Złoty pociąg. Specjalna Grupa Muzeum Wojska Polskiego odwiedziła we wtorek teren 65. kilometra, na którym rzekomo zakopany jest niemiecki pociąg, potocznie nazywany ciągle "złotym pociągiem".
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Pracownicy placówki pojawili się w Wałbrzychu w związku z doniesieniami o możliwości ukrycia na tym terenie zabytków wojskowości. - Jest to naszym ustawowym obowiązkiem - mówią. Mają obowiązek weryfikować informacje o znaleziskach, zwłaszcza gdy jest prawdopodobieństwo, że znajdą tam "skarby" wojskowości. Jeżeli pociąg istnieje, to spodziewają się tam znaleźć prototypy broni.
Złoty pociąg. Spotkanie na wiadukcie
Z Michałem Mackiewiczem spotykamy się na słynnym już wiadukcie w Wałbrzychu, z którego widać legendarny 65. kilometr na trasie Wrocław - Wałbrzych. Jest on szefem specjalnej grupy Muzeum Wojska Polskiego, która przyjechała do miasta, by przyjrzeć się naocznie nagłaśnianej medialnie sprawie. Mackiewicz przyjechał z całym sztabem ludzi. Muzeum reprezentują także podpułkownik Tomasz Ogrodniczek i Michał Olton. Mają doświadczenie w tego typu akcjach. Robert Kmieć, który dołączył do nich na miejscu i którego georadarem będą sprawdzać teren, mówi, że są "pogromcami mitów". W grupie znajduje się też Adam Sikorski, autor programu "Było, nie minęło", który współpracuje od lat z Muzeum Historii Polski i dzięki któremu udało się dokonać wielu odkryć.
Złoty pociąg. Trzech panów w muzeum
Michał Mackiewicz opowiada o tym, jak zaczęła się cała historii. Rok temu w Muzeum Wojska Polskiego pojawiło się trzech panów. Spotkali się z dyrektorem placówki i opowiedzieli mu o swoim odkryciu. Dowodem na to było pięć wydruków z georadaru i jedno zdjęcie miejsca, którego miało dotyczyć. Czy to miejsce, na którym stoimy? - Chyba tak. (Mackiewicz rozgląda się dookoła, w końcu potwierdza - red.). Z panami władze muzeum spotykały się jeszcze kilkukrotnie. Rozmawiano o umowie, którą mieli wspólnie podpisać. Panowie chcieli, by Muzeum Wojska Polskiego zabezpieczyło im prawa do znaleziska. Takiej możliwości nie było. W efekcie znalazcy umowy nie podpisali. Doszło między nimi do nieporozumienia. Michał Mackiewicz był jednak w kontakcie z osobą, która była liderem grupy. - To, co ważne, umowa miała być podpisana ze stowarzyszeniem lub fundacją - mówi. - Panowie deklarowali, że takie założą.
Złoty pociąg. Wydruki
Mężczyźni zostawili po sobie wydruki georadarowe. Te same, których fragmenty wyciekły do internetu. - Tak, potwierdzam, to były te same wydruki - mówi Mackiewicz. - I na nich wyraźnie widać, że pociąg istnieje.
Ale choć pociąg na wydrukach widać, to podczas spotkań pracownicy muzeum nie stwierdzili prawdziwości wydruków. - Na pewno nie jest to fotomontaż - mówi Robert Kmieć, ale jednocześnie nie ma wątpliwości, że wydruki są niewiarygodne. Uważa, że georadar po prostu daje nieprawdziwy obraz. Kmieć też pracował kilka miesięcy na KS-700 i ma bardzo złe zdanie o sprzęcie. - Ten sprzęt to obraza dla wszystkich urządzeń geofizycznych - mówi wprost. Zdradza, że na pierwszy rzut oka może wskazać błędy widoczne na wydrukach.
Złoty pociąg. Cała ciężarówka sprzętu
Specjalna grupa Muzeum Wojska Polskiego przyjechała do Wałbrzycha w związku z doniesieniami medialnymi. Mają doświadczenie w tego typu akcjach. Jak mówi Michał Olton, brali udział w poszukiwaniach samolotu ŁOŚ czy pracach pod Maciejowicami. Przywieźli ze sobą specjalistyczny sprzęt. - Najlepszy w Polsce - mówi podpułkownik Tomasz Ogrodniczuk. - Będziemy sprawdzać na różne sposoby - mówi Adam Sikorski. Uważa, że warunki na wykonanie badań georadarem są tutaj bardzo trudne. Odczyt sygnału zakłóca biegnąca nad terenem trakcja. - Jak oni te badania wykonali? - zastanawia się Sikorski. Druty nad torami panowie pokazują sobie cały czas. Stają na wiadukcie i rozmawiają. Tylko zgoda PKP blokuje im wejście na teren w okolicach 65. kilometra. Mają ze sobą całą ciężarówkę sprzętu.
Złoty pociąg. Co dalej?
Badania, które wykona Muzeum Wojska Polskiego w Wałbrzychu, będą bezinwazyjne. Prace chcą zakończyć do jutra i wrócić do Warszawy. Czy weryfikacja terenu obali mit zakopanego pod Wałbrzychem pociągu? Tego nikt nie wie. - Mamy swoje wnioski - mówią zgodnie. - Ale za wcześnie, by się nimi dzielić. Najpierw badania, potem wnioski
- O tym pociągu wiadomo od dawna - mówi Michał Mackiewicz. - Wiele osób go szukało. Informacja o ukrytym składzie nie jest wyssana z palca. Ale to, co może zawierać, to już spekulacje. Wątpliwości budzi obraz z georadaru.
Panowie z mitem rozprawią się szybko. - Mamy mnóstwo zgłoszeń od mieszkańców - mówi podpułkownik Ogrodniczek. - Właściwie cały czas wpływają zgłoszenia.
I śmiejąc się, dodaje: - Ale Niemcy nie wyprodukowali w czasie wojny tyle czołgów Tygrys, ile ludzie nam podają.
Złoty pociąg. Koper i Richter bardziej cwani?
W czasie rozmowy z Mackiewiczem na jaw wychodzi jeszcze jedna informacja. Wśród trzech osób, które odwiedziły Muzeum Wojska Polskiego latem ubiegłego roku, nie było ani Kopra, ani Richtera - mężczyzn, którzy w tym roku dokonali zgłoszenia potencjalnego odkrycia pociągu na 65. kilometrze. Kto przyszedł do muzeum? Mackiewicz nie chce zdradzić, bo osoby te sobie tego nie życzyły. Jedna z nich związana była z Dolnośląskim Towarzystwem Historycznym. Panowie dysponowali tymi samymi badaniami, które wskazywano potem jako Piotr Kopra i Andreasa Richtera. - Gdy potem jako znalazcy zgłosili się ci panowie, byłem naprawdę zaskoczony - mówi Michał Mackiewicz.
Cały tekst:
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35 ... z3lp261lp0