trebor napisał(a):
Były może jakieś inne trudności o których jeszcze nie wspomniałeś? na ten przykład, miejscowi konkurenci, służby niespecjalne, zwierzyna dzika oraz niedzika, wypadki śmieszne oraz mniej śmieszne ...?
Hmmm trudności poza częstym zakopywaniem się na łąkach i ryzykiem wjazdu pod tabliczki "NIE DOTYCZY ALP" to nie było. Najtrudniejsze były właśnie niektóre dojścia pod sam most. Pamiętam że dojechałem już z okolo 400kg na pace do mostu w Nowej Rozedrance na Sokołdzie. Spojrzałem że koła już w łąke się zapadają to cofnąłem w bezpieczne miejsce i poszedłem z magiem sprawdzić czy warto tam w ogóle podjechać. Pod mostem była masa złomu i to prawie same płytki starego typu. Wpadłem w trans i łowiłem tak ze 4 godziny aż się obejrzałem że tam sterta za mną że hoho. Złom dalej idzie ale trzeba jakoś to będzie zataszczyć. Kiedy okazało się że jeden kurs z trzema wiaderkami (ok 75kg) wózkiem trwał prawie godzinę a ja czułem się jakbym maraton przebiegł zacząłem szukać alternatywnego rozwiązania. Trzcina za glowę i torfowisko. Dojazdu nie ma. Sam bym z 10h to woził o ile po pierwszych 3 bym nie umarł. Skoczyłem do wsi zobaczyć czy ktoś ma jakiś większy ciągnik 4x4. Patrze stoi taki duży rusek MTZ czy jakoś tak. Zagadałem czy nie chce gościu 100zł zarobić i powiedziałem co i jak. Zgodził się. Podjechaliśmy z dwukółką po tej łące co mi się koła zapadały a ja zapierniczałem z wiaderkami tylko jakieś 30m bo tylko do kanałku dało się podjechać. Załadowałem, wywalił mi to pod samym samochodem, załadowałem na pakę. jeszcze mi dziki skup złomu wskazał w Miejskich Nowinach parę km dalej. Nie dość że ceny powyżej średniej to jeszcze właścicielka poczęstowała mnie herbatką. Okazało się że miałem 1200kg na pace z tymi 400kg z rana. Ale że całego złomu z Sokołdy nie wyjąłem to przekimałem się nad rzeką z zamiarem dokończenia rano. Z rana przeszedłem się po łące którą jechaliśmy ciągnikiem i stwierdziłem że zaryzykuje przejechać ją rozpędem. Było lekko z górki i przy 60km/h na III przeleciałem przez łąkę... ledwo. Właściwie wiedziałem, że już sam nie dam rady wrócić bo z tej strony się nie rozpędzę. Ale nic. Wyłowiłem resztki których było ok pół tony. Załadowałem. Gaz w opór i może 20m udało mi się pokonać tej łąki potem zawiesiłem się na ramie. No nic cisnę do wczorajszego gościa a on jak mnie tylko zobaczył się śmieje i się pyta czy znowu. Ja powiedziałem znowu tylko że za 50zł bo połowa roboty. Zgodził się, wyciągnął z błota pojechał w swoją stronę a ja w swoją i już się więcej nie widzieliśmy :cry:
I jeszcze pamiętam jak mi mówił że jest autorem tej notki:
http://isokolka.eu/sokolka/3392-nowa-ro ... ieszkancomKonkurentów miejscowych nigdy nie spotkałem. Ale widziałem ich ślady bytności czyli wydeptany brzeg i tzw jeże (opiłki i rdza co jakiś czas zbierana z magnesu uklada się w jeża jak jest dużo).
W Kutnie spotkałem miłych Panów z SOK. Przyszli bo zobaczyli mój samochód w maskującym kolorze "niebieski sygnałowy" stojący na takim małym nasypie obok torów. Porozmawiali ze mną z 15min. Doszliśmy do wniosku że tego się nie da robić legalnie a i tak zgnije więc życzyli udanych łowów i się pożegnali.
Gdzieś w lasach pod Olsztynem czy Ostródą już nie pamiętam przyjechałem późnym popołudniem nad most, trochę połowiłem ale zaczęło robić się ciemno więc załadowałem co wyszło i reszta została na rano. Przespałem się pod samym mostem rano dokończyłem i zacząłem wyjeżdżać z lasu. Patrzę a tu ścinka drzew, leśniczy i znaki zakaz wstępu. Pomijam fakt że samochód na warszawskich blachach. Myślę nie dobrze - zaatakuję pierwszy. Podjeżdżam do leśniczego "Dzień dobry. Którędy najbliżej do szosy?". Trochę miał głupią minę ale kazał pakę otworzyć i pokazać czy drewna nie mam. Jak zobaczył złom zrobił jeszcze głupszą i pokierował do drogi.
Raz umęczyłem się pod mostem na Sierpienicy był tam (i nadal jest) ze 150kg kawał 1cm blachy. Nie miałem jak podebrać wózkiem bo około 1,5m wody było i po krótkiej walce poddałem się. Usiadłem by odpocząć nad brzegiem a tu płynie bóbr sobie wzdłuż rzeki. Skubaniec przepłynął 50cm ode mnie i mnie nie zauważył.
Na moście drogowym pod Piasecznem (droga nr 79 kiedyś tam biegła obok wąskotorówka) brodzę z magiem i płyną kajaki. Jedna babka pyta się mnie czy ja łowię bobry i ile to kosztuje :lol:
Z mniej śmiesznych to przedzieramy się przez puszczę jakąś w błocie i wjechałem w głębszą kałużę tak że zalało chłodnicę i dużo pary się zrobiło. Coś poczułem żeby zajrzeć pod maskę. Wyskoczyłem na chwilę nie gasząc silnika patrzę a tam aku bokiem leży i klema spadła. Kontrolka ładowania była u mnie spalona więc się nie świeciła. Gdybym go zgasił to jakieś 5km marszu w deszczu i błocie. W sumie to tu mogło być najgorzej.
Zwierzyny rożnej maści było pełno. Czasem mnie dziki w nocy budziły, czasem lisy. Raz nawet złapałem w Rządzy minoga bo go ścisnęło miedzy łapkę a śrubę.
Ze zdjęciami będzie ciężko ale jutro poszukam czegoś. Wiem że mam film jak na wiosnę zagrzęźliśmy w błocie