Witam.
Dzisiaj o godzinie 20.30 pojechałem ze swoim kuzynem na kopanie na jedno z pól otaczających naszą wioskę. Jedna wykrywka, kuzyn nie posiada swojej. Podjeżdżamy kulturalnie na miejsce, przejeżdżamy sobie wzdłuż domów - droga zamienia się w gruntową, skręcamy w stronę pól bo ta właśnie wytypowałem umiejscowienie starego młyna. Wyciągamy sprzęt, kuzyn bierze latarkę w dłoń i jedziemy z koksem. Chodzimy sobie po polu przyświecając dołki latarką - niestety oprócz złomy wyszła tylko 1 łuska. Nagle widzimy, że drogą jedzie do nas auto. Zatrzymuje się przed naszym i czeka. Mówię - ty chodź bo nie zamykałem auta (w końcu dookoła tylko pola, a my chodziliśmy obok). Podchodzimy do auta, a tamto cofa bardzo powoli - z dobre 10 minut cofał, kuzyn zdążył fajkę wypalić - i zatrzymuje się pod domem jakieś 500 metrów od nas. Ważny szczegół. Dom, pod którym się zatrzymał był na wzniesieniu, my byliśmy na jego zboczu (łagodne), a niżej zalegała mgła i było widać jakiś płot od zwierzaków (drewniany). Stwierdzamy, że jedziemy stąd wpizdu bo zaraz jakaś heca będzie. Nawróciliśmy auto spakowaliśmy sprzęt, i jedziemy sobie z powrotem, a z naprzeciwka jedzie inne auto i BAM sygnały z grilla lecą w naszą stronę. Panowie podchodzą do nas, ja od razu wyciągam dokumenty co odbiło się sprzeciwem (ręce na kierownicę) i zaczyna się pytanie - co, gdzie, po co, dlaczego. Odpowiadam, że sprawdzam miejsce po starym młynie i tak sobie spacerujemy :lol: . Jeden Pan przetrzepuje auto ze mną i widzi wykrywkę w bagażniku, drugi nas. Spuścili trochę z tonu, pytają czy szukaliśmy, my że tak. Już widzieli łuskę bo przetrzepali kuzyna. Oddali bez problemu. W międzyczasie przyjeżdża jakiś gościu i się okazuje, że niżej od nas jest jakiś dom i sąsiad się bał, że robimy rozpoznanie bo dużo w okolicy jest włamów. Gościu też dobry bo przyjechał bez swoich dokumentów - zaraz się okaże dlaczego. Pojechali tam gdzie my byliśmy coś oglądać - teraz mgła to już byl totalny hardkor - nawet płotu nie było widać. I wrócili, gościu pojechał my czekaliśmy w aucie jak nas sprawdzali. Jeden z Panów zaczął opowiadać o starych czasach, znalezionej broni, rodzinnych podaniach, zakopaniu depozytów. No po prostu wszystko. Poszedł do auta, wrócił z dokumentami - oddał i poprosił o kopanie w dzień bo są same problemy z kopaniem po nocy. Po prostu, żadnych problemów z łuską nic. Sam opowiadał jak był mały i przyniósł do domu 2 lotki, zardzewiałe, ojciec mu spuścił łomot, a lotki poszły do stawu. Mówił, że na szkoleniu mieli, że żeby taki niewypał wypalił to trzeba mieć bardzo dużo nieszczęścia (a Pan policjant teraz używał już niecenzuralnych słów :cop :666 ). Pożegnali się i pojechali.
Mówię kuzynowi - chodź zmieniamy miejscówkę. Pojechaliśmy pod starą leśniczówkę (nieistniejącą), a tam zdziwko - Pan bez dokumentów z funflem sobie polują. Zaczęła się pyskówka. Grozili nam postrzałem, że to ich pole, gdzie teraz jesteśmy (polna droga akurat to była :D) - trochę się zdziwili jak im powiedziałem, że 2 lata temu spotkałem myśliwych dokarmiających zwierzątka i mam pozwolenie na przebywanie tutaj. Wtedy ten funfel (on taki wygadany - co drugie słowo uj i kur), mówi, że kur w dzień, a nie w nocy. No nic - powiedziałem, że uj przecież nie będę problemu robić i wystarczyło powiedzieć. Pojechałem do domu, aby historię wam napisać :).
Bagiety nie takie złe jak je malują :h
|