|
Już pisałem w tym wątku o mojej ,,wpadce" ale tamta była taka naturalna. O tej wie kilka osób, i o mało mnie do choroby nie doprowadziła. Było to pięknego późnego lata, a było tak.... Jak wyjeżdżałem się zrelaksować, to w domu usłyszałem, przyjedź na obiad. Wpadło na początku parę moniaków i jak zwykle sporo złomu. Pora roku gorąca , auto miałem na drodze polnej obok pola po którym chadzałem, co nawrót na polu,to do auta na fajkę i odpocząć i w tym momencie tel z domu przyjeżdżaj na obiad. wypaliłem fajkę, poprzeglądałem monety i wio na obiad ( godz.13). ok godz.18 kolega idzie z buta połazić przed zmrokiem, pomyślałem że i ja mogę tak dla zabicia czasu połazić..... idę po sprzęt do auta a tam go nie ma......pierwsza myśl, może w szopie, a potem rozbłysk w głowie........ :lol: Wracając do domu z przedpołudniowego relaksu, wsiadając do auta na fajkę, sprzęt zostawiłem za autem na wbitym szpadelku, a po telefonie po prostu odjechałem. Tak sobie stał na polnej drodze w niedzielne popołudnie prawie 6 godzin, a 7 km po leśnych drogach pokonałem chyba szybciej jak rajdowcy, dobrze że nie było wysypu grzybków, bo byłoby po ptokach :h
|