Opiszę Wam moją wczorajszą historię z lokalnym zazdrośnikiem vel psem ogrodnika (jak kto woli). Widzę, że ktoś kroczy polem w moim kierunku, więc idę w jego stronę.Gość w roboczym stroju po moim dzień dobry od razu pyta, czy mam pozwolenie.Odpowiadam, że nie, bo nie jestem stąd, a pole oddalone od domostw sporo, ale zakopuje dołki, zabieram śmieci (pole to ściernisko, więc żadna krzywda).W połowie tych kwestii oczywiście wchodził mi w zdania, najpierw, czy znam prawo, że zadzwoni na policje, potem, że mogę w zęby dostać :h oczywiście ja spokojnie, że przepraszam, jak jest problem to opuszczam pole.Stwierdził, że on też ma wykrywacz (kłamał) i nie mam prawa tu chodzić.Pytał czy chodziłem na pobliskim polu, bo ktoś mu powiedział, że mnie widział i były doły (następne kłamstwo :1 ) odparłem, że z 2-3 miesiące temu wszedłem na nie, ale doły to ja zakopuje, więc bije pod zły adres.Od raz chciał wiedzieć, co tam wykopałem, haha.Oczywiście wielkie G, jakieś 2 feningi i guziki wycieruchy.Wszedł do auta, ja zacząłem się pakować, ale wychodzi po paru sekundach żebym pokazał mu, co znalazłem, więc spokojnie wyciągam arsenał drutów i innych śmieci, a do ręki daje moją "kiermanę" gdzie jeszcze wtedy były dwie monety (48 einen thaler i 2 marki) i mówię mu, że może sobie to brać, ale bujne wyobrażenia nagle mu się zmieniły o 180stopni, jaki to słaby biznes jest :lol: Na pożegnanie mówię mu, że idę na pole pod lasem, bo tam kiedyś chodziłem i zapytałem o pozwolenie rolnika, który tam orał.Gość pyta, jak nazywa się rolnik, a ja, że nie wiem, bo nie jestem stąd.Powiedział, że te pola też są tego rolnika, a na te na przeciwko mam nie wchodzić, bo to jego i pojechał swoją furmanką - na marginesie nowsze auto, więc żaden biedak. Morał z tego taki, że niektórzy ludzie to typowe psy ogrodnika.Lepiej, żeby zgniło "coś" w ziemi, niż żeby jego biedne sumienie walczyło z myślami, że ktoś może "złoto" na sąsiada polu wykopać, a on może sobie kiedyś kupi wykrywacz i wyciągnie złoty pociąg :8)
|