Witam
historia która opowiem dotyczy miasta w którym mieszkam a dokładniej nieczynnego od dawna kościoła ewnagielickiego. Około 20 lat temu pojawiła się plotka że w Ewangieliku straszy. Słychać jakieś odgłosy dochodzące z wieży. Byłem wtedy w tym wieku w którym nastolatek zaczyna coraz bardziej zabiegać o względy tej " najpiękniejszej z klasy" i mimo że razem z kolegą braliśmy opowieści o duchu w ewangieliku za bzdury i paplaninę starych dewotek, pojawiła się niebanalna szansa zaimponowania naszym wybrankom, jacy to z nas hardcorowcy... Umówiliśmy się na nocny spacerek w okolicach tego kościoła , oczywiście z naszymi koleżankami....
.. i do dziś pamiętam ten odgłos, jak gdyby ktoś bardzo ciężko oddychał lub wzdychał, w odległości ok 50 m od wieży ten dźwięk był tak głośny że miąłem wrażenie, nie tylko ja zresztą, że ten ktoś stoi pomiędzy nami.... więcej już tam nie poszliśmy, a te dźwięki trwały jeszcze około 2 tygodni, tak w dzień jak i w nocy, przynajmniej tak mówili ludzie, ustały kiedy ksiądz podobno odprawił egzorcyzm. Mówię podobno bo nie widziałem tego osobiście, tak porostu mówili ludzie w mieście. Oczywiście, pojawiły się "wyjaśnienia" że źródłem tych głosów był wiatr albo sowa która zagnieździła się w wieży. Może tak było...dziwne tylko, ze nie zdarzyło się to nigdy wcześniej i nigdy później jeśli chodzi o wiatr, a domniemana sowa wyprowadziła się natychmiat po egzorcyzmach...(jeśli te faktycznie się odbyły). napisałem nigdy wcześniej i nigdy później...ale nie do końca jest to prawdą, do tego jeszcze dojdę.
Tu wróćmy kilkanaście lat wstecz... w mieście krążyła legenda o cyganie, który krótko po wojnie spadł z wieży, kiedy wybrał się po koronę pod krzyżem wieńczącym dach, a która miała być zrobiona z platyny. Tyle legendy, a faktem jest ze kilka lat przed "nawiedzeniem" zginęły w wieży dwie osoby, jedna spadła ze spróchniałych schodów, druga znaleziono powieszoną, przy czym pamiętam że nie było to samobójstwo, wiązały się z tym jakieś niejasności, których teraz sobie nie przypomnę, nie są zresztą one ważne dla dalszej opowieści...chociaż przydałyby się dla podbudowania nastroju...
Kilka lat po "nawiedzeniu" jeden z większych i dobrze prosperujących zakładów w mieście wynajął budynek ewangielika na magazyny, od tego momentu zaczął się powolny upadek tego zakładu, dziś zakład nie istnieje, firmy które próbowały wykorzystać teren zakładu do swoich celów też kończyły klapą, zakład do końca miał magazyny w tym budynku. Nikt wtedy nie wiązał jeszcze tego z ewangielikiem... Mija kolejne parę lat i inny zakład próbuje pójść w ślady tego pierwszego...i historia się powtarza, zakład w krótkim czasie staje na skraju bankructwa, odstępuje jednak od wykorzystywania kościoła jako magazynu...dziś to jeden z nielicznych zakładów w mieście który prosperuje świetnie... Od tego czasu mówi się że z ewangielikiem "coś jest nie tak" , a komunizm w Rosji upadł bo wykorzystywali kościoły na stajnie, magazyny itd, dowodem nasz Ewangielik i oba zakłady. Taka lokalna mądrość ludowa....
Pojawił się swego czasu pomysł wykorzystania tego budynku jako krytego basenu i połączenia go oszklonym przejściem ponad ulicą ze szkoła podstawową, która sąsiaduje z kościołem. Raczej się nie pomylę jeśli powiem ze pomysł powstał w okresie kiedy pierwszy z zakładów splajtował i budynek miał znowu stać niewykorzystany.
I tu mógłbym zakończyć ta opowieść gdyby nie jeden drobiazg... ewangielik znowu przypomniał mi o sobie... nie dalej jak miesiąc temu córka, która uczy się w tej szkole sąsiadującej z ewangielikiem opowiadała, że w szkole pojawił się duch, i nauczyciele pod jakimś pretekstem zakazali wszystkim wchodzić na piętro, , któryś z nich był blady, chwile potem pojawił się ksiądz...ot dziecięce opowiastki z dreszczykiem...które potraktowałem lekceważąco...
- I WIESZ TATO? było słychać takie huczenie, jakby z wieży...
pół roku temu pomysł budowy basenu wypłynął ponownie...tym razem bez oszklonego przejścia... dla mnie nie ma różnicy...
Ostatnio edytowano niedziela, 13 czerwca 2004, 22:34 przez wirnik, łącznie edytowano 1 raz
|