Olek_65 napisał(a):
Kto jest pasjonatem historii Warlock ? Archeolodzy ? :lol: :lol: :lol:
Bóg kolegę opuścił , czy cóś ? :) Większość to firmy ustawione na zarabianie kasy przy dużych inwestycjach .
Tak samo interesuje ich historia - jak mnie życie chowaczka czterozębnego - taki robal , szkodnik ogrodniczy :)
Kol. Pułkowniku - jedynie możemy łzy krokodyle wytoczyć ze ślepiów - tyle nam zostało ...
Pozdrawiam - olek.
Odpowiem w ten sposób.
Mieszkam w Niemczech, w Landzie Schleswig-Holstein. Moją przygodę z detektorem rozpocząłem mniej więcej 3 lata temu. Kupno pierwszego detektora, pierwsze wyjścia i różne znaleziska, wszystko zupełnie bez doświadczenia jakiegokolwiek(prócz mojego zainteresowania i wiedzy z zakresu historii). Pomocy szukałem oczywiście w necie. Znalazłem ją. Tu przyszło otrzeźwienie, dotyczące nielegalności(???) moich poszukiwań.
Nielegalne nie jest, ale... . Szara strefa poszukiwań obiektów niezabytkowych była(i jest) dla mnie jasna.
Poszukiwania prowadziłem dalej.
Przyszedł cios. W lutym 2015 roku, w moim Landzie wprowadzono zakaz stosowania urządzeń mogących służyć do wykrywania obiektów zabytkowych!!! A było tak fajnie!
Postarałem się o pozwolenie na przeszukiwanie plaż i jednocześnie zgłosiłem się na kurs, którego ukończenie pozwoliłoby mi na poszukiwania legalne, i nie tylko plażowe.
Czas oczekiwania 2 lata!!!
A ja właśnie kupiłem CTX`a. 2 LATA!!!
Plaża, woda, woda, plaża... Po jakimś czasie nawet złote obrączki przestały mnie zadowalać. To nie było to, co chciałem poszukiwać.
Detektor zamieniłem na muchówkę i wspaniale się "odnalazłem"- to na pewno będzie problemem w przyszłości.:) Poszukiwania vs łowienie. ;)
W sierpniu, tego roku. przyszedł mail.
Kurs na zertyfikat poszukiwacza rozpoczyna się 9.11. i czy jestem dalej zainteresowany.
Odpowiedź mogła, i była tylko jedna. TAK.
Tutaj muszę dodać, że miałem mieszane uczucia, a wynikały one z wielu negatywnych opinii różnych ludzi, którzy wypowiadali się na ten temat w kilku forach. Demonizowanie archeologów ma nie tylko tutaj miejsce.
Zdecydowałem się i odwrot nie wchodził w rachubę.
Rozpoczęło się od rozmowy z tzw. mentorem, który wprowadzał nas(kilka osób)w temat poszukiwań i współdziałania z archeologami. Kilka spotkań na polu, próbne poszukiwania pojedyńcze, później grupowe.
Kolejny mail.
Zaproszenie na rozmowę poznawczą w ALSH(Archäologisches Landesamt Schleswig-Holstein).
Spotkanie z "demonem"!!!
Byłoby kłamstwem twierdzenie z mojej strony, gdybym napisał, że spokojnie spałem w noc poprzedzajacą spotkanie. Byłem podekscytowany i jednocześnie... no tak, demony!
Spotkanie. Boże, to jak przed egzaminem maturalnym.:D
Bardzo szybko zostałem z piekła sprowadzony na ziemię i pokazano mi odrobinę nieba."Beton", czy tam "demon" mówił tym samym językiem co ja, i co wspaniałe jest, podzielał moja fascynację. To naprawdę było jak wyzwolenie z więzów.
Kolejny mail z programem kursu.
Kurs.
Niesamowita ilość informacji, większość mi znana ale jednak... Słuchać w jaki sposób ktoś opowiada o epokach i możliwych znaleziskach ich dotyczących, było bardzo interesujące. Zwłaszcza sposób w jaki, w tym wypadku Pani archeolog, je przedstawiała. Z otwartym buziolem słuchałem. ;)
Dzisiaj mieliśmy spotkanie z przedstawicielami grupy detetektorystów, która zainicjowała istniejącą współpracę Poszukiwacze-Archeolodzy.
Świetni ludzie.
Jutro spotkanie z saperami i koniec kursu.
Wkrótce test polowy z umiejętności posługiwania sie detektorem i współpracy grupowej.
A po nim... dostanę identyfikator i pozwolenie na przeszukiwanie terenów, które sam mogę wybrać i na pewno nie będę musiał się rozglądać za policmajstrem ;)
Droga do szczęścia poszukiwacza była może długa, ale na pewno nie trudna. Bardzo bym chciał, by podobnie było w Polsce.
Życzę Wam tego.
Tomek Mazur (-warlock-)