Aśka72 napisał(a):
Na pewno jest więcej takich przykładów ratowania zabytków z rozmaitych dotacji. Można zapytać skoro jest tak dobrze,to dlaczego jest tak źle?
Czyli jednak nie fikcja :) Ja nie napisałem, że jest dobrze. frank jak zwykle odmalował problem w czarnych barwach, a ja pokazałem, że aż tak źle nie jest z budynkami z rejestru zabytków.
O innych regionach się nie wypowiem, ale o Dolnym Śląsku trochę. przed wojną dwory,kamienice miały swoich właścicieli, którzy utrzymywali je z własnych dóbr/ziemia, fabryki, sklepy, hotele itp/. Większość budowli w małych miastach i na wsi ocalała w czasie wojny. Natomiast przez kilka lat po wojnie Dolny Śląsk był takim dzikim zachodem.Przyjeżdżały tu tysiące ludzi z całej Polski rabując i wywożąc co się tylko dało, bo poniemieckie i niczyje. Polityka władz też była nastawiona na likwidację śladów"niemczyzny. Te budynki gdzie stacjonowało wojsko, administracja, gdzie powstały szkoły,PGR-y miały większą szanse przetrwania. Nikt przecież nie będzie bronił niemczyzny. To Polacy doprowadzili te zabytki do ruiny.Kto potrzebował, drzwi, futryn, cegieł na kurnik ten szedł i brał jak swoje. Do 1970 roku/ układ o uznaniu przez RFN granicy na Odrze i Nysie/ panował na Dolnym Śląsku stan tymczasowości i obawy, że Niemcy wrócą, a co za tym idzie nikt nie inwestował. Za Gierka zaczęło się to zmieniać, ale skala zniszczeń i zaniedbań była ogromna. Pojawił się kolejny problem istniejący zresztą do dzisiaj. Pieniądze na restauracje zabytku, to jedno, ale za co potem zabytek utrzymać. Stąd oferty sprzedaży zabytków przez gminy raz z dobrym, dwa złym skutkiem. Kolejna sprawa to mentalność ludzi sprzeciwiających się finansowaniu zabytkowych budynków będących w rękach prywatnych z pieniędzy publicznych. Jak jest mało pieniędzy, to gmina nie da na zabytki przecież. A na Dolnym Śląsku bez Wrocławia bieda aż piszczy w niektórych gminach.