Kolejny wypad nosił kryptonim "w poszukiwaniu starego srebra". No i coś tam wpadło, choć d4 nie urwało, ale znaleźliśmy za to też wiosnę, przesympatycznego burka (jakiś skundlony haszczak / malamut, no aż żal go było zostawiać, to taki typ psa do przygarnięcia od zaraz, widać było, że raczej się komuś zgubił i to jakiś czas temu), no i pogadaliśmy z właścicielami poletek, na które chcieliśmy wejść. Gość od drugiej miejscówki, który rozumie nasza pasję doskonale, bo też ma pasję, którą jest jak powiedział i jak było widać picie piwa, zdradził nam tajemnicę swojego poletka: nie dość, że jest ono nawiedzane wręcz przez wycieczki poszukiwaczy, to jakiś czas temu ktoś tam kopnął jakiś skarb, ponoć rzymski i ponoć zaczął nim handlować w sieci tak skutecznie, że poszedł siedzieć. No fajnie, szkoda tylko, że nam o tym właściciel terenu powiedział po jakichś 3 godzinach naszego kopania drutów, kulek, kulek oraz kulek. :D Tak czy siak, po raz kolejny doszedłem do wniosku, że gadanie z lokalsami jest nie do przecenienia: już się nie mogę z kolegą doczekać, aż poletka z 1. miejscówki zostaną zaorane po żniwach, bo dostępne było tylko jedno z chyba 5 czy 6 dużych połaci...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
|