Cytuj:
Kilka karabinów Mosin i bagnetów do nich, kilkadziesiąt masek gazowych z pochłaniaczami i rozbity telefon polowy odkopano w środę na przebudowywanym skrzyżowaniu Sienkiewicza i alei Piłsudskiego w Białymstoku. Pochodzące z czasów "pierwszego sowieta" znaleziska trafią do Muzeum Wojska.
Trzy związane drutem karabiny, a raczej to, co z nich zostało po ponad 70 latach w podmokłym gruncie, odsłoniła w środę rano koparka pracująca przy południowo-wschodnim przyczółku mostu nad Białą, na przedłużeniu podziemnego przejścia budowanego pod skrzyżowaniem. Nadzorujący inwestycję archeolog z Podlasko-Mazurskiej Pracowni Archeologicznej wstrzymał prace przy wykopie i ściągnął na miejsce specjalistów z pobliskiego Muzeum Wojska. Ci, na spokojnie już eksplorując wykop, znaleźli jeszcze trochę powojskowego, jednoznacznie zidentyfikowanego jako radziecki, sprzętu.
- Tę broń tu najprawdopodobniej, jako uszkodzoną lub zbędną, porzucono. Widać, że nie była w dobrym stanie - ocenia Dariusz Kołban z Muzeum Wojska. Z określeniem, o jaki karabin chodzi, specjaliści nie mieli problemów. Nawet grube warstwy rdzy i gruntu nie zatarły charakterystycznych kształtów mosina, karabinu, który był na wyposażeniu armii rosyjskiej od końca XIX wieku, później wykorzystywanego przez radzieckie wojsko.
- To chyba wzór 1891/30, czyli mosin po modyfikacjach przeprowadzonych w latach 30. Ale by to ocenić dokładnie, trzeba będzie te karabiny oczyścić - dodaje Piotr Karczewski z Muzeum Wojska. Podkreśla, że chodziło o konstrukcję prostą, tanią w produkcji i odporną na błędy użytkownika.
- Stąd też korzystano z tych karabinów jeszcze długo po II wojnie światowej, również w Polsce. Podobno są zresztą nadal na wyposażeniu niektórych oddziałów Korei Północnej - tłumaczy.
Razem z mosinami w wykopie znaleziono dziesięć czworokątnych bagnetów, w tym jeden nietypowy, znacznie krótszy od standardowego, najprawdopodobniej złamany w trakcie użytkowania i przeszlifowany. Do tego kilkadziesiąt masek gazowych z pochłaniaczami, czy raczej to, co z nich zostało - usztywnienia od węży, szkła, okucia i mnóstwo drobno granulowanego aktywnego węgla. Oraz kilkadziesiąt fragmentów radzieckiego telefonu polowego.
Co do tego, kiedy sprzęt trafił w miejsce, w którym go znaleziono, archeolodzy i specjaliści z muzeum są zgodni.
- Został porzucony zapewne w czerwcu 1941 roku przez radzieckie oddziały wycofujące się przed Niemcami - mówi dr hab. Maciej Karczewski z Podlasko-Mazurskiej Pracowni Archeologicznej. Przypomina, że w tym czasie brzeg Białej był w tym miejscu bardzo gęsto zabudowany. Sprzęt leżał na spalonych deskach, zapewne podłogi, przysypany był zaś ceglanym gruzem. Nosi też ślady ognia, tak jakby albo porzucono go w ruinach, albo np. piwnicy domu, który później spłonął. W wykopie natrafiono też np. na żeliwny szyber kominowy.
To nie pierwsze takie znalezisko w tym miejscu. Podczas trwającej od ubiegłego roku przebudowy nadzorujący ją archeolodzy natrafili m.in. na radziecki hełm i skorupy niemieckich granatów ręcznych.
- Tyle że tamte rzeczy pochodziły raczej z 1944 roku, kiedy to dla odmiany Niemcy wycofywali się przed Rosjanami. Odkryliśmy też nad samą rzeką znacznie starsze palowanie brzegu i fundamenty nieistniejących już budynków na nim - uzupełnia dr Karczewski, zaznaczając, że w większości przypadków ślady historycznej zabudowy były całkowicie zniszczone przy prowadzonych w tym miejscu od początku XX wieku licznych przebudowach. Znaleziony w środę sprzęt trafi zapewne do Muzeum Wojska, białostoczanie będą go mogli zobaczyć w przyszłym roku, podczas wystawy poświęconej m.in. ponownemu wkroczeniu wojsk radzieckich do miasta w 1944 roku.
Źródło:
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1, ... 88899.html