Prokuratura od pięciu lat nie zwraca kolekcjonerowi zarekwirowanych 13 tys. zabytkowych monet. "Zostałem ograbiony w majestacie prawa"
Choć od zajęcia kolekcji, wartej co najmniej kilkaset tysięcy złotych, minęło ponad pięć lat, a wobec Jacka Urbańskiego nie toczy się żadne postępowanie, prokuratura odmawia mu zwrotu zabytkowych monet. - Przypuszczam, że zostały rozkradzione - mówi kolekcjoner z Gdyni, który złożył skargę do Strasburga.
O sprawie jako pierwsza napisała "Wyborcza". Jacek Urbański z Gdyni, znany w Polsce kolekcjoner, członek klubów numizmatycznych i współtwórca historycznego minimuzeum w Domu Kultury w Rumi, swój unikatowy zbiór starych monet, plomb, żetonów, okuć, guzików, dewocjonaliów, pieczęci i emblematów gromadził kilkadziesiąt lat, kupując je od innych zbieraczy, wymieniając się z nimi albo wyszukując ciekawe egzemplarze na gdańskim Jarmarku św. Dominika lub w internecie. Część kolekcji odziedziczył po dziadku. Wartość zbiorów ocenia na co najmniej kilkaset tysięcy złotych.
– Zbiór ponad 13 tys. zabytkowych monet i artefaktów to mój cały majątek, nic innego nie posiadam – mówi. – Inni inwestowali w nieruchomości, a ja w kolekcję, która miała być moim kapitałem na starość.
"Zostałem ograbiony w majestacie prawa"
9 sierpnia 2018 r. o godz. 6.30 do jego drzwi zapukała policja. Przyszli z prokuratorskim nakazem "wydania rzeczy i przeszukania mieszkania", dotyczącym sprawy kradzieży przedmiotów zabytkowych. Z wręczonego Urbańskiemu postanowienia prokuratury wynikało, że chodzi o wydanie monet pochodzących od średniowiecza do II wojny światowej, oferowanych do sprzedaży na portalu Allegro.
– Jeden z policjantów stwierdził, że przyszli po trzy monety. Na moje pytanie, o jakie konkretnie monety chodzi, nie bardzo wiedział, co powiedzieć – relacjonuje pan Jacek. – Wkrótce do policjantów dołączyli pracownicy pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jeden z nich nakazał policjantom zabranie całej mojej kolekcji, twierdząc, że w Polsce jest zabronione zbieranie starych monet, co przecież jest kłamstwem, i że część przedmiotów przyda się jego znajomemu, który właśnie pisze pracę magisterską. Spakowali dziesięć kartonów i opuścili mieszkanie bez zrobienia jakichkolwiek zdjęć i spisania tego, co zabierają.
Razem z numizmatami zabrali też jego laptop.
– Było to złamanie wszelkich procedur. Policjanci wymusili na mnie wydanie przedmiotów. Powiedzieli, że jeżeli podpiszę dobrowolne wydanie, to dołożą wszelkich starań, żeby nic nie zginęło. A jeżeli okaże się, że monety nie były kradzione, to niezwłocznie mi je zwrócą – opowiada pan Jacek i zapewnia, że nawet najmniejsza część jego kolekcji nie pochodziła z kradzieży.
Dopiero po miesiącu policja zgodziła się na spisanie i sfotografowanie zbiorów w jego obecności. Kolekcjoner był kilkakrotnie przesłuchiwany w sprawie rzekomej kradzieży, policja prześledziła też jego wcześniejsze transakcje internetowe.
– Po ponad dwóch latach oddali mi tylko laptop, ale bez dokumentacji zbioru, którą przechowywałem w komputerze. Więc nie mam ani kolekcji, ani dowodów, że ją miałem – mówi Jacek Urbański. – Wygląda na to, że zostałem ograbiony w majestacie prawa.
Sprawa umorzona, kolekcja nadal przetrzymywana
Jak poinformowała "Wyborczą" prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, postępowanie przygotowawcze zostało umorzone w październiku 2020 r.
– Czyn będący przedmiotem postępowania nie zawiera znamion czynu zabronionego. Zabezpieczone przedmioty są dowodem rzeczowym w tej sprawie. Zgodnie z obowiązującymi przepisami procesowymi decyzja w przedmiocie rozstrzygnięcia o dowodzie rzeczowym jest podejmowana po uprawomocnieniu się decyzji o umorzeniu – twierdziła prokurator Wawryniuk w 2020 r.
Jednak choć od tej pory minęły kolejne trzy lata, Jacek Urbański nie odzyskał ani jednej monety.
– Próbowano mi wmówić, że pozyskałem swoją kolekcję przy pomocy wykrywacza metalu z bliżej nieokreślonych stanowisk archeologicznych, co jest niezgodne z prawem. Nie postawiono mi żadnych zarzutów, a sprawa w końcu została prawomocnie umorzona. Nie zwrócili mi jednak mojego zbioru! Boję się, że moja kolekcja może zostać rozkradziona, jak to bywało w podobnych przypadkach – denerwuje się gdynianin.
"Postępowanie pozostaje w zawieszeniu"
Zapytaliśmy prokurator Wawryniuk, dlaczego od pięciu lat Jacek Urbański nie może odzyskać swojej własności.
– Postępowanie przygotowawcze, którego dotyczy zapytanie ["Wyborczej"], aktualnie pozostaje w zawieszeniu. Do chwili obecnej nie uzyskano specjalistycznej opinii w zakresie badania zabezpieczonych monet i innych artefaktów stanowiących zabytki. W sprawie wystąpiły trudności z powołaniem biegłego, który podjąłby się opiniowania w tej sprawie – informuje prok. Wawryniuk. – Prokurator występował do biegłych rożnych instytutów na terenie kraju z zapytaniem, czy podejmą się opiniowania w niniejszej sprawie. Jedynie Instytut Archeologii i Etnologii PAN wyraził wstępną gotowość do podjęcia się opiniowania w tej sprawie pod warunkiem usystematyzowania całej kolekcji zbioru monet i innych artefaktów mogących mieć charakter zabytków według określonych przez dyrektora instytutu kryteriów. Zostało to powierzone do wykonania Muzeum Archeologicznemu w Gdańsku, które jako jedyne było w stanie podjąć się tego zadania zgodnie ze sztuką archeologiczną i numizmatyczną.
I dodaje: – Po wykonaniu katalogu i wyeliminowaniu spośród zabezpieczonych artefaktów przedmiotów, które nie budzą wątpliwości, iż nie mają charakteru zabytków, zbiór ten zostanie poddany badaniu przez biegłych PAN, przy czym przez cały czas pozostanie w Muzeum Archeologicznym, gdzie jest należycie zabezpieczony i przechowywany. Nadmienić należy, iż pan Jacek Urbański był wzywany do odbioru artefaktów, które po wstępnej weryfikacji zostały ocenione jako niestanowiące zabytków, jednakże odmówił przyjęcia tych przedmiotów, stwierdzając, iż na chwilę obecną nie ma już pewności, czy przedmioty te stanowią jego własność i czy ich stan nie został pogorszony wskutek wadliwego w jego ocenie przechowywania. Dalszy tok postępowania jest uwarunkowany wynikami ekspertyzy PAN.
"Mataczenie policji i prokuratury przekracza wszelkie normy"
Jacek Urbański jest załamany. – "Przedmiotów kolekcjonerskich" nie zamierzam odbierać. Ogryzki mojej kolekcji mnie nie interesują. Żądam zwrotu całości! Mataczenie policji i prokuratury w tej sprawie przekracza wszelkie normy. Zaraz po zatrzymaniu mojej kolekcji w 2018 r. w obecności mojego prawnika zgłosiłem wieloletniego biegłego sądowego w dziedzinie numizmatyki, dr. Jarosława Dutkowskiego. Nie znałem go osobiście, ale wiem, że był wielkim autorytetem w tej dziedzinie, z wysokim stopniem naukowym. Prowadząca moją sprawę aspirant odparła, że mają wielu swoich rzeczoznawców chętnych do wystawienia opinii.
Numizmatyk dodaje:
– Minęło ponad pięć lat i postępowanie w mojej sprawie zostaje zawieszone, być może do całkowitego rozkradzenia moich zbiorów. Obecnie prokuratura odmawia mi nawet prawa do sprawdzenia, czy moja gromadzona od pół wieku kolekcja jest w całości, twierdząc, że Kodeks karny wykonawczy nie przewiduje takiej możliwości. A przecież naczelna zasada w prawie mówi: co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone.
Radca prawny: Prokuratura narusza konstytucję
Tomasz Dombek, radca prawny reprezentujący Jacka Urbańskiego: – Do dnia dzisiejszego prokuratura nie wydała żadnego postanowienia w sprawie zwrotu kolekcji pana Jacka i przetrzymuje ją pod pozorem prowadzenia sztucznie wygenerowanego postępowania. Można więc stwierdzić, że pan Jacek został pozbawiony swojej własności bez decyzji sądu, co wprost narusza Konstytucję RP. Kolekcja zapewne została rozkradziona, twierdzenie, że znajduje się w muzeum, to tylko słowa niepoparte żadnymi dowodami. Jacek Urbański nie ma do niej dostępu, nie wie, w jakim jest stanie – można tylko przypuszczać, iż ważkie muszą być przyczyny, dla których prokuratura łamie prawo.
W imieniu Jacka Urbańskiego mec. Sławomir Chibowski, który również jest jego pełnomocnikiem, wniósł skargę na działania gdyńskiej prokuratury do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Jacek Urbański: – Po artykułach w "Wyborczej" w środowisku kolekcjonerów o mojej sprawie zrobiło się głośno. Koledzy pytają mnie, jak sprawa się skończyła. A ona się przecież nawet nie zaczęła.
I dodaje:
– Po tym, co mnie spotkało, znajomy numizmatyk wywiózł swój zbiór za granicę i zdeponował w banku. Wszystkim polskim kolekcjonerom radzi zrobić to samo.
Katarzyna Fryc
Źródło:
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmias ... 9-L.1.duzy