Jack napisał(a):
Ukryte przedmioty z zamiarem ich późniejszego wydobycia to nie skarb ale depozyt.
Poszukiwać w obecności któregoś z księży z tych kościołów z których były zakopane przedmioty. Wtedy według mnie nie będzie to wykopanie "skarbu" ale odzyskanie depozytu który został ukryty w czasie wojny. Zaprosić jako "ochronę" jakiegoś zaufanego :cop i szukać.
Dokładnie tak. Mało tego - znalezienie depozytu oznacza jego zwrot prawowitemu właścicielowi (parafia? diecezja?). Wyzbył się on rzeczy ale nie z zamiarem porzucenia tylko w sytuacji przymusowej, więc nadal stanowi własność prawowitego właściciela. Kocio tylko pomoże rzecz odszukać i nie jest to, w moim przekonaniu, przestępstwo ścigane karnie. Inaczej znalezienie rzeczy, której właściciel jest ustalony, powodowałaby konieczność oddawania jej Państwu. Taki teoretyczny przykład: żona zgubiła pierścioneczek w piasku nad morzem. Szukasz gołymi rękami, szczęście Ci dopisuje, znalazłeś. Nie ma znaczenia czy szukasz wykrywaczem, rękami czy na węch. Znalazłeś - musisz oddać. Wytłumacz to żonie...
Nie ulega natomiast wątpliwości, że tzw. "znaleźne" należy się bezwzględnie. ;)