Był ktoś z Was ostatnio w Bodzentynie i widział na żywo jak to wygląda? Bo w sierpniu ubiegłego roku to jeszcze było wszystko ogrodzone i w "remoncie".
paul0 napisał(a):
W obiektach zabytkowych murowanych na zaprawach wapiennych nie powinno sie uzywac cementu portlandzkiego ani hutniczego do napraw i przebudowy murow ktore sa na zaprawie wapiennej.
Mur wybudowany na zaprawie wapiennej ma inna sztywnosc niz mur wybudowany na zaprawie cementowej. Na styku murow wybudowanych na roznych zaprawach beda problemy typu pekanie ktore czesto jest w ceglach a nie w fugach.
itd...
Fajny opis ze strony producenta zapraw. Ale teoria teorią a życie życiem.
Pracowałem kiedyś jako "techniczny" przy konserwacji zabytkowych budynków. O ile wytyczne i chęci są jasno określone, z realizacją bywa różnie, bo:
co z tego, że wszyscy wiedzą, że trzeba użyć zaprawy wapiennej, skoro nie jest dostępne odpowiednie wapno. Powinno być wapno dołowane, co najmniej dziesięcioletnie z dorzuconą padliną. I to musi jeszcze odleżeć swoje. Te minimum 10 lat a najlepiej dłuuużej. Z białka (z padliny) w kontakcie z wapnem powstaje klej kazeinowy i zaprawa na takim wapnie wytrzymuje setki lat. Ale nie ma takiego wapna do kupienia. Więc używają wapna budowlanego w plastikowych wiaderkach z Castoramy :) Świeżutkie.
Jak do tego dojdzie obecność wynajętych budowlańców, którym nie da się wytłumaczyć, że można zrobić zaprawę bez dodatku cementu to efekty są jakie są. Sam widziałem, jak sypali biały cement do zaprawy, żeby wyglądało na wapienną, bo we łbach im się nie mieściło, że można bez. Albo właśnie takie gotowe mieszanki jak z tej strony, z której jest ten cytat. No nie, to tak nie działa, zaprawę trzeba zrobić od zera jeśli ma być jak trzeba.
Inny przykład, ekipa budowlana, fucha w ramach reklamacji w Krakowie, kładka Bernatka. Okazało się, że ci debile pomalowali piaskowiec na obu brzegach olejną i jeszcze zrobili kolorowe fugi, bo pewnie im zostały z jakichś resztek. Jak był odbiór to przeszło ale potem spadł deszcz i jak piaskowiec zamókł, to ta olejna pokazała swoje oblicze. I stąd reklamacja. I taki obrazek widzę, gość kładzie fugę między kamieniami, w pełnym słońcu w czerwcu w południe, ta fuga zanim zdąży związać to wysycha i się wysypuje. Ja to widzę, patrzę, jak robi to po raz trzeci i się wk*wia, że mu nie wychodzi. Więc mu mówię, w czym rzecz, a ten patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i mówi, że zawsze tak robi. I widzę, że gość kompletnie nie czai o co chodzi, i o czym mówię. A to on jest budowlaniec, ja tam byłem tylko dorobić.
Albo zespół barokowych budynków, gdzie szef ekipy budowlanej przekonał inwestora, że ocieplenie można zrobić od środka :) I zrobili, wyłożyli wszystko styropianem od wewnątrz. W tajemnicy przed wojewódzkim konserwą.
No i odrębny temat - konserwatorzy :)
To co mi się rzuciło w oczy, to kolosalna przepaść w poziomie wiedzy i wykształcenia, a także podejścia do tematu, pomiędzy starą szkołą a nowo "wykształconymi". Miałem to szczęście pracować ze starą szkołą. Przykład z życia, mamy czyścić ściany w jakiejś kaplicy, okopcone od świec plus tłuszcz i kurz do tego. W każdym razie czarne. Pan konserwator (młody ale szef) miał przywieść tzw. gąbki konserwatorskie, coś jak gąbka z gumki do ścierania, do ścierania tego syfu ze ściany. Do tego dosyć drogie. Ale nie dowiózł. Pani konserwator (babcia, ze starej szkoły, do tego przygłucha) tylko się uśmiechnęła i wysłała mnie do spożywczego po chleb. I kulkami lepionymi ze świeżego chleba wyczyściliśmy swoją część, kiedy tamta ekipa siedziała i czekała na gąbki, najpierw z drwiącym uśmiechem a potem z otwartymi gębami.
Pamiętam odbiór konserwatorski sześciu dużych obrazów, takich 2 na 3 metry, gdzie wojewódzki konserwa nawet folii z nich nie zdjął, żeby je obejrzeć, tylko obejrzał przez folię, bo je robiła ta babcia. Do tego, co robiła ekipa tych młodych miał cały czas zastrzeżenia i cały czas słuszne, bo coś było nie tak. W końcu im powiedział, że więcej pracy w województwie nie dostaną, bo są biznesmeni nie konserwatorzy. Takie tam wspominki z terenu z dawnych czasów :)