Mądry inwestor.
Działka ma 1428 m2, jej obecną wartość rynkową można szacować na ok. 10.000.000 do 15.000.000 zł (5 baniek w tę czy wewtę to doprawdy drobiazg przy tej skali przewału). Wcześniej pozyskiwane dotacje poszły na przysłowiowe "waciki", a kulisy i zasadność ich przyznawania pozostawiam domyślności czytelników forum.

Dla dociekliwego forumowicza wgląd w księgę wieczystą nieruchomości tutaj: https://www.ksiegiwieczyste.pl/search/l ... 3D#results, o ile ma on zupełnie niepotrzebne 40 zł :)

Właściciel ma prawny obowiązek dbania o zabytek. Czy nie ma możliwości przymuszenia go, by doprowadził do stanu pierwotnego? Tak pytam, bo proceder doprowadzania zabytkowych budowli do ruiny w celu pozyskania działki jest bardzo częsty.

Arcze, przykład możliwości podejrzenia KW w takich portalach jest modelowym przykładem jak są bezpieczne dane, które podajemy władzy w naszym kraju.
Nie chodzi mi o to że kiedyś można było sprawdzić KW na geoportalu, tylko o to ze nikogo nie zaniepokoiło wyniesienie hurtem wszystkich KW z całej Polski. Ktoś sobie pobrał i uj, żadna czerwona lampka się nie zapaliła. Ps. firma udostępniająca ma siedzibę na jakiś ciepłych morzach, ale z właścicielem można się ustawić na obiad w Warszawie jak chcemy sprawdzić większa ilość, rabaty podobno są już od 100 sprawdzeń, podobno można też szukać po peselu, nazwisku. Jak chcecie kogoś ścigać, to jest to najprostsza metoda namierzenie gdzie się ukrywa.

Jak widać granica możliwości ochrony zabytków przez urzędników WKZetów kończy się na pogiętych aluminiowych łyżkach, zmurszałych guzikach i zwłokach drobnych monet przypadkowo znajdowanych przez detektorystów, tu wykazują szczególną aktywność i troskę o przedmioty najczęściej nikłej wartości pod każdym względem, finansowym, naukowym, czy historycznym, które dla powagi sprawy bezczelnie potrafią nazywać zabytkami archeologicznymi. Natomiast nie można powiedzieć by urzędnicy WKZ sumiennie przykładali się monitorowania badań archeologicznych i właściwie reagowali na nagminne przypadki znikających zabytków pozyskiwanych z wykopalisk, nie mówiąc o jakimkolwiek chronieniu rujnowanych zabytkowych budowli wpisywanych przez nich samych do rejestru zabytków, gdzie ich urzędnicza tzw. ochrona ogranicza się jedynie do pozorowanych inspekcji i przekazywania właścicielom zabytków finansowej dotacji na często fikcyjne remonty, czy niby zabezpieczenia zabytków.

WKZ co najwyżej powinien zmienić nazwę na CBA - Centralne Biuro Antydetektorystyczne, bo nie chronią zabytków, a za główny cel działania obrali sobie represjonowanie detektorystów, choć i tu, nawet przy zaangażowaniu organów ścigania, zaostrzeniu przepisów prawa i medialnej ofensywie, poza iluzorycznymi sukcesami nie mają żadnych innych osiągnięć.

Frank bo to jest tak po polsku, pierdołami przysłonić rzeczy do których powinni się przyczepić.

Może jest sposób, żeby na WKZ'ty napuścić kontrolę NIK? Wydają pieniądze na lewo i prawo bez żadnej większej kontroli.
Skupiają się tak jak napisali powyżej koledzy na gnębieniu detektorystów, a ich ochrona zabytków jest w wielu przypadkach pozorna.

Nigdy nie tkną wkz, byłaby to wielka przegrana naszej władzy.

Mimo, że jest to jest zamknięty krąg, że ich są eksperci i biegli, to uporczywa presja i punktowanie zawsze ma sens, ujawnianie, nagłaśnianie błędów, niedopatrzeń, przeoczeń, niedociągnięć, nieścisłości i uchybień, bo właśnie tak są kwalifikowane przestępstwa archeologów i urzędników i nie są skazywani za przestępstwa przeciwko zabytkom, kradzieże, profanacje, są skazywani za przestępstwa finansowe, ustawiane przetargi, łapówki, bo widać w te rejony macki ich ochrony nie sięgają. Al Capone też został skazany za przestępstwa finansowe.

To bardzo dobry pomysł Frank. Wytocz sprawę urzędnikowi z powództwa cywilnego, bo w końcu uszczuplił nasze wspólne posiadanie w tym Twoje. Jak to zrobisz, dorzucę się 500zł na prawnika i będę z wielkim zainteresowaniem śledził rozwój wypadków. Takich jak ja znajdzie się więcej.

Tak jak pisałem powyżej, żaden proces nie ma najmniejszych szans, jedynie działania CBA i badanie strony finansowej, lub zdarzy się sytuacja, gdzie ostro powadzą się o zlecenia, lub kasę, tak jak to miało miejsce kilkanaście lat temu, wtedy układ się sypnął, aż zatrzęsło systemem, ale jak zwykle wystarczyło kilka lat i wszystko się ustabilizowało, więc nauczeni przykładem wymyślili nadzory archeologiczne, rozdrobnili się na dziesiątki firm i teraz nikt się nie wychyla, każdy pilnuje swojego korytka. Tu najwięcej mogą powiedzieć współpracujące z firmami archeo detektoryści ze stowarzyszeń, bo są tacy, chyba, że też są umaczani w układy i będą siedzieć cicho.
Naszą rolą jest uporczywe propagowanie „uchybień” i „błędów” archeologów, czyli prosto mówiąc „urabianie” w prawdzie opinii publicznej, by w końcu przebić ten szklany sufit fałszywej narracji urzędników i archeologów kreujących nas na przestępców, największych szkodników żerujących na zabytkach naszego dziedzictwa.

Kolego Frank jak można porównywać starą ruinę na zawaleniu której da się zarobić parę nędznych milionów do podziału do niebezpiecznych przestępców czyszczących pola z bezcennych polmosów, przedmiotów przypominających łyżki, kulek szrapnelowych czy unikatowych wprost szelągów Jana Kazimierza. Dziedzictwo narodowe płacze krwawymi łzami nad takimi zbrodniarzami, a każdy fachowiec z branży powie że takie porównania są po prostu niestosowne. ;)
p.s
Zaszyte kieszenie mają tylko naiwni poczciwcy.

Igor Strzok przetrzymywał odwołania i ponaglenia, które miał obowiązek przekazać swoim przełożonym
Krzysztof Katka
7 stycznia 2022 | 23:00

Wojewódzki konserwator zabytków w Gdańsku Igor Strzok nawet przez prawie cztery miesiące przetrzymywał ponaglenie złożone przez wnioskodawcę, który nie mógł doczekać się wydania przez niego decyzji. Konserwator miał obowiązek przekazania dokumentów do ministerstwa w terminie 7 dni.
Po miażdżących wynikach kontroli wojewody pomorskiego w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków z Gdańsku wojewódzki konserwator Igor Strzok postanowił zignorować wskazane nieprawidłowości i nie komentuje sprawy. Wcześniej nie złożył nawet wyjaśnień do uwag kontrolerów.

"Jestem petentką tego urzędu i mogę tylko dodać, że jest jeszcze gorzej niż opisano w raporcie wojewody. Żaden termin administracyjny nie jest dochowywany a do tego arogancja i brak kompetentnych urzędników, co oczywiste przy stałej wymianie kadr i odejściu wieloletnich doświadczonych osób, którym trudno się było dziwić, że nie chciały tam zostać. Stajnia Augiasza to salon przy tym urzędzie" - to komentarz naszej czytelniczki zamieszczony po tekstem o kontroli.

Poseł KO Piotr Adamowicz ocenił, że ustalenia powinny zakończyć się dymisją konserwatora. Pytania, czy zostaną wyciągnięte wnioski z kontroli wysłalismy do Jarosława Sellina, Głównego Konserwatora Zabytków.
Konserwator przetrzymuje odwołania nawet przez 3 miesiące

Ustalenia urzędników wojewody wskazują, że konserwator nie tylko nie dotrzymuje terminów rozpatrywania części zgłaszanych spraw, ale wprowadził także praktykę, która ogranicza prawa wnioskodawców dotyczące składania odwołań i ponagleń.
Od decyzji konserwatora można się odwołać do organu wyższej instancji, ale procedura jest taka, że pismo należy złożyć u konserwatora, który ma obowiązek przekazać je do Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Termin wynosi 7 dni i jest określony przez art. 133 kpa: "organ administracji publicznej, który wydał decyzję, obowiązany jest przesłać odwołanie wraz z aktami sprawy organowi odwoławczemu w terminie siedmiu dni od dnia, w którym otrzymał odwołanie, jeżeli w tym terminie nie wydał nowej decyzji".

Urzędnicy wojewody sprawdzili, jak to przekazywanie wychodziło konserwatorowi w dwóch weryfikowanych podczas kontroli sprawach. W jednym przypadku było to 14 dni, w drugim 21.

Konserwator nie wyjaśnił przyczyn opóźnienia, więc kontrolerzy zażądali wykazu odwołań złożonych od stycznia do maja 2021 r. "W 11 na 20 przypadków odwołanie zostało przesłane z przekroczeniem terminu. Najdłuższy termin przekazania odwołania wynosił prawie 3 miesiące".
Ponaglenie na brak decyzji zablokowane na prawie 4 miesiące

Gdy rozpatrywanie sprawy zbyt długo, co jak wykazała kontrola, u konserwatora jest niemal tradycją, to wnioskodawca może złożyć ponaglenie. Również w tym wypadku konserwator ma co najwyżej 7 dni, aby przekazać dokument do ministerstwa. Ponadto ma obowiązek ustosunkować się do niego.
"Przekazując ponaglenia PWKZ nie ustosunkował się do nich, a ponadto przekazał je nieterminowo. W obu sprawach ponaglenie wpłynęło 30 czerwca 2020 r. i zostało przekazane Ministrowi Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu dopiero w dniu 20 października 2020 r., tj. prawie 4 miesiące po wpływie ponaglenia do WUOZ. W sprawach tych wydano pozwolenie odpowiednio 20 i 17 sierpnia 2020 r. Zauważyć również należy, że po wpływie ponaglenia najpierw wydano pozwolenie, a następnie przekazano ponaglenie, w związku z czym Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu uznał, że PWKZ nie dopuścił się bezczynności, ponieważ decyzja w sprawie została wydana".
Po zabiegach konserwatora minister Sellin podał posłom niepełne dane
W lipcu 2021 r. pomorski poseł Piotr Adamowicz napisał interpelację do rządu w sprawie nieprzestrzegania przez konserwatorów zabytków terminów określonych w kodeksie postępowania administracyjnego. Pytał, czy ministerstwo sprawdza pod tym kątem konserwatorów, chciał też wiedzieć, ile decyzji z naruszeniem lub złamaniem przepisów kpa wydał m.in. wojewódzki konserwator w Gdańsku.
Odpowiedzi udzielił wiceminister Jarosław Sellin, który od początku 2022 r. jest również Głównym Konserwatorem Zabytków.

Stwierdził, że formą nadzoru są rozstrzygnięcia uchylające umarzające, uchylające i kierujące sprawy do ponownego rozpatrzenia.

"Liczba orzeczeń administracyjnych wydawanych rocznie przez wojewódzkich konserwatorów zabytków to ok. 60 tys. Natomiast do Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu zaskarżonych zostaje jedynie ok. 2 proc. rozstrzygnięć".
Sellin przyznał, że okresie od stycznia do czerwca 2021 r. zostało zaskarżonych 55 rozstrzygnięć Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

"W tym okresie Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wydał 28 orzeczeń uchylających decyzje lub postanowienia organu pierwszej instancji. Ponadto wpłynęło 20 ponagleń. W 8 przypadkach stwierdzono bezczynność lub przewlekłość organu" - napisał Jarosław Sellin.
Jednak, jak wynika z ustaleń kontroli, tych przypadków było więcej, tylko konserwator maskował je nie przekazując w terminie dokumentów do ministerstwa. A w czasie, który zyskiwał, wydawał w końcu decyzje.

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmias ... lenia.html

Dawno się tak nie uśmiałam. Dobre, dobre....wyborne nawet powiem. Strzok przetrzymuje odwołania nawet 4 miesiące....a ministerstwo powinno się tylko cieszyć, bo ma przez te 4 miesiące święty spokój, wszak sami przetrzymują odwołania jeszcze dłużej. Mój "rekordzista", któremu pisałam odwołanie w grudniu 2020 roku, otrzymał swoją decyzję z ministerstwa z końcem grudnia 2021r., choć w lipcu składaliśmy odwołanie. Niestety wnioskodawca nie chciał składać skargi do WSA.
Oj coś mi się wydaje, że tu nie chodzi o problem terminowości. Kto by się tym przejmował? W ten sposób to większość konserwatorów musiałaby polecieć na bruk. Szkoda, że to tylko lokalna Wyborcza...
Dzięki Arcze za newsa.

Czyli prywatny folwark,ciekawe kto za nim stoi bo widać że niczego się nie boi.