|
Biegam z piszczałką krótko, niewiele ponad rok. W drugiej połowie stycznia trafiłem na poletko, gdzie kiedyś był folwark. Łażę, łażę, wyskakują jakieś wycieruchy, jaram się każdym, bo do tej pory ciekawych znajdek miałem niewiele. Nagle podbija jakiś gość i zaczyna podpytywać, co tam wygrzebałem. Ja skromnie, że same druty i inne śmiecie, ale on ciśnie, bo nie dowierza. No to pokazuję jakieś 3 prawie gołe krążki (2 boraty i 1 gr 1840, wszystkie czytelne w 10% i pokryte purchlami ;) ), a on wzdycha i rzuca coś w stylu "no tak, od 10 lat tu łazimy, to fantów coraz mniej"... Cewka mi zupełnie opadła, chwilę z nim pogadałem machając wykrywką od niechcenia, a ten nagle odchodzi nieco w bok, bo znalazł niby jakiś kamyczek. Okazuje się, że to jakieś krzemienne ostrze czy inne pradawne narzędzie... :o Pogadaliśmy jeszcze trochę, on sobie w końcu poszedł, ja zmieniłem pole na takie tuż obok, po drugiej stronie drogi, i zaczęły się sypać fajne (jak na moje ówczesne wymagania ;) ) fanty. Głównie XIX wiek i 20-lecie, ale kilka guzików, jeden szeląg grubasa, jakaś odznaka i różne inne popierdółki. Byłem megazadowolony. A pole przecież trzepane od 10 lat... ;)
|