Przysłużył nam się ten cholerny, "złoty pociąg", nie ma co... Teraz byle ścierwo leci po wykrywacz i ryje.
Cytuj:
Poszukiwacze skarbów zniszczyli cmentarzysko. Zabrali metalowe przedmioty, obcięli łopatami nogi [ZDJĘCIA]
Zdewastowane stanowisko archeologiczne koło Wodzisławia. Nielegalni poszukiwacze skarbów rozkopali groby i uszkodzili szkielety. - Od wybuchu gorączki "złotego pociągu" takich osób jest coraz więcej - mówią archeolodzy.
Kilka dni temu pracownica kieleckiego oddziału Instytutu Dziedzictwa Narodowego pojechała sprawdzić, w jakim stanie jest stanowisko archeologiczne w okolicach Wodzisławia. Od okresu brązu do średniowiecza była w tym miejscu osada wielokulturowa i cmentarzysko.
Na polu zauważyła dwóch mężczyzn, którzy z detektorami metali przeszukiwali stanowisko. Obaj uciekli, zanim przyjechał patrol policji. - Prowadzenie poszukiwań z użyciem detektorów metali bez pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków, a także niszczenie, rozkopywanie zabytków jest w świetle Ustawy o ochronie zabytków zabronione. A zezwolenia na badania w tym miejscu nie wydawaliśmy - tłumaczy Andrzej Przychodni z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Na przeszukiwanym przez detektorystów polu jest sporo fragmentów ceramiki. Co tam znaleziono, nie wiadomo. - Ktoś prawdopodobnie odkopał to, co najpierw wykrył detektorem - ocenia Przychodni.
Kilka uszkodzonych i zniszczonych grobów
Ślady działalności detektorystów były też doskonale widoczne w przylegającej do pola piaskowni, gdzie mieszkańcy wydobywają piasek.
To kilka uszkodzonych i zniszczonych grobów, m.in. pochówku z okresu wpływów rzymskich. W takiej sytuacji wojewódzki konserwator zabytków zlecił przeprowadzenie ratowniczych badań archeologicznych oraz poinformował o sprawie policję i prokuraturę w Jędrzejowie.
- O piaskowni wiedzieliśmy i to, jak się ona stopniowo rozrasta, było w pewien sposób monitorowane. Ale nowym, znacznie poważniejszym zagrożeniem są osoby prowadzące nielegalne badania z wykorzystaniem wykrywaczy metali - mówi Dariusz Greń, archeolog prowadzący badania ratownicze.
Na miejscu widać wyraźne ślady ręcznego kopania łopatą albo saperką.
- Ktoś najpierw musiał sprawdzić wykrywaczem te miejsca i tam, gdzie usłyszał sygnał, kopał. Inaczej trudno wytłumaczyć, dlaczego działo się to akurat w tym miejscu - mówi Greń.
Efekt jest opłakany - w niewielkim zagłębieniu widać ślady poobcinanych prawdopodobnie saperką kości. Obok z nieco starszego zagłębienia też wystają ucięte szkielety.
- Poszukiwacze zabrali prawdopodobnie tylko metalowy przedmiot, który znacznie ułatwiłby określenie daty tego pochówku. Wyciąganie ich w ten sposób nie ma nic wspólnego z badaniami. Bo tu nie chodzi tylko o informację, że w tym miejscu był grot czy nóż, ale ważny jest kontekst, np. informacja o tym, jak leżał w grobie - ocenia archeolog.
Poszukiwaczy jest coraz więcej
Jak powinny wyglądać prawdziwe badania, widać teraz - archeolodzy ręcznie odkopali groby. W jednym z nich obok osoby dorosłej natrafili np. na czaszkę niemowlęcia. Okazało się też, że detektorystom nie udało się dotrzeć do tego miejsca, być może dlatego, że było najbardziej niedostępne.
Zachował się niewielki nóż. - Potrzebne są dokładne analizy, ale to pochówek prawdopodobnie z XIII wieku - ocenia Greń.
- Niestety, to nie pierwszy przypadek takich rabunkowych poszukiwań w regionie. Dlatego spis stanowisk archeologicznych z tego obszaru przekażemy policji. Już poprosiliśmy o szczególny nadzór nad nimi. Liczymy, że funkcjonariusze uwzględnią to w swojej pracy - zapowiada Przychodni.
- Osób chodzących z wykrywaczami metali w rejonie jest coraz więcej, a prawdziwy wysyp obserwujemy od czasu gorączki wokół tzw. złotego pociągu. Widać to choćby po cenach wykrywaczy, które w ostatnim czasie podskoczyły o blisko 30 procent. Znamy już nawet przypadki nocnych poszukiwań - zauważa Greń.
Źródło:
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262, ... z3n7pCjcr3