http://www.ipn.gov.pl/a_280303_wyst_morag.html
Żołnierze "Łupaszki"
O Panie, wejrzyj sprawiedliwie...
Piotr Szubarczyk, Nasz Dziennik, 08.02.2003
ja wiem już to było , ale warto przypomieć:
nie strzelajcie do orkiestry: jak śpiewał Ciechowski...
Dnia 8 lutego 1951 roku w więzieniu mokotowskim w Warszawie zamordowano czterech wybitnych oficerów wileńskiej Armii Krajowej i powojennej antykomunistycznej konspiracji zbrojnej: ppłk. Antoniego Olechnowicza "Pohoreckiego", mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", por. Lucjana Minkiewicza "Wiktora" i por. Henryka Borowskiego "Trzmiela".
Egzekucję poprzedziły okrutne śledztwo i pokazowy proces. Oskarżonym postawiono zarzuty "gwałtownych zamachów" na funkcjonariuszy sowieckiej i polskiej bezpieki, prowadzenia działalności wywiadowczej na rzecz obcego państwa oraz współpracy z Niemcami w okresie okupacji. Ten ostatni zarzut był szczególnie podły, ponieważ żaden z oskarżycieli nie miał nawet ćwierci tych zasług w walce z niemiecką okupacją, co skazani na śmierć wilnianie. Spośród skazanych największą sławę zyskał
"Łupaszko"
- dowódca 5. Wileńskiej Brygady AK, dwukrotny kawaler Virtuti Militari. W przeciwieństwie do wielu innych oficerów AK - którzy do końca mieli złudzenia co do intencji Sowietów i dawali się zapraszać na "dagawory", z których już nie wracali - "Łupaszko" nie miał żadnych złudzeń. Jesienią 1939 r. uciekł z sowieckiej niewoli, unikając losu oficerów zamordowanych później w Katyniu. Najbardziej wstrząsającym doświadczeniem okupacyjnym był dla niego los oficerów i żołnierzy oddziału por. Antoniego Burzyńskiego "Kmicica". To był pierwszy oddział AK na Wileńszczyźnie, dowodzony przez absolwenta przedwojennej Szkoły Nauk Politycznych przy Instytucie Europy Wschodniej. Burzyński uważał, że trzeba współpracować z sowiecką partyzantką w walce z Niemcami. W pobliżu bazy polskiego oddziału, nad jeziorem Narocz, znajdowała się baza sowieckich partyzantów, dowodzonych przez Fiodora Markowa. 26 sierpnia 1943 r. Markow zaprosił Burzyńskiego i jego oficerów na "dagawor". Zostali zamordowani. Następnie otoczono i rozbrojono polskich partyzantów. Około 80 z nich zabito na miejscu. Pozostałych wcielono do zorganizowanego naprędce oddziału pod komendą sowieckich politruków. Oddział rozsypał się, prawie wszyscy partyzanci zdezerterowali. Trafili potem w większości pod komendę "Łupaszki". Doświadczenia z oddziałem por. Burzyńskiego, mord dokonany przez sowiecką partyzantkę na mieszkańcach polskiej wsi Koniuchy w Puszczy Rudnickiej, rozbrajanie i zsyłki żołnierzy AK po operacji "Ostra Brama" w lipcu 1944 r., podstępne aresztowanie komendanta Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka" i wiele innych podobnych zdarzeń - to wszystko miało wpływ na stosunek do ubowców i pepeerowców, utożsamianych z NKWD.
"Grupa bandycka AK"
Już po rozwiązaniu Armii Krajowej 5. WB AK została ponownie sformowana - najpierw w Białostockiem, potem, na wiosnę 1946 r., na Pomorzu. Partyzanci "Łupaszki" atakowali jednostki komunistycznych organów bezpieczeństwa oraz struktury PPR, uznając je za kolaboranckie agendy sowieckie w Polsce.
W maju 1946 r. szef wywiadu północnej grupy Armii Czerwonej raportował: "Na południe i południowy zachód od miasta Dancig działa grupa bandycka AK o nie ustalonej liczebności, przywódca bandy Łupaszko. Wymieniona banda w 1944 r. działała w woj. białostockim. 19 maja w mieście Krzyświa bandyci z tej bandy bestialsko zastrzelili doradcę bezpieki Kościerzyny lejtnanta Szyniedzina, trzech pracowników bezpieczeństwa i kierowcę. Tegoż wieczora banda, posługując się fałszywymi dokumentami, w imieniu bezpieki rozbroiła milicję w 8 gminach". Wojewódzki doradca UB por. Wołkow dodaje: "Napady na posterunki MO odbyły się bez najmniejszego oporu ze strony milicjantów. Ofiar z ich strony nie było".
Oba raporty dotyczą najbardziej dramatycznego epizodu z pomorskiej kampanii "Łupaszki" w okresie wiosna-jesień 1946 r. "Miasto Krzyświa" to wieś Stara Kiszewa. W niedzielę, 19 maja 1946 r. szwadron Zdzisława Badochy "Żelaznego" w ciągu jednego dnia rozbroił posterunki MO w Kaliskach, Osiecznej, Osiu, Skórczu, Zblewie, Lubichowie i w Starej Kiszewie. Partyzanci zdobyli dużo broni i amunicji. W Starej Kiszewie zlikwidowali także placówkę UB. Na rozkaz "Żelaznego" zostali rozstrzelani: doradca szefa UB w Kościerzynie lejtnant NKWD Piotr Szyndzin, kierownik placówki UB Jerzy Fajer, pracownicy UB - Zygmunt Mastalerz i Michał Safjan, szofer Szyndzina Władysław Getczes oraz członek PPR i współpracownik UB Jan Kujach.
Dlaczego zginęli ci w Starej Kiszewie, a milicjantów z rozbitych posterunków puszczano wolno? Milicjantów i żołnierzy traktowano tak jak granatowych policjantów lub żandarmów w czasie wojny. Nie atakowano ich, jeśli sami nie atakowali. Za wrogów uważano doradców sowieckich z NKWD, funkcjonariuszy UB i członków PPR wszystkich szczebli oraz konfidentów władzy.
Jak kuropatwy
W tej sytuacji "Łupaszko" i cała zbrojna konspiracja niepodległościowa byli dla władzy wielkim zagrożeniem. W roku 1946, w odpowiedzi na polecenie Berii wycofania z Polski sowieckich wojsk wewnętrznych, minister spraw wewnętrznych Krugłow odpowiada: "Prezydent Bierut uważa, że w zaistniałej sytuacji wojska MWD są w najwyższym stopniu niezbędne i prosił, aby zatrzymać je w Polsce do 1.03.1947".
Sam Stalin rozumiał doskonale, że "władza ludowa" w Polsce bez sowieckich dywizji nie trwałaby dłużej niż dzień. W warszawskim Archiwum Akt Nowych zachował się zapis relacji Bieruta dla członków Biura Politycznego PPR w październiku 1944 r.: "Towarzysz Stalin krytykował naszą miękkość, rozlazłość, że nie umiemy wystąpić dostatecznie śmiało (...) Zwracał uwagę na konieczność zmiany: 'Pieriestroitsja ili ustupić!' (...). Ostrzegł nas, że w tej chwili mamy bardzo dogodną sytuację w związku z obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach. "Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 x 2 = 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to. Ale tak nie zawsze będzie. Wtedy was odsuną i wystrzelają jak kuropatwy..." Diagnozę Stalina potwierdza wielu uczestników powojennej konspiracji zbrojnej, m.in. ostatni z żyjących dowódców polowych "Łupaszki", ppor. Olgierd Christa "Leszek": "Poczucie ryzyka, jakie niosą każde działania zbrojne, nie było nam obce. Ale wiedzieliśmy, jakie są nastroje w wojsku. Co z tego, że KBW stanowiło już wówczas rozbudowaną formację, a nas było w najlepszym wypadku kilkuset. Czuliśmy się kadrówką. Wiedzieliśmy, że jeśli coś się zacznie dziać, to ci chłopcy z wojska 'ludowego', a nawet z KBW, pozbędą się szybko dowódców sowieckich i politruków...".
To już jest Polska...
Aby zrozumieć determinację żołnierzy "Łupaszki" w walce z aparatem państwa komunistycznego, trzeba pamiętać, że dramatycznym doświadczeniom z czasów okupacji, utrwalającym czarny obraz bolszewika, przekazany przez pokolenie ojców doświadczonych w wojnie 1920 r., towarzyszyła świadomość utraty Ojczyzny-ojcowizny. Dla ludności Pomorza czy Wielkopolski armia sowiecka była przede wszystkim wyzwolicielką spod okupacji niemieckiej. Uznawano to mimo rozczarowania wywołanego postępowaniem NKWD po przejściu frontu. Dla ludzi z Wileńszczyzny przybycie Sowietów stwarzało sytuację tragicznego rozdarcia. Najlepiej ujął to młody poeta Józef Borowski w pierwszych słowach nigdy niepublikowanego w czasach PRL wiersza [sprostowanie opublikowane w Naszym Dzienniku dnia 15-16.02.2003r.: W artykule "Żołnierze 'Łupaszki'" (8.02.2002) pojawił się przykry lapsus. Wiersz zaczynający się od słów "Czekamy na ciebie, czerwona zarazo...", napisany w sierpniu 1944 r., gdy armia sowiecka przyglądała się bezczynnie Powstaniu Warszawskiemu, omyłkowo został przypisany Józefowi Borowskiemu. Chodziło oczywiście o Józefa Szczepańskiego ps. "Ziutek", żołnierza oddziału "Parasol" Armii Krajowej. Czytelników przepraszamy za błąd. - wtr. red. NW]:
"Czekamy na ciebie, czerwona zarazo,
Byś wybawiła nas od czarnej śmierci.
Coś kraj nasz najpierw rozdarłszy na ćwierci,
Była zbawieniem, witanym z odrazą...".
Przygotowania
Pomorska kampania "Łupaszki" trwała od kwietnia do listopada 1946 r. "Łupaszko" zadbał o odpowiednie przygotowanie terenu. Do wiosny 1946 r. tworzono punkty kontaktowe, magazyny broni, szpitale polowe. Magazyny broni były m.in. w PGR Zielenice koło Sztumu, Złotowie koło Malborka, Raszynie, Płaskorzu, Dobrawie, Łubiankach i Smolnikach (powiat Tuchola), Wejherowie, Gdańsku (Kościuszki 99/1, na Stogach przy Jodłowej 49/1). Szpitale polowe i składnice medykamentów były w Czerniewie i Świebodzinie. Lokale kontaktowe m.in. w Gdyni przy Świętojańskiej 139/3, w Gdańsku przy Politechnicznej 3, Wróblewskiego 7, Zawiszy Czarnego 1 oraz na Białej.
Oddziały nazwano szwadronami, choć nie miały nic wspólnego z kawalerią. Za to major miał duszę kawalerzysty. Dowódcami szwadronów byli: ppor. Leon Smoleński "Zeus", ppor. Zdzisław Badocha "Żelazny", (po jego śmierci ppor. Olgierd Christa "Leszek") oraz ppor. Henryk Wieliczko "Lufa".
Ustalono, że oddziały będą płaciły za wszelką żywność i sprzęt rekwirowany u osób prywatnych. "Łupaszko" uważał, że należy walczyć kosztem okupanta, a nie kosztem ludności. Rekwirowano mienie państwowe bądź spółdzielcze, za własność prywatną płacąc gotówką zdobytą w akcjach rekwizycyjnych.
Pierwsze akcje
Po tych przygotowaniach zaczęły się akcje dywersyjne. 4 marca zastrzelono w Gdyni konfidenta. 16 marca patrol "Żelaznego" wykonał w Białogardzie wyrok śmierci na członku PPR Patrycym. Obydwie egzekucje miały na celu ochronę trwającej mobilizacji oddziałów.
W marcu w Trójmieście rozpoczęła działalność grupa dywersyjna Feliksa Selmanowicza "Zagończyka". Jej zadaniem była organizacja i zaplecze finansowe dla oddziałów leśnych oraz zdobywanie potrzebnych do legalizacji druków. Grupa wykonywała też wyroki na funkcjonariuszach UB oraz prowadziła wywiad. W lokalu konspiracyjnym w Sopocie przy Mickiewicza 45, w mieszkaniu Leszka Krzywickiego, drukowano ulotki. Przy Mickiewicza 27 mieszkał Mikołaj Sprudin, który wyrabiał dla żołnierzy "Łupaszki" zdjęcia do dokumentów.
Konspiratorzy mieli świadomość, że jakakolwiek wpadka może ich drogo kosztować. Z relacji żyjących żołnierzy "Łupaszki" wynika, że każdy z nich gotów był w każdej chwili do czynu ostatecznego. 7 marca patrol Józefa Bandzy "Jastrzębia" zarekwirował na poczcie przy Grunwaldzkiej w Gdańsku 10 000 zł. Podczas odwrotu Zbigniew Fijałkowski "Pędzelek" natknął się na patrol wojskowy. Został ranny. Zanim nadbiegli żołnierze, popełnił samobójstwo.
Strategia "Łupaszki"
W dniach 12 i 13 kwietnia nastąpiła koncentracja oddziałów 5. Brygady na terenie majątku Jodłówka pow. Sztum. Okręg Wileński AK rozpoczął w ten sposób działalność partyzancką na Pomorzu.
"Łupaszko" przekazał dowódcom instrukcje: nie wdawać się w otwartą walkę z jednostkami przeciwnika, lecz starać się umocnić potencjał. Wojna Zachodu z Sowietami jest nieunikniona. Oddziały powinny stanowić kadrę dla szerokiego ruchu partyzanckiego. Jednocześnie trzeba prowadzić działalność dezintegrującą aparat okupacyjny i zyskiwać poparcie społeczeństwa.
Dywersja
Po zakończonej koncentracji nastąpił wymarsz w teren. Od razu rozpoczęły się akcje dywersyjne. W roku 1946 łupaszkowcy zastrzelili na terenie województwa gdańskiego 8 oficerów i żołnierzy sowieckich, 18 funkcjonariuszy UB, 7 milicjantów i 3 członków PPR. Na Warmii i Mazurach wykonali 97 akcji bojowych, zabijając ponad 30 funkcjonariuszy UB i MO, 17 oficerów i żołnierzy sowieckich. W okresie pomorskim (wiosna-jesień 1946) przeprowadzili 233 akcje bojowe. Oto niektóre z nich:
18 kwietnia szwadrony "Lufy" i "Żelaznego" zatrzymały pociąg na stacji Zarośle pow. Tuchola i zarekwirowały zaopatrzenie z UNRRA. Przeznaczono je na potrzeby oddziału, część rozdano ludności. 30 kwietnia koło leśniczówki Świt patrol rozbroił referenta UB z Bydgoszczy. Tego samego dnia doszło do starcia oddziału pod dowództwem kpr. Władysława Halińskiego "Małego" (grupa współpracująca z "Łupaszką") z grupą KBW i UB w Legbądzie. Ten sam oddział rozbroił pod Legbądem patrol wojskowy, zdobywając broń. W kwietniu w Dierzgoniu zaatakowano komendanturę armii sowieckiej, z której zabrano całą broń. 4 maja szwadron "Żelaznego" zatrzymał pociąg na stacji Tleń. Ujęto i rozstrzelano funkcjonariusza UB, rozbrojono też posterunek MO. 5 maja szwadron "Lufy" zatrzymał pociąg na stacji Zarośle i przeprowadził rekwizycję zaopatrzenia.
8 maja został rozstrzelany na rozkaz "Łupaszki" funkcjonariusz UB Józef Haras. Władze nadały sprawie wielki rozgłos, urządzono z pogrzebu Harasa polityczną manifestację i akcję propagandową przeciw "reakcyjnemu podziemiu". W późniejszej literaturze propagandowej, wywodzącej się ze środowiska UB, wypisywano niestworzone rzeczy o torturach zadawanych Harasowi przed śmiercią. W relacji ppor. Olgierda Christy "Leszka" rzecz wyglądała następująco: "Na autostradzie w pobliżu Czarnej Wody zauważyliśmy grupę uzbrojonych ludzi. 'Żelazny' na rozkaz dowódcy wyznaczył pięciu spośród nas. Przyprowadziliśmy około 20-osobową zbieraninę funkcjonariuszy SOK i milicjantów, zorganizowaną przez niedoświadczonego funkcjonariusza UB ze Starogardu. Nigdy przedtem ani potem nie widziałem tak zdenerwowanego Majora. Nie mógł się pogodzić z faktem, że 'jakiś cywil, przy tym czerwony, śmie organizować obławę na oficera Rzeczypospolitej!'. Uderzył go pejczem w twarz i kazał rozstrzelać. Wkrótce wyraził wobec całego szwadronu ubolewanie z powodu tego uderzenia, tłumacząc się emocją".
Cała sprawa nasuwa wiele oczywistych pytań: jak funkcjonariusz UB wyobrażał sobie ujęcie "Łupaszki", na którego bezskutecznie polowały bataliony KBW, przy pomocy grupy sokistów i milicjantów? Cała "ekspedycja" została ujęta przez 5 ludzi "Żelaznego"! Wydaje się mało prawdopodobne, by szef UB w Starogardzie i jego sowiecki doradca nie wiedzieli o akcji Harasa. Dlaczego na to pozwolili? Może potrzebny był "bohater w walce o utrwalanie władzy ludowej"? Czy bezsensowna i pozbawiona szans akcja Harasa nie była inspirowana przez szefostwo UB?
19 maja oddział "Lufy" rozbroił posterunek MO w Przechylewie pow. Człuchów. W spółdzielni dokonano rekwizycji na potrzeby oddziału. 30 maja przeprowadzono akcję na spółdzielnię w Czarnej Wodzie, rekwirując 40 000 zł. 3 czerwca szwadron "Zeusa" zajął Dzierzgoń. Rozbrojono posterunek MO i sowiecką stację łączności. Oddział "Małego" urządził zasadzkę na grupę operacyjną MO z Bydgoszczy pod wsią Lipinki pow. Świecie, wiozącą aresztowanych mieszkańców tej wsi, m.in. leśniczego, sołtysa i księdza. Zginęło 4 funkcjonariuszy UB i 1 oficer wojska. 10 czerwca w Tulicach doszło do potyczki z grupą operacyjną UB i milicjantami. Trzech milicjantów zginęło. Dwóch funkcjonariuszy UB rozstrzelano. Podczas walki ranny został "Żelazny". Został wytropiony w okresie leczenia i zabity przez UB w majątku Zielenice koło Sztumu. 15 czerwca rozbrojono posterunek MO w Śliwicach. 22 czerwca w Bartlu Wielkim szwadron "Leszka" rozbroił oficera i 7 żołnierzy z grupy propagandowej oraz komendanta posterunku MO z Kalisk. 24 czerwca szwadron "Leszka" skontrolował pociąg na stacji Bąk. Zastrzelono oficera i 4 żołnierzy sowieckich. 2 lipca pod Suszem przeprowadzono akcję na 10 żołnierzy sowieckich, pędzących zrabowane konie do ZSRS. 10 lipca patrol zarekwirował pieniądze dla potrzeb oddziału na poczcie w Ocyplu. 20 lipca szwadron "Leszka" stoczył walkę z oddziałem KBW na stacji Lipowa. Poległ oficer i podoficer KBW, żołnierzy rozbrojono. Ranny został "Leszek". 24 lipca patrol szwadronu "Lufy" zastrzelił agenta UB na stacji kolejowej Grupa, a 3 sierpnia starł się z grupą operacyjną UB w kolonii Kiełpin pod Tucholą. 30 sierpnia szwadron "Zeusa" zarekwirował w spółdzielni w Brusach żywność i pieniądze, następnie rozbroił posterunek MO. 3 września szwadron "Zeusa" ukarał chłostą mieszkankę wsi Lipinki, która zadenuncjowała na UB miejscowego księdza. 5 września we wsi Mokre koło Czerska ukarano chłostą dwóch pepeerowców. 15 września szwadrony "Zeusa" i "Leszka" ujęły i rozstrzelały w Śliwicach 2 funkcjonariuszy UB i milicjanta, następnie rozbroiły posterunek MO. 25 września szwadron "Zeusa" rozstrzelał w Kaszubach pow. Chojnice członka PPR współpracującego z UB. Podobne akcje szwadron wykonał później, m.in. we wsi Leśna rozstrzelał wójta współpracującego z UB, konfidenta UB występującego jako "Badacz Pisma Świętego" oraz konfidenta we wsi Budy. 17 października szwadron "Leszka" rozbroił 3 funkcjonariuszy MO z posterunku w Karsinie.
17-18 października, podczas koncentracji na Podlasiu 6 Brygady i szwadronu "Lufy", mjr "Łupaszko" przekazał podkomendnym otrzymany rozkaz rozwiązania podległych mu oddziałów. Nastąpiło to stopniowo, poprzez ograniczenie działalności zbrojnej.
23/24 października odbyła się akcja silnej grupy operacyjnej KBW i UB w Stobnie pow. Tuchola. Ujęto 2 rannych partyzantów ze szwadronu "Zeusa". Aresztowano 35 (!) miejscowych chłopów pod zarzutem współpracy z oddziałami "Łupaszki".
21 listopada - na rozkaz komendanta Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego AK - ppłk. Antoniego Olechnowicza "Pohoreckiego" - "Leszek" i "Zeus" zdemobilizowali swoje szwadrony w Borach Tucholskich. Walka toczyła się już tylko na Białostocczyźnie i w sąsiednich rejonach. Część partyzantów, w tym "Zeus", "Leszek" i "Mały", ujawniła się podczas amnestii w 1947 r. Wielu z nich zostało wkrótce potem aresztowanych przez UB.
Nieuchwytni
Szef wojewódzkiego UB płk Mrozek raportował po akcji w Starej Kiszewie, w ściśle tajnym specraporcie do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, że natychmiast wysłano w pościg za "bandą" wojsko, KBW, milicję i UB. Akcja była nieskuteczna, tak jak wiele podobnych. Szwadron "Żelaznego" przejechał samochodem aż pod Koszalin. Tam dwa dni później rozbroił posterunek MO i placówkę UB w Bobolicach. Po następnych dwóch dniach "Żelazny" był już na Kaszubach i toczył walkę z grupą operacyjną UB w Puzdrowie gm. Sierakowice. Taktyka polegała na dobrym rozpoznaniu, szybkiej akcji i głębokim odskoku w odległy teren.
Z honorem
23 maja pododdział od "Żelaznego" walczył z grupą MO koło wsi Podjazdy w powiecie kartuskim. Poległo 4 milicjantów, jeden został ranny. Ten ranny okazał się potem dzielnym i sprawiedliwym człowiekiem. Kiedy gdańskie UB schwytało w lipcu sanitariuszkę "Inkę", zrobiono wszystko, by obciążyć ją w sposób wystarczający na wyrok śmierci. Dziewczyna została rozstrzelana. Milicjanci i ubowcy podpisywali sfingowane zeznania, w świetle których "Inka" wydawała rozkazy rozstrzelania ubowców, strzelała w plecy podczas akcji itp. W latach 90., pytani ponownie przez prokuratorów IPN, odwoływali swoje zeznania, tłumacząc, że ich nie czytali, że się bali, że im kazano. Wspomniany milicjant miał tyle odwagi i honoru, że nie tylko nie zgodził się obciążyć "Inki", ale na dodatek zeznał, że kiedy szwadron pospiesznie odjeżdżał samochodem z miejsca akcji, dziewczyna podała mu bandaż do opatrzenia rany.
W czasie jednej z akcji pod Sztumem rozstrzelano dwóch ubowców, trzeciego oszczędzono. Jako jedyny z tej trójki na widok rannego w akcji milicjanta porwał koszulę i opatrzył mu ranę. Żołnierze "Łupaszki" cenili takie zachowanie nawet u ludzi, których uważali za wrogów. Wiedzieli, co to jest koleżeństwo i solidarność w sytuacjach ekstremalnych. Kiedy Tadeusz Urbanowicz "Moskito" został ciężko ranny pod Tleniem, nie chcąc opóźniać odwrotu kolegów naciskanych przez obławę KBW, pożegnał ich okrzykiem: "Czołem, chłopaki!", i strzelił sobie w skroń.
Wojsko, nie banda
Cechą charakterystyczną oddziałów "Łupaszki" była dyscyplina wojskowa. Do tego stopnia, że zdarzały się przypadki chłosty za zachowanie niegodne żołnierza Rzeczypospolitej, a nawet sąd wojskowy i egzekucja za samowolne działanie o charakterze rabunkowym. Meldowanie się zgodnie z regulaminem wojskowym i nienaganny wygląd wyróżniały łupaszkowców na tle wojska "ludowego", nie mówiąc o UB czy milicji. Wszyscy ubrani byli w jednakowe mundury: w zależności od sytuacji albo w mundury "berlingowskie" z rogatywkami (ale z przedwojennymi dystynkcjami i orłem), albo w mundury "andersowskie" i czarne berety. Dzień rozpoczynał się i kończył modlitwą. Wielu żołnierzy nosiło ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej.
Wdeptani w ziemię
Jednym z projektów naukowych, realizowanych przez wszystkie oddziały IPN, jest indeks represjonowanych. Gromadzi się dokumentację sądową i tworzy się rejestr "żołnierzy wyklętych" i innych skazanych z powodów politycznych przez komunistyczny wymiar sprawiedliwości. Rejestr zawiera już tysiące nazwisk. Większość z tych przypadków oznacza krótkie, często drastyczne śledztwo, strzał w potylicę i bezimienną mogiłę, jeśli w ogóle można mówić o mogile. Bliższe prawdy byłoby raczej wyrażenie: "wdeptani w ziemię", ponieważ miejsca pochówków zostały od początku tak zatarte, że są dziś nie do ustalenia. Pozostało jeszcze trochę listów, nigdy niewysłanych rodzinie, choć obiecano to skazańcom, dołączonych do "akt sprawy" w zalakowanych kopertach, takich jak ten, pisany w celi śmierci przez żołnierza WiN-u: "Kochana Żono. Piszę do Ciebie ostatni list. Dziś kończę swoje życie na ziemi, ale umrę z wiarą w lepsze jutro. Przyjąłem Komunię Świętą - może Pan Bóg przebaczy moje grzechy. Proszę Cię, najdroższa Żono, przebacz mi i Ty za moje niedociągnięcia rodzinne, za to, że nie dałem Ci ciepła rodzinnego, jak do męża należy. Przebacz mi, módl się i chowaj Januszka, aby był dobrym Polakiem. Ja zginę, ale duch mój będzie między Wami (...) - Jan".
Czarna legenda
Walka z "Łupaszką" toczyła się na dwóch frontach. Pierwszy to karne ekspedycje KBW i UB, które miały doprowadzić do fizycznej likwidacji oddziałów. Drugi, bardziej dotkliwy, ze skutkami sięgającymi naszych czasów, toczył się w sferze propagandy. W roku 1946 partyjna prasa starała się zohydzić w oczach społeczeństwa działalność szwadronów "Łupaszki", przedstawiając je jako grupy bandyckie i rabunkowe. Tak samo relacje z procesu łupaszkowców ociekają krwią: "Haniebna współpraca kierownictwa AK z hitlerowskim okupantem" ("Życie Warszawy"), "Wileńskie dowództwo AK w porozumieniu z gestapo organizowało mordy na radzieckich partyzantach" ("Głos Wybrzeża"), "Pod dyktando i za pieniądze imperialistów - szpiegostwo i dywersja przeciwko własnemu krajowi" ("Express Wieczorny").
W roku 1946 grasowało na Pomorzu wiele grup rabunkowych. Władze robiły wszystko, by te rabunki też zapisać na konto "Łupaszki" i w ten sposób wyizolować go ze środowiska, w którym działał. Była też szeptana propaganda, że "Łupaszko" to to samo co UPA...
Ubecy do piór
Gazety to druk ulotny. Gorzej z książkami, które do dziś zalegają biedne szkolne biblioteki. Uczeń może na przykład trafić na wydaną w roku 1969 książkę Jana Babczenki (byłego szefa UB w Kościerzynie) i Rajmunda Bolduana "Front bez okopów". Tam na stronie 189. przeczyta, jak "Inka", sanitariuszka "Łupaszki", morduje funkcjonariuszy UB w Starej Kiszewie. Dla większego efektu "Inka" jest w tej książce "kruczoczarna", "krępa", ma pistolet w garści. Strzela z "sadystycznym uśmiechem", a lufa pistoletu błyszczy złowrogo "oksydowaną stalą". W rzeczywistości 17-letnia Danka Siedzikówna była szczupłą szatynką i do nikogo nie strzelała. Strzelano za to do niej w więzieniu na Kurkowej 28 sierpnia 1946 r.
"Łupaszko" niepokoi
Mimo że miejsca pochówków są nieznane, major i jego żołnierze nie odeszli w nicość. Są ciągle obecni w społecznej świadomości i nie dają spokoju. Rady miejskie Łodzi i Krakowa nadały ulicom w tych miastach imię "Łupaszki". Taki sam wniosek byłych żołnierzy AK komisja Rady Miasta Gdańska odrzuciła w roku 1993, opierając się na opinii prof. Józefa Borzyszkowskiego, który napisał: "Mam wielce mieszane uczucia, a opinia nie moja jest tu ważna, tylko ludzi dotkniętych skutkami powojennej działalności wspomnianych osób [żołnierzy "Łupaszki" - PSz] na Pomorzu...".
Ludzie dotknięci skutkami powojennej działalności "Łupaszki" to rodziny sowieckich doradców, funkcjonariuszy UB, aktywistów PPR. A co z tymi po drugiej stronie, z tymi "wdeptanymi w ziemię"? Kto i kiedy zapali świeczkę na ich grobie? Co z rodzinami prześladowanymi i inwigilowanymi przez kilkadziesiąt lat po wojnie? Co z dziećmi urodzonymi w więzieniu? Z listami pożegnalnymi pozostającymi do dziś w zalakowanych kopertach?
"O Panie, wejrzyj sprawiedliwie na walkę naszą w ciemną noc..." - to słowa "Modlitwy partyzanckiej" Adama Kowalskiego, śpiewanej jako modlitwa wieczorna przez żołnierzy "Łupaszki". To prośba do Boga. A co ludzie mogą zrobić dla "Łupaszki" i jego żołnierzy - zwłaszcza tych żyjących?
Piotr Szubarczyk
--------------------------------------------------------------------------------
Andrzej Kołakowski
Rozstrzelana armia
Różańce ofiar, mgły nad rojstami,
A tętent kopyt rytm wybija.
To pułki armii rozstrzelanej,
To przeszłość, która nie przemija.
Przez mgły pamięci, życia zamęt
Wędruje szwadron za szwadronem.
Błyszczą honorem klingi szabel,
Stygnie koralem krew na skroniach.
W ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki,
To śpiący rycerze majora Łupaszki.
Wieczna chwała zmarłym, hańba ich mordercom,
Tętno Polski bije w przestrzelonych sercach.
W dusznych oparach współczesności
Kręcą się mroczne interesy.
Na euro się przelicza kości
A pamięć leczy się ze stresu.
Nad polskim Wilnem zaszło słońce,
Snuje się wieczór niespokojny,
A Ostrobramska Matka wita
Swe dzieci wracające z wojny.
Od wrót Ostrej Bramy do katowni Gdańska -
Tak się zakończyła przygoda ułańska.
Zagrała pobudka, rżą w przestworzach konie,
Odpoczną żołnierze na niebiańskich błoniach.
Gdańsk, sierpień 2002
Piotr Szubarczyk, Nasz Dziennik, 2003-02-08