu zabytku archeologicznego - 1 taki wyrok, grzywna 100 zł i koszta sądowe) choć one akurat niekoniecznie muszą dotyczyć poszukiwaczy lecz ogólnie inwestorów. W latach 2003-2007 było 6 takich spraw zakończonych wyrokiem (grzywny po kilkaset zł).
Oprócz wykroczeń autor zebrał też statystykę przestępstw, których popełnienie jest czasem zarzucane poszukiwaczom. Są to głównie przestępstwa z art. 108 uzoz (niszczenie zabytku) oraz przywłaszczenia znalezionych zabytków i paserstwo (ich sprzedaż) . W latach 1995-2008 zdarzyły się 22 takie przypadki. Wyroki od kilku miesięcy do 2 lat pozbawienia wolności (zawsze orzekane w zawieszeniu) i grzywny od kilkuset zł do paru tysięcy oraz przepadek zabytków.
Ogólnie dr Trzciński wyodrębnił (wliczając w to sprawy, gdzie było kilku skazanych) 35 sprawców z lat 1995-2008 jakoś związanych z szeroko pojętymi poszukiwaniami. Pokusił się nawet o stworzenie i ch profilu, co zacytuję:
"Jest nim mężczyzna w wieku 21-61 lat o wykształceniu podstawowym lub średnim, niekarany. Zaskakujący jest natomiast przekrój społeczno-zawodowy, bowiem oprócz bezrobotnych pojawia się nauczyciel historii, policjant czy student archeologii, jak również osoby pracujące zarówno w państwowych jak też prywatnych przedsiębiorstwach. Trudno wobec tak niewielkiej liczby (w sumie 35 osób) o jakiekolwiek kategoryczne i ostateczne uogólnienia. Mianownikiem łączącym wszystkich sprawców jest fakt ich hobbystycznego (incydentalnie zawodowego) zainteresowania zabytkami archeologicznymi.
Prawie wszyscy sprawcy czynnie zajmowali się poszukiwaniami zabytków, o czym świadczy ujawniony podczas przeszukań specjalistyczny sprzęt (głównie detektory metalu, łopaty, szpile saperskie). Wszystkich sprawców łączy również fakt, iż z handlu zabytkami czerpali zyski, co potwierdza zebrany materiał dowodowy. Część osób oficjalnie bezrobotnych od dłuższego czasu zajmowała się handlowaniem szeroko rozumianymi zabytkami i dziełami sztuki, uczestnicząc m.in. w giełdach staroci. Większość brała czynny udział w transakcjach internetowych dokonując rocznie nawet kilkaset drobnych transakcji związanych z zabytkami. Zaskakujące i nieco niepokojące jest, że pośród sprawców znalazły się osoby, które mimo charakteru wykonywanego zawodu (policjant, nauczyciel historii) również regularnie zajmowały się procederem kradzieży i paserstwa zabytków archeologicznych. Osoby te musiały znać obowiązujące przepisy dotyczące ochrony zabytków, lecz mimo to zdecydowały się na prowadzenie tej działalności.
Również obecność studentów archeologii wśród sprawców budzi najwyższe zaniepokojenie.Działanie takie wskazują z jednej strony na brak poszanowanie etyki zawodowej, z drugiej zaś na bezpośrednie związki ze środowiskiem osób zajmujących się nielegalnymi eksploracjami. Sprawny te są jednak w świetle zebranego materiału empirycznego incydentalne, trzeba zatem je odnotować, nie wyciągając zbyt daleko idących wniosków.
Zauważyć trzeba, że status materialny wszystkich sprawców był niezbyt dobry. Znaczna część osób deklarowała średnie miesięczne dochody w granicach 1500 zł. (...) Nie byli wcześniej karani."
I jeszcze, dla dopełnienia obrazu, przypomnę, na podstawie relacji prasowych, jeden z przypadków skazania, uwzględniony w opracowaniu dr-a Trzcińskiego:
W roku 1998 archeolodzy przyłapali na stanowisku archeologicznym (świeżutko przedtem, bo w roku 1995 wpisanym do rejestru zabytków ) w Paprotkach, woj podlaskie, mężczyznę ze szpadlem i wykrywaczem metalu leżącym na ziemi. Odkryto, że w kilku miejscach znajdują się przykryte darnią już zasypane dziury. Nazwano je „wkopami rabunkowymi”. Mężczyzna tłumaczył, że wykrywaczem się tylko bawił, bo dopiero go kupił i uczył się obsługi tego urządzenia przed planowanym urlopem nad morzem, gdzie zamierzał w ramach relaksu szukać moniaków na plaży. Iż relaks i urlop były mu potrzebne, należy się zgodzić, był bowiem prezesem jednej ze szczecińskich spółdzielni mieszkaniowych, a jest to funkcja, jak wiadomo, dość stresująca. Oprócz tego był też działaczem Polskiego Towarzystwa Numizmatyczno-Archeologicznego. Archeolodzy nie byli jednak wrażliwi na tyle, aby zwracać uwagę na dole i niedole prezesa spółdzielni mieszkaniowej oraz poniekąd kolegi z branży, zawiadomiono policję i prezesa oskarżono o próbę kradzieży i niszczenie stanowiska archeologicznego wpisanego do rejestru, a więc zabytku pełną gębą.
Sprawa ciągnęła się i ciągnęła, aż do roku 2002. Zarzut przywłaszczenie rzeczy znalezionej nie znalazł potwierdzenia, bo przy prezesie znaleziono tylko szpadel i wykrywacz, a te były jego własnością. Art. 111, który mówi, że przepadek wykrywacza można orzec w przypadku wykroczenia polegającego na poszukiwaniu zabytków (na terenach wpisanych do rejestru) z użyciem tego sprzętu jeszcze wtedy nikomu się nie śnił (przepis ten wprowadzono dopiero w roku 2003). Biegły, ze strony archeologów zaangażowanych w sprawę, twierdził, iż stanowisko w Paprotkach jest dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury narodowej i daje ogrom informacji o naszych dziejach. Prokurator wniósł o rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Przed wygłoszeniem mów końcowych sąd przesłuchał jednak jeszcze drugiego biegłego. Został on powołany, bo jego poprzednikowi sąd i obrońca zarzucili zbyt osobiste oceny. Oskarżony nie przyznał się w ogóle, iż „wkopy rabunkowe” są jego dziełem. Jego obrońca w mowie końcowej podkreślał, że podczas procesu nie udowodniono, jakie dokładnie dobro kultury zostało zniszczone i wniósł o uniewinnienie. Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał prezesa na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i cztery tysiące zł grzywny. W uzasadnieniu podano, że „uszkodzone nawarstwienia ziemi na cmentarzysku kultury bogaczewskiej (sprzed 1,5-2 tys. lat) są cennym zabytkiem wpisanym do rejestru”. Winę oskarżonego sąd uznał za udowodnioną dzięki zeznaniom świadków - archeologów i opinii biegłego (tego pierwszego).
Artur