Wiem że mi nie wypada, ale muszę to napisać. Armand musi być tajnym współpracownikiem archeo, bo od pona 20 lat produkuje niedziałające wykrywacze :666
Z tej ekipy to tylko nie kojarzę tego pana z Brodnicy.

Kurcze, tu na forum zostali sami weterani tego sportu.
Ja pierwszy wykrywacz miałem w 1988 czy 89 roku.
Obecnie bardziej od szukania preferuje spotkania z weteranami tego hobby. Nie ukrywam, szlak mnie trafia jak słucham ekspertów co pierwszy wykrywacz kupili 5 lat temu.

Czyli 96% członków stowarzyszeń wszelkich ;)

Ja tęsknie za latami 90, to był cudowny czas dla poszukiwaczy i dla archeo. Ilu magistrów dzięki współpracy z szukającymi dorobiło się dziesiątek publikacji naukowych, których mocno zazdrościli im koledzy z uczelni niemający "tajemnych układów". Ilu tych magistrów dziś jest profesorami i siedzi cicho żeby nikt im nie wywlókł współpracy z odwiecznym wrogiem :666 Ja uważam że układ z lat 90 był całkiem zdrowy, wiedza o znaleziskach szła na uczelnie, kopiących nikt się nie czepiał. Symbioza zdechła około 2000 roku, a po kilku latach zamieniła się w otwartą wojnę. Mam nadzieję że teraz to się zmieni. Nawet jeżeli żadne zmiany nie wejdą w życie, to i tak świat usłyszał że coś jest nie tak, że system nie działa i za kilka lat dzisiejszy układ runie.

Nie runie. Archeooszołomy mają synów, ci mają synów i tak to się kręci i będzie się kręciło dalej. Mają za duże profity z tej całej archeościemy, żeby tak łatwo z tego zrezygnować i o to w tym chodzi. Oni mają w dupie jakieś tam zgniłe fibule, szpilki i zardzewiałe miecze, no chyba że da się je zakosić i sprzedać.

Ciebie szlag a mnie pusty smiech jak widze pacana jednego z drugim co sie spuszczaja na złomem, ktory ze 30 lat temu wysyłałem lotem koszacym w pobliskie krzaki, a oni 30 lat temu nie wiem czy byli w planach :lol: ....... a Armand ..................ja to sie powaznie dziwie ze nikt temu delikwenowi nie obił geby za sprzedawanie tego szajsu, mialem to gowno ( tez sie dalem naciac ), chyba robil to po to zeby ludzi zrazic do tej zabawy ...ze mna sie mu prawie udalo, gdyby nie to ze ojciec mial kumpla w pobliskiej jednostce wojskowej (gdzie odbebnial od czasu do czasu rezerwe ) i zalatwil mi za wiadomy ekwiwalnet ( w szkle :666 ) prwymitywny W3P, ktory okazal sie o eony lepszy od tego badziewia z Pruszkowa i ktory otworzył przede mna zasobnosc drugowojennych pobojowisk w Beskidach :D

Dużo się zmieniło, w tamtych czasach człowiek z dedektorem na remontowanej ulicy w środku miasta z pewnością wzbudzał sensację, ale bez negatywnych emocji, po prostu był atrakcją dla przechodniów i nic więcej. :)

Na uczelniach idioci produkują idiotów i potem taki mamy skutek.

Bjar_1 wiem że to interes dziedziczny, ale coraz więcej ludzi zaczyna pytać o co w tym chodzi, mam nadzieje że w końcu ktoś powie "sprawdzam" i magia pryśnie.

Ja pamiętam jak kolega kupował Armanda cos około 94 roku. Na podwórku u sprzedawcy działał super, niestety mieliśmy sporo czasu do następnego pociągu do stolicy i coś nas naszło na sprawdzenie jak łapie tory kolejowe .. i tu był szok.... szyna z 15 cm była ledwo widoczna :)

Lipek, bez urazy ale na uczelniach w 95% zostają sfrustrowani, nieodnajdujący się na rynku pracy idioci, a te 5% po latach też kretynieje. Żeby nie było, to i mój dziadek i ojciec pracowali na uczelniach wyższych, nawet ja miałem półroczny epizod pracy na uczelni. Na polskich uczelniach jedynie sensowni prowadzący zajęcia, to ci co mają swoje biznesy, a uczą dla przyjemności przebywania z młodzieżą.

Frank, ja kiedyś normalnie jeździłem PKP w wystającą cewką z plecaka, ludzie pytali się co to i traktowali mnie jako niegroźnego wariata jak im opowiadałem co robię.

Biczak też się musiał odezwać: https://www.facebook.com/sepystarozytnosci/

"Dziki kraj, dzikie obyczaje"...

Przede wszystkim w latach 90-ch w zdecydowanej większości bawili się w to prawdziwi pasjonaci, jak sie kogoś nieznajomego spotkało w lesie to natychmiast znajdowało się wspólnych znajomych (kto wtedy nie znał np. Heńka :666 ). Była inna kultura szukania, nie było takiego bydła. Ludzie oddawali znaleziska do muzeów, wszystko jakoś fajnie działało bez durnych przepisów...

Nie znam nikogo, kto by coś oddał do muzeum. Z prostego powodu. Nigdy nie znalazło się nic, co by było warte muzeum. Archeologii pól bitewnych 1945 roku i archeologii śmietników jeszcze nie stosowano.

Beryl, w 100% się zgadzam :)
Bydło zaczęło się robić po 2000 roku. Do tego czasu to była romantyczna przygoda. Ja pierwszy szok (okolice 2002 roku) przeżyłem jak oszukał mnie na 500zł ówczesny narzeczony córki Jurka Waszkiewicza. Nie mieściło mi się w głowie że poszukiwacz, przyszły zięć legendy poszukiwań, może coś takiego odwalić. W latach 90 afery tego typu były rzadkie, poszukiwaczy było mało i odwalenie jakiejkolwiek lipy kończyło się ostracyzmem, ewentualnie łomotem. Pamiętam aferę z lipną szablą puszczoną przez pewnego poszukiwacza, skończyło się to złamaną nogą :D
Dziś ten pan jest członkiem miłościwie panującej nam władzy :666
I muszę przyznać, że mimo jego grzechów młodości to go lubię.

Może byli tacy co oddawali, jak już to rzeczywiście warte uwagi zabytki. Dzisiaj też oddają, szczególnie ci nadgorliwi, zaślepieni poszukiwacze ze stowarzyszeń, oddają, ale śmieci i jeszcze się tym chwalą w necie. :lol:

Byli tacy, w latach 90-ch bardzo fajnie układała się współpraca z MWP i wcale nie musiały być to wybitne znaleziska.